Rozdział 15

5 3 0
                                    

Kiedyś wierzyłam, że świat wytyczył mi cel. Ja podążyłam tą drogą, bo ufałam temu, w czym tkwiłam. W tamtym momencie wierzyłam, że mój cel jest na wyciągnięcie ręki, a ludzie, którzy mnie wtedy otaczali, byli moją trampoliną. Ufałam w ich intencje, kiedy pięłam się ku górze po szczeblach kariery. Uważałam, że nasza relacja jest prawdziwą definicją przyjaźni i zdrowych relacji. Dzisiejsza noc sprowadziła mnie w bolesny sposób na ziemie. Wszyscy mieliśmy brud za uszami, jedni więcej inni mniej, ale każdy z nas miał w sobie pierwiastek zła.

– Hejo! – Podeszłam do baru obejmując jednocześnie Anabell. – Jak obiecałam, tak przyjechałam! – Wybełkotałam do Sadie i Charliego. Dziewczyna zachowała pozory. Przebrała się w białą koszulę z długimi rękawami i pokusiła się o spodnie, zamiast tamtej przesadnie krótkiej spódnicy, w której widziałam ją jeszcze kilka godzin temu. Uszczypliwości same rzucały mi się na usta, ale starałam się je powstrzymać. – To moja nowa koleżanka poznajcie się!

– Jestem Anabell. – Blondynka podała dłoń rudowłosej. Sadie odwzajemniła uścisk.

– Ohh, ty pewnie jesteś żoną Jeffa – powiedziała, łącząc fakty. – Miło mi cię poznać. Mam na imię Sadie. – Dziewczyna uśmiechnęła się do blondynki, po czym wróciła do polerowania szkła.

– Ja jestem Charlie – przedstawił się, kiedy dziewczyna podała mu dłoń. – Nie wyglądacie na zbyt trzeźwe – stwierdził. – Jak przyjechałyście? – Mężczyzna zmarszczył brwi, spoglądając na mnie z ukosa.

– Przyjechaliśmy z nim. – Ruszyłam głową w kierunku drzwi, w progu stał Clyde. Blondyn niepewnie oceniał sytuację.

– Oszalałaś? On cię śledził! Amy co jest z tobą do ciężkiej cholery nie tak? – Mężczyzna pochwalił się nad barem tak, by uszy klientów nie doszły jego przekleństw.

– Spokojnie, pomaga nam w sprawie z Jeffem. Czy mógłbyś, proszę nie naskakiwać na niego dzisiejszej nocy? – Zaproponowałam. – Dziś chcemy się tylko napić i dobrze bawić. Potem nas odwiezie. No, chyba że wolisz, byśmy same szwendały się po nocy... – Przewróciłam oczami.

– No właśnie! – Anabell natychmiast wzięła moją stronę. W ramach protestu obie skrzyżowałyśmy ręce na piersi i przechyliłyśmy niesynchronicznie głowy. Każda na inny bok, ale i tak można zaliczyć ten gest do wspólnej solidarności.

– Gdybym nie musiał siedzieć tu do rana, to sam bym was odwiózł – stwierdził zniesmaczony. – Niech będzie, ale i tak go nie toleruje – wycedził przez zęby. – Mam nadzieje, że przyjmujesz to do swojej wiadomości.

– Wiedziałam, że na was zawsze mogę liczyć. Jesteście najlepsi – odpowiedziałam z najszczerszym uśmiechem, na jaki było mnie stać.

Śmierć nad Brighstone ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz