Rozdział 8

4 2 0
                                    

Kiedy się obudziłam, na zewnątrz było już ciemno. Nie odsłaniałam okien, nie chciałam widzieć obrazu, który się za nimi znajduje. Wolałam pobyć w swojej bańce bezpieczeństwa. Mój wieczór miał upłynąć przy poprawianiu tekstu, które zleciło mi wydawnictwo. Po przeczytaniu pierwszych kilku stron nie byłam zadowolona, że to akurat mnie przydzielono ten projekt. Literatura połączona z kryminałem i czymś pogranicza horroru. Po prostu klimatycznie – jęknęłam do siebie, ale zabrałam się za pracę nad tekstem. By choć odrobinę umilić sobie wieczór przygotowałam gorące kakao na mleku.

Cisze w mieszkaniu przerwało stukanie do drzwi. Dochodziła dziewiętnasta. Nie było jeszcze co prawda późno, ale nie zapraszałam do siebie żadnych gości. Ruszyłam w kierunku wizjera. Mój krok był cichy i nie zbyt szybki. Chciałam w razie czego przynajmniej móc udawać, że nie ma nikogo w domu. Jedyną osobą, która mogłaby wpaść na pomysł tak spontanicznych odwiedzin była Sadie. Z bijącym sercem wyjrzałam przez szkiełko znajdujące się naprzeciw mnie. Nikogo nie było. Mój wzrok spotkał się jedynie z mrokiem. Otworzyłam niepewnie drzwi. Zaatakowało mnie zimne, jesienne powietrze. Utkwiłam spojrzenie na drewnianych schodkach, znajdowały się na nich mokre ślady butów, a tuż obok nich leżał bukiet białych róż i wino. Zmarszczyłam brwi. Rozejrzałam się wokół dwa razy, po czym sięgnęłam po znalezisko. Patrząc w ciemną przestrzeń przed sobą, ostrożnie wycofałam się do mieszkania.

Kiedy drzwi były już zamknięte, przyjrzałam się dokładniej bukietowi. W kwiatach była zaplątana czerwona karteczka.

Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej i dasz się zaprosić na kawę. Chyba że mogę wynagrodzić ci to jakoś inaczej. Kwiaty i wino dla uwagi. Zostawiam swój numer. Zadzwoń.

Clyde

Mężczyzna musiał mnie śledzić, kiedy wracałam z pracy. Być może również dlatego czułam się obserwowana dzisiejszego dnia. Wszystko składało się niczym puzzle. Nie chciałam tej nocy spędzać sama. Straciłam swoje poczucie bezpieczeństwa. To chore, że nawet we własnym domu nie czułam się dobrze. Wybrałam numer do Sadie. Była to świetna okazja, by pokazać przyjaciółce, że tamten mężczyzna może posunąć się do wielu rzeczy.

– Hej przyjedź – odezwałam się, kiedy dziewczyna odebrała telefon.

– Coś się stało? Źle się czujesz? – Zasypała mnie falą pytań. W jej głosie nie było złości, ani wyrzutów za to jak potraktowałam ją minionego wieczoru. Cieszyło mnie to.

– Możesz po prostu przyjechać? Nie chce być sama. On mnie śledził. Wie, gdzie mieszkam. Nie chce być dziś sama – mówiąc to, czułam, jak zaschło mi w gardle.

– Jasne. Daj mi dwadzieścia minut.

Przyjaciółka spełniła swoją obietnicę. Co prawda spóźniła się, bo dotarcie do mnie zajęło jej ponad czterdzieści minut, ale na swoje usprawiedliwienie miała dość sporo butelek piwa i kilka paczek czipsów. Wyjaśniła ten zakup stwierdzeniem. – Nie wszystkie informacje są dobre do rozmowy na trzeźwo. – Przyjęłam to tłumaczenie może, dlatego że też chciałam się napić i uspokoić myśli.

– Czyli kupił ci bukiet róż i wino – podsumowała, ignorując resztę mojej opowieści, tego co wydarzyło się na mojej ostatniej zmianie z Charliem.

– Naprawdę z całej historii wywnioskowałaś tylko tyle? Gość musiał mnie śledzić, kiedy wracałam z pracy. To nie jest dla ciebie wystarczająco straszne?

– Szczerze? Nie wiem, co mam o tym myśleć. Może faktycznie mu głupio – w odpowiedzi wzruszyła ramionami. – Napijemy się wina? Może być dobre – zaproponowała, oglądając butelkę. – To musi być jakaś wyższa półka. Tak mi się wydaje.

– Kurwa Sadie! Gość mnie napada, kiedy wracam z pracy, potem mnie śledzi, a ty się zastanawiasz czy wino jest dobre! – Podniosłam głos. Nie wiedziałam, czy chce mi się śmiać, czy płakać patrząc na brak jej odpowiedzialności. Moja przyjaciółka zdawała się nie mieć, absolutnie żadnego instynktu samozachowawczego... – Nie będziemy tego pić! Wybij sobie to z głowy... – wyrwałam jej butelkę z rąk i schowałam, do jednej z najmniej używanych szafek w kuchni.

– No już dobra – westchnęła niezadowolona. – Ale piwa się napijemy? – W odpowiedzi otworzyłam pierwsze dwie butelki.

– Zdajesz sobie sprawę, że nie wyjdę od ciebie, póki nie wytrzeźwieje? Jestem samochodem.

– I informujesz mnie o tym po piątym piwie? – Przewróciłam oczami. Czułam zawroty głowy, powstrzymywałam je, wspierając głowę o oparcie sofy.

– No chyba nie liczyłaś, że przyjdę tu na nogach... słyszałaś o tych zaginionych ludziach? Nie chciałabym być kolejną... – Wymamrotała.

– Słyszałam – przytaknęłam przyjaciółce. – Nawet w barze wisi zdjęcie jakiegoś dziecka. – Skupiłam wzrok na lecącym koncercie w telewizji.

– Jak radzisz sobie z tym, że Jeff zaginął? – Słysząc jej pytanie, prawie zadławiłam się piwem. Mimo stanu, w jaki wprowadziły mnie procenty, bardzo zmartwiła mnie ta wiadomość. To by wyjaśniało, czemu nie dał znaku życia, odkąd widziałam go ostatnim razem.

– Jak to zaginął? Skąd masz takie informacje?

– Ty naprawdę nie korzystasz z mediów społecznościowych? – Powiedziała z niedowierzaniem. – Nie zmartwiło cię, że nie mieliście kontaktu od ponad tygodnia? Normalni ludzie dają znać, jak dojada do celu... zwłaszcza jak się z kimś przyjaźnisz – jej uwaga przysporzyła mi słusznego poczucia wstydu. Tak bardzo przejęłam się swoimi sprawami, że zignorowałam ludzi ze swojego otoczenia. To straszne kim zaczęłam się stawać. Nie podobała mi się wizja tej wersji mnie.

– Co wiadomo na temat jego zaginięcia? – Nie odniosłam się do jej poprzedniej uwagi, nie miałam nic na swoje usprawiedliwienie.

– Nie wiele. Podejrzewają, że był pierwszą albo jedną z pierwszych ofiar osoby odpowiedzialnej za porwania. Policja zbiera informację od osób, które jako ostatnie widziały jego samochód. Póki co wiadomo, że ostatnią osobą, z którą rozmawiał była Anabell. Tyle podali do informacji publicznej, może jego żona wie więcej. Sama musiała, byś jej zapytać.

– To chore – podsumowałam. Nie chciałam godzić się z myślą, że mogło mu się coś stać, a ja tak po prostu ominęłam tę chwilę. Choć to nie moja wina, że go to spotkało, czułam cholerne wyrzuty sumienia. Powinnam była od razu dostrzec, że coś jest nie tak.

– Hej nie płacz! – Sadie przytuliła mnie do siebie. Pachniała ciężkimi perfumami z połączeniem piwa o smaku truskawkowym. – Miałaś wiele zmartwień na głowie. Poza tym nie wiadomo jeszcze, co tak dokładnie się wydarzyło... może ci ludzie są tylko przetrzymywani i nic im nie jest. Nie znaleziono żadnych ciał – mówiła, próbując żmudnie mnie pocieszyć.

– Jestem okropną przyjaciółką – wyznałam z tą samą bezsilnością w głosie. Sadie odsunęła się ode mnie. Na jej twarzy malowała się troska połączona z determinacją.

– Wiesz, że to kłamstwo, które nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości. Każdy czasem przeżywa gorszy czas. Spędźmy ten wieczór w pozytywny sposób i tak jest już późno. Jutro zadzwonisz do Anabell i dowiesz się, czy policja poczyniła jakieś kroki w śledztwie. – Przyjaciółka wręczyła mi w połowie pełną butelkę piwa, zachęcając tym samym, bym trochę się rozluźniła.

– No dobra, a co mam zrobić z tamtym mężczyzną? Boję się, że dalej będzie za mną chodził. Boję się, że może być niebezpieczny...

– Możemy zadzwonić po Charliego. Dziś ma wolne. Esme ma dziś zmianę, a jutro Stefano pracuje do wieczora.

– Od kiedy Stefano zajmuje się barem? – Uniosłam brwi

– Nie wiem, po prostu się zgodził, kiedy mu to zaproponowała. Też mnie to zdziwiło. Może chce sobie dorobić – wzruszyła ramionami, dopijając kolejną butelkę piwa.

– Nie będę dzwoniła. Napisze mu smsa. Jeśli śpi, nie będę go budzić. W sumie nic groźnego się nie dzieje – stwierdziłam, łapiąc za telefon. 

Śmierć nad Brighstone ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz