Rozdział 6

5 2 0
                                    

Dochodziła północ. Wieczór mijał na nie wygodnych spojrzeniach. Ilość klientów zaczynała się stopniowo zmniejszać. Wspierałam się plecami o szafkę z alkoholem, czułam na sobie wzrok Clyda, który od czasu do czasu sprawdzał, co dzieje się za barem.

– Chce przerwę na papierosa.

– Ty i fajki? No tego dawno nie grali... Aż tak się wszystkim przejmujesz? – Odezwał się, przeglądając coś w telefonie.

– Ja nie komentuje, ile ty kopcisz dziennie – prychnęłam. Otaczałam wzrokiem całą, w połowie pustą salę.

– Nie zgub się po drodze. – Charlie oderwał się od wyświetlacza telefonu, na rzecz nalewania piwa, dla jakiejś niskiej blondynki z dużymi ustami.

– Nie musisz być od razu, aż tak zgryźliwy, w stosunku do mnie – posłałam przyjacielowi słaby uśmiech.

– Że ja? A gdzież bym śmiał... – zażartował.

Na zewnątrz panowała stabilna pogoda. Nie padało, ani nie wiało, jednak niska temperatura zaczęła wyraźnie dawać się we znaki. Odpaliłam papierosa. Dawno zapomniałam, jak smakuje nikotyna.

Usiadłam na ławce przed wejściem do baru, wolną dłoń zajęłam telefonem. Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy na portalu społecznościowym, był artykuł. ,,Zaginiona Bez Śladu: Dramatyczne Porwanie w Centrum Miasta" Wypuściłam nikotynowy oddech z moich płuc. Wokół mnie pojawiła się para i dym po papierosach. Od kiedy Brighstone jest miejscem, w którym coś się dzieje...? – Spytałam się w myślach.

Z artykułu wynikało, że pewna trzydziestoletnia kobieta z centrum miasta, nie wróciła do domu. Sam w sobie artykuł, nie wywołał we mnie niepokoju. W końcu takie sytuacje się zdarzają, ale to już piąty przypadek w przeciągu ostatniego tygodnia. Według informacji na zamieszczonej stronie. Wiadomo było jedynie, że każdy przypadek był bardzo specyficzny. Osoba powiązana ze sprawą, zacierała wszystkie ślady. Policja nie miała praktycznie żadnych punktów zaczepnych. Ich tropy kończyły się na ostatnich osobach, które rozmawiały z zaginionymi.

– Pogadamy? – Z zamyślenia wyrwało mnie pytanie Jaysona. Tak zagłębiłam się w sens czytanego artykułu, że aż z wrażenia drgnęłam. Kiedy podniosłam wzrok, dotarło do mnie, że chłopak przyszedł sam. Miał na sobie grubą kurtkę w kolorze musztardowym i naciągnięty na głowę kaptur, który chronił jego skórę od zimna. Jego dłonie spoczywały w kieszeniach dżinsowych, luźnych spodni.

– Wystraszyłeś mnie – skomentowałam, rozglądając się wokół. – Czego chcesz?

– Spokojnie, jestem sam. Clyde myśli, że poszedłem do toalety. – Mężczyzna zajął miejsce po mojej lewej. Podobnie jak ja, wsparł się plecami o drewnianą ławkę. – Mam już kurwa dosyć przyłażenia tu codziennie, z nim. Ciągle pilnuje, by nie odjebał czegoś durnego. Możecie się wreszcie dogadać?

– A on może się wreszcie odpierdolić? Nie mam mu nic do powiedzenia – zaprzeczyłam, przełykając ciężko ślinę.

– On nie odpuści. Poza tym, jak go znam pewnie i tak nabrał podejrzeń.

– Mieliście dać mi spokój! – Podniosłam głos.

– Nic mu nie powiedzieliśmy, sam wysuwa wnioski. Nie możesz mieć do nas pretensji. Ja też chce wrócić do swojej starej rutyny dnia.

– To idź, nikt cię tu nie trzyma, a już na pewno nie ja – zakpiłam. Jayson był niezadowolony moim podejściem do sprawy. Łatwo dało się to wyczuć po tonie jego głosu.

– Jesteś cholernie niesprawiedliwa.

– Nie jesteś zły o moje podejście, tylko na fakt, że zamiast robić, to na co masz ochotę, pilnujesz swojego kumpla. To jest twój problem. – Siłowaliśmy się chwilę na spojrzenia, żadne z nas nie przegrało. Można rzec, że potyczka zakończyła się niemym remisem. – Wiesz, że mam rację. A teraz wybacz, ale muszę wracać do pracy. – Z tą myślą zostawiłam Jaysona. Nie miałam zamiaru robić tego, co chciał mężczyzna. Nie byłam mu niczego winna, chciałam tylko spokoju.

Śmierć nad Brighstone ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz