Rozdział 21

3 2 0
                                    

Czy to normalne, że bałam się każdej osoby mijanej na osiedlowym parkingu i tylko szukałam w ich zachowaniu znamion mordercy? Oczywiście, że kurwa nie!

Czy to oczywiste, że każdy najmniejszy szelest na klatce schodowej prowadzącej do mieszkania Sama mnie przerażał do granic możliwości? To chyba na tyle durne, że nie powinnam się nawet sama nad tym zastanawiać...

Postawiłam dwa duże kubki na stole w kuchni.

– Nie wiedziałem, że lubisz wyrzucać pieniądze na kawę ze Starbucksa – Westchnął Sam. – Ale fajnie, że przynajmniej dziś się nie spóźniłaś. – Przewrócił teatralnie oczami.

– Rozumiem, że nie istotne jak się zachowam, to każde moje zachowanie będzie albo złe, albo jeszcze gorsze od poprzedniego – wtrąciłam, przerywając jego monolog. – Jedna jest dla ciebie. – Podałam rudzielcowi wypełniony kubek z podwójnym cappuccino. Przeklinałam się w myślach, za to co chciałam powiedzieć. Mimo jego dupkowatości musiałam zrezygnować z uwag, jakie cisnęły mi się na usta. Mężczyzna spoglądał na mnie z taką podejrzliwością, że byłam w stanie zlokalizować jego zmarszczki na czole i okolicach oczu. – Spokojnie nie wsypałam tam soli! Jak chcesz, mogę napić się pierwsza.

– No fajnie – powiedział zbity z tropu, może nawet było mu trochę głupio. – Nie sądziłem, że pomyślałaś o mnie.

– Najpierw przeczytaj dedykacje – poleciłam. Sam od razu poszedł za śladem moich słów i zaczął szukać czarnego napisu znajdującego się pod jego palcami.

– Zawodowy papla poezji? Ha ha ha – dodał sarkastycznie. – Naprawdę? Nie stać cię na nic bardziej oryginalnego?

– Uwaga nie miała na celu cię urazić. Skoro i tak muszę tu siedzieć i słuchać twoich wierszy, to pomyślałam, że przynajmniej możemy jakoś się miedzy sobą dogadać. Ale jak nie chcesz tej kawy, to sama ją wypije. – Sięgnęłam po kubek, który mężczyzna dzierżył w lewej dłoni. Widząc mój gest, automatycznie uniósł kubek w górę, uniemożliwiając mi zabranie napoju.

– Czyli to nie był przytyk, za który powinienem cię zrugać, jak zwykle robię to na firmowych spotkaniach? – Spytał zaintrygowany. – Przecież mnie nie cierpisz. Zresztą jak wszyscy. W tej firmie nikt nikogo nie lubi. – Opuścił kawę na normalną wysokość, dopiero gdy się od niego odsunęłam.

– Szczerze? Zdaje sobie sprawę z tego, że ludzie w wydawnictwie, jeśli się miedzy sobą przyjaźnią robią to tylko dla własnych zysków. Mnie nie interesuje ten wyścig szczurów. Mam gdzieś co o mnie myślisz. – Wzruszyłam ramionami, kiedy mężczyzna zaczął sączyć cappuccino. – Nie chce z tobą wojen Sam. Nie lubię cię ani prywatnie, ani zawodowo. To sytuacja zmusiła mnie o poproszenie cię o pomoc, jak to tak duży problem to zabiorę dziś Romeo i jakoś dam sobie rade. – Przełknęłam nerwowo ślinę. Co prawda moje mieszkanie było już uporządkowane, ale bałam się, że człowiek, który mnie prześladował, mógłby zrobić mu krzywdę pod moją nieobecność.

Sam rozsiadł się przy stole. Jego twarz przybrała zarozumiały uśmieszek, który nie zapowiadał niczego dobrego.

– Romeo zostaje, póki nie skończymy pracy. Obiecałaś mi pomoc przy moich wierszach. Umowa to umowa, a głupie podpuszczanie mnie, nie skróci tego, w co się zobowiązałaś. Nie licz na taryfę ulgową. – Upił kilka sporych łyków kawy. – Poza tym futrzak bardziej polubił moje towarzystwo od twojego, zresztą ciężko mu się dziwić. Zwłaszcza kiedy ma taką właścicielkę.

– Straszny z ciebie gbur!

– A z ciebie uboga wierszo-kletka. Mogłaś się, chociaż wykazać i sprawić by to przezwisko się rymowało. – Stałam z rozchylonymi ustami, wpatrując się w mężczyznę, który siedział niewzruszony i jak gdyby nigdy nic kartkował swoją twórczość. Jego zachowanie kłóciło się z osobą, którą był. Znałam skale jego zarozumialstwa i poziom wybujałego ego.

Śmierć nad Brighstone ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz