Śliska nawierzchnia chwilami sprawiała, że audi wpadało w drobne poślizgi, z których wychodziło z piskiem opon. Przyjmowałem to na chłodno, bez najmniejszych nerwów, w przeciwieństwie do mojej stopy, która bez ustannie wciskała pedał gazu do oporu.
Jayson oddał mi swój kompas wykrywający zombie, oboje wiedzieliśmy, że artefakt jest mu zbędny, bo zrezygnował z tego fachu.
Urządzenie wskazywało również miejsca możliwego przejścia. Istnieje wiele sposobów teleportacji, jedne są prostsze inne trudniejsze od pozostałych. Nie ma gorszych ani lepszych sposobów w podróżach między wymiarami. Osobiście sklasyfikowałbym je jako te proste i zwyczajne oraz te mniej moralne, lub jak kto woli wątpliwie moralne. Mój sposób był z pokroju tych zwykłych, przynajmniej tym razem.
Zatrzymałem się, dopiero kiedy GPS pokazywał, że oddaliłem się od granic miasta na pięćdziesiąt kilometrów. Byłem w jakimś innym mieście, równie dużym i tłocznym, co Brighstone. Ludzie na ulicach niczym nie różnili się od tych, których mijałem w tamtym miejscu, ale to bez znaczenia.
Kompas wskazał drogę na północ, jego jasna, ale tym razem żółta barwa oznaczała, że byłem już blisko. Rzuciłem ostatnie spojrzenie w lusterko, było to czymś w rodzaju niemego pożegnania z chwilowym spokojnym życiem. Martwił mnie fakt, że tym razem wyruszałem do dalszej wyprawy w samotności, ale wiedziałem, że moja historia nie może zatrzymać się w tym miejscu. Nie pasowałem do tego miasta, a ludzie, którymi kiedyś się otaczałem, już mnie nie potrzebowali. Z tą myślą po raz kolejny ruszyłem z piskiem opon. Zatrzymałem się dopiero na miejscu.
Do podróży między wymiarami prócz świadomości, gdzie w danym dniu przesunął się portal, potrzebna jest również wiedza, w jaki sposób można naruszyć czasoprzestrzeń. Do tych celów przeważnie niezbędne są cztery podstawowe żywioły istniejące wszędzie tam, gdzie znajduje się życie, choć w tym przypadku również występuje wyjątek od reguły. Miejsca chronione specjalnym kodem jeśli wierzyć z opowieści są niezwykle rzadkie, ale mogą dzięki temu okazywać się równie niezwykłe w każdym tego słowa znaczeniu.
Rozpaliłem ogień, usiadłem po turecku na wilgotnej glebie, wsparty o drzwi audi zacząłem czekać na deszcz. Zimne krople zgasiły ognisko w chwili, gdy pozbyłem się negatywnych myśli.
Proces teleportacji jest całkowicie nieodczuwalny. Jedyne co wskazuje na zmianę otoczenia, to brak kropel deszczu stykających się ze skórą i powiewu wiatru.
Kraina, w której się znalazłem była moim, a w zasadzie „naszym" dawnym domem, czymś w rodzaju bezpiecznej ostoi. Czułem na skórze ciepłe powietrze, mimo że dzień w tej krainie dopiero się zaczynał. Tu nie panowały różne pory roku, w tym świecie królowała wieczna wiosna. Ciepłe, ale nie upalne słońce od czasu do czasu przeplatające się z deszczem oraz przyjemne ciepłe wieczory.
Nabrałem w płuca świeżego powietrza, po czym zabrałem się do wzniecania ogniska. Ciało Marla z każdą upływającą godziną wyglądało coraz gorzej. Zwłoki żywych trupów rozkładały się znacznie szybciej niż normalne ludzkie ciała, temu procederowi towarzyszył zawsze okropny fetor. Nie szukałem specjalnego miejsca. Ognisko rozpaliłem kilka metrów od samochodu. Kiedy ogień zaczynał nabierać na sile, wtaszczyłem w niego zwłoki jednego z nas.
Gorący powiew wiatru uderzył z impetem w moje ciało, kiedy jego zwłoki wpadły do ognia. Widziałem jak na moich oczach człowiek, z którym kiedyś spędzałem większość swojego czasu, odchodzi w tak okrutny sposób. Wpatrując się w ten nieprzyjemny widok, uzmysłowiłem sobie, że nie wiedziałem, co tak naprawdę powinienem czuć. Z jednej strony dzięki niemu wyniosłem się z domu, uciekłem od narastających problemów, zaś z drugiej świadomość, że Marl zniszczył życie Jaya, nie chciała dać mi spokoju.
Przyjaciel miał racje – Nigdy nie znałem całej sytuacji.
Wsiadłem do samochodu. W zamkniętym pojeździe nie czułem buchającego żaru i strzelających patyków, które dorzuciłem jako lepszą podpałkę. W otoczeniu wielkiej polany obserwowałem przez szybę jedną z największych pochodni. Tkwiłem w ciszy tak długo, że straciłem poczucie czasu. Odjechałem, dopiero kiedy ognisko samoistnie zaczęło gasnąć.
Dom stał dalej w tym samym opłakanym stanie, w którym widziałem go ponad półtora roku temu. To puste miejsce stało się cmentarzem dawnych wspomnień, spoglądając ze zmęczeniem na koślawie zbite deski przypominałem sobie wszystkie wspólne momenty. Po długiej chwili siedzenia w ciszy i odganiania sprzed oczu twarzy tych wszystkich ludzi odważyłem się wysiąść z bezpiecznej, oswojonej przestrzeni samochodu. Powolnym krokiem udałem się zarośniętą ścieżką do drzwi. Wcisnąłem zardzewiałą klamkę z zamiarem pociągnięcia jej do siebie. Po drugiej stronie spotkał mnie widok zaschniętej krwi.
Przełknąłem z trudem nadmiar kumulującej się śliny i wykonałem kolejne kroki. Przypuszczałem, że ślady znajdujące się w domu mogły być wyjaśnieniem, jak doszło do tego, że Marl nie żyje. Ciekawiło mnie, kto go zabił oraz jakie błędy popełnił nasz dawny przywódca. Musiało istnieć jakieś wyjaśnienie wszystkich okoliczności, jakie zaistniały. Byle kto nie mógł go tak po prostu zabić. W sytuacji zagrożenia tamten człowiek sprzedałby życie każdego za swoje własne. Patrząc na taką postawę z trzeciej osoby, można pomyśleć, że to zwyczajna oznaka słabości, jednak Marl wyznawał ideę – Swoje życie ponad wszystko.
To było jednoznaczne, że liczyło się dla niego tylko przeżycie, kiedy wszystkie inne plany spaliły na starcie.
Opadłem na starą poplamioną sofę, moje plecy pochłonęła niewygodna, wersalka z odstającymi sprężynami. Krew była stara i dobrze wchłonięta w jej materiał.
Nie miałem siły. Musiałem się zregenerować.
CZYTASZ
Śmierć nad Brighstone ZAKOŃCZONE
FantasyOna pracuje w wydawnictwie i dorabia jako kelnerka. Dziewczyna pragnie tylko ułożyć swoje skomplikowane życie. Uciec przed nieuchronnie zbliżającą się katastrofą. Człowiekiem, który chce zamienić jej życie w piekło. On od ponad roku zrezygnował z ż...