Clyde

7 2 0
                                    

Wręczyłem kobiecie bukiet ulubionych czerwonych tulipanów, który zawsze kojarzył się z domem i bezpieczeństwem. Pragnąłem, aby rano spoglądając na nie, myślała tylko o nas.

Kwiaty zawsze zabierały ją w podróż do przeszłości, do czasów gdy nie musiała martwić się o jutro. Chciałem zapewnić jej, to brakujące poczucie bezpieczeństwa.

Blondynka przyjęła je, stojąc w progu.

– Cieszę się, że w końcu dałaś mi szansę. – Objąłem Ineed w pasie.

– Powiedzmy, że jesteś jedną z lepszych opcji na mój dzisiejszy wieczór. – Parsknęła śmiechem. – Przynajmniej na razie – mówiła, idąc tuż obok mnie. Wtedy nie traktowałem jeszcze jej słów poważnie.

Tego wieczoru chciałem cieszyć się chwilą. Zabrać ją w wyjątkowe miejsce, jakie zapewniała kraina Dragon Land. Sam spacer był wybitnym doświadczeniem, na które mogli liczyć tylko lokalni mieszkańcy. Był to świat oddzielony od wszystkiego. Zakrzywiony we własnych prawach wszechświata. Magiczne miejsce, do którego nie da się tak po prostu wejść i wyjść.

Spacerowaliśmy pod osłoną nocy w bezgłośnych objęciach pustego miasta. Mijaliśmy pobliskie knajpy, w których można było napotkać małe ilości lokalsów popijających piwo lub wódkę.

Miasto świeciło pustkami, ale miało to swój niezastąpiony czar, którego nie dało się uświadczyć w żadnym innym miejscu we wszechświecie.

Podróże z ich ekipą były mieszanką niebezpieczeństwa, chaosu i skrajnej nieodpowiedzialności. Zawsze myślałem, że ta przygoda nie ujrzy końca naszych zmagań i głupich decyzji. Pragnąłem, by tak było.

Kobieta nigdy mnie nie doceniała. Paradoksalnie jej obojętność była moim zapalnikiem do dalszych starań. Do pewnego czasu było to fajną zabawą, rodzajem gry. Wspólnego, niewinnego przekomarzania się, które jej też się podobało, bo czynnie brała w tym udział. Ale trwało to do czasu, pewnej chwili, gdy zwykłe zauroczenie przeradza się w coś z rodzaju – Teraz chce, byś czuła się szczęśliwa i bezpieczna, ale ze mną. Razem możemy podbić cały świat i okraść go z jego największych skarbów i tajemnic.

                                                                                 ***

Dzień, w którym spotkałem Amy, okazał się dniem, w którym poniekąd wróciłem do starego trybu życia. Wolny czas po godzinach normalnej pracy zniknął. Zastąpiło go śledztwo związane z porywaczem i hakowanie informacji dotyczących jej narzeczonego. Jeszcze kilka lat temu nie przypuszczałbym, że moja droga skrzyżuje się z drogą mojego starego przyjaciela.

Jechałem skupiony na drodze. Obraz za oknem audi bezprzerwy się zmieniał. Wycieraczki agresywnie zbierały nadmiar kropel wody z szyby. Bezkońca mijałem obskurne, stare budynki pokryte niechlujnymi graffiti. Ostatnie dni były intensywne. Dzięki nim czułem jeszcze większy zapał i chęć zagłębienia się znacznie bardziej w sprawę związaną z Jeffem. Rick w świetle tutejszego prawa był już nikim. To zabawne, jak nie wiele trzeba, aby zniszczyć czyjeś życie w jednej chwili. Na samą myśl uśmiechnąłem się do siebie, oczami wyobraźni widziałem, jak policja zakuwa go w kajdanki i zabiera jeden z problemów brunetki.

Wydłużyłem swój dzisiejszy wieczór. Postanowiłem objechać, jak największą część miasta. Liczyłem, że może w taki sposób dowiem się czegoś więcej odnośnie porywacza. Nie zapuściłem się do Visionary. Chciałem tylko sprawdzić co kryje się w mroku ulic Brigstone.

Był to również jeden ze sposobów mojej ucieczki od atakujących mnie myśli. Ale każda ucieczka kiedyś się kończy.

Jeździłem po Brighstone zagłębiając się we wszystkie przejezdne uliczki. Prócz kotłującej się nocnej patologii, nie znalazłem żadnego punktu zaczepnego. Chwilami czułem, że moja nocna wyprawa jest jak droga do nikąd. Niby ciągle pcham się na przód, ale tak naprawdę tylko stoję w miejscu. Narastający mętlik w mojej głowie wywiózł mnie na krańce miasta w miejsce, gdzie kończyła się cywilizacja.

Zaparkowałem samochód na dzikim poboczu. Zostawiłem włączoną muzykę, którą znacząco pogłośniłem. Zacząłem przeglądać konwersacje w telefonie, ostatnia wiadomość należała do Jaysona.

Piwo wieczorem?

– Pracuje, nie dziś.

Po wysłaniu wiadomości przypatrywałem się tępym wzrokiem w ikonkę kontaktów. Wiedziałem, że był tam jej numer. To ja byłem jedyną osobą, od której zależało to jak potoczy się to, co się już zaczęło. Jeden sms lub jedno połączenie mogło zmienić wszystko, z czym zmagałem się przez tak długi czas. Wiedziałem, że ta znajomość może równie dobrze mnie zrujnować od środka, co przynieść mi potrzebne ukojenie starych ran. Ona nie była nią, ona była tylko cholernie podobna do Ineed. To było moje jedyne usprawiedliwienie tego, jak sytuacja potoczyła się dalej...

Blondynka nieśmiało weszła do tego samego pokoju hotelowego co ostatnim razem. Dzisiejszej nocy miała na sobie jeansy i czarny top odkrywający jej płaski brzuch pokryty czarnym tatuażem węża.

– Fajnie cię widzieć – powiedziałem, wpuszczając kobietę do środka. Na jej czerwonych ustach widniał delikatny uśmiech.

– Nie sądziłam, że się odezwiesz – wyznała, stając naprzeciw mnie.

– Czasem umiem zaskoczyć. Napijemy się wina? – Zaproponowałem, wskazując na stolik nocny, na którym znajdowała się butelka wraz z dwoma kieliszkami.

– Dziś nie jesteś kierowcą? – Uniosła brew.

– Wrócę rano. Chyba nie masz nic przeciw spędzeniu ze mną kilku godzin? – Objąłem ją ramieniem i zaprowadziłem w kierunku łóżka. Dziewczyna przystała na mój pomysł.

– Miałeś chyba ciężki dzień – podsumowała, gdy podałem jej wypełniony kieliszek. Wzrok Cindy skupił się na moich zabrudzonych nogawkach.

– Pomagałem koleżance. Zalało jej mieszkanie, to nic takiego. – Wzruszyłem ramionami, obserwując, jak zaczęła sączyć wino.

– Po dniu pełnym przygód miałeś jeszcze siłę się dziś ze mną spotkać? Ciekawe. – Pokiwała głową.

– W twojej propozycji nie było mowy o naszym życiu prywatnym – zauważyłem, kładąc dłoń na jej ciepłym udzie, a wolną ręką sięgając po kieliszek, upiłem kilka łyków zimnego trunku. Alkohol przyjemnie rozchodził się w moich ustach.

– Racja, ale jak byś chciał też pogadać, to nie mam z tym problemu.

– Wole dziś zająć się czymś innym. – Delikatnie założyłem jej pasmo włosów za ucho. Czułem, że każdy kolejny gest ciągnie mnie do nieuniknionego upadku, ale byłem zbyt słaby i może zbyt głupi.

Wiedziałem, że moje światło zgasło już dawno, a ja jedyne co robiłem, to błądziłem. Nieudolnie szukałem siebie w czymś, czego nie było. Cindy nie była moim światłem, stała się jedynie złudzeniem czegoś, czego nigdy tak naprawdę nie miałem. Ale wtedy mi to nie przeszkadzało. W sumie nawet mi odpowiadało.

Śmierć nad Brighstone ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz