Rozdział 25

6 3 0
                                    

Poczucie stresu napędzające mnie sprawiło, że nie wiedziałam, co tak naprawdę czuje. Nauka strzelania była, znacznie prostszą lekcją od naszej poprzedniej. Tutaj polegałam tylko na swoim celu i skupieniu. Szło mi całkiem dobrze, w moim przypadku nerwy wyostrzały skupienie, co skutkowało ogromną przewagą.

Trafiłam w prawie każdy wyznaczony cel przez mężczyznę.

– Całkiem nieźle, jak na pierwszy raz. – Pokiwał głową. – Moja lekcja chyba była jednak zbędna, świetnie sobie poradzisz w razie zagrożenia – dodał, wpatrując się w ślady po strzałach.

– Co teraz? – Spytałam, podając mu pistolet.

Clyde nie zabrał broni, tylko podał mi lniany, wypełniony woreczek.

– Zatrzymaj broń i naboje – Powiedział z zawahaniem. – Myślę, że nie będą ci nigdy potrzebne, ale noś je przy sobie w razie czego – polecił

Niepewnie zabrałam zapakowane naboje, uważając, by nasza skóra się ze sobą nie zetknęła.

– O co w tym wszystkim chodzi? – Zmrużyłam oczy. – W razie czego ma mi się to przydać? – Pytałam, pocierając zimnymi dłońmi o pakunek.

– Jeśli kiedyś znajdziesz się w sytuacji, którą mam na myśli, to sama zrozumiesz. Jesteś kobietą, masz te całą intuicję, czy jak wy to tam nazywacie. – Kiwnął leniwie dłonią. – Proponuje nie przedłużać tego bardziej niż to konieczne. – Ruszyliśmy w kierunku wyjścia z lasu. – Za pół godziny zaczną się poszukiwania, pójdziesz na nie z Anabell – ciągnął swoją wypowiedź, kiedy zaczęliśmy przedzierać się przez chaszcze. Clyde przytrzymywał te, co większe gałęzie bym mogła łatwiej za nim przejść. – Dziś nie używaj broni. Będziecie przynętą.

– Że co kurwa? – Jęknęłam, zatrzymując się w pół kroku. Wizja uciekania przed kimś, kto groził mi przez ostatnie pół miesiąca, nie zachęcała.

– Przestań się bać. – Chwycił mój nadgarstek i pociągnął za sobą. – Nie działam w pojedynkę. Nie ma możliwości, że coś wam się stanie. – Blondyn mówił to z taką pewnością w głosie, jak gdyby sprawa była już zamknięta. – To już ostatnia prosta do załatwienia tej sytuacji.

Nie odezwałam się ani słowem, miałam w głowie co raz więcej pytań i jawiących się niewiadomych. Clyde objaśniał mi plan, ciągnąc mnie za sobą w stronę wyjścia. W tamtej chwili pragnęłam, aby to wszystko już się dobrze skończyło. Chciałam tylko wrócić do mojej bezpiecznej domowej ostoi i obowiązków.

Zgodnie z planem podeszłam do Anabell, która przyjechała w obecności Jaysona. Blondynka miała na sobie czarną grubą kurtkę, to była jej pierwsza rzecz, która rzucała się w oczy w połączeniu z jasnym kolorem jej włosów.

– Dobrze wyczułam, że przyjedziesz przed czasem – zagadnęłam, stając naprzeciw niej.

Dziewczyna podniosła zmęczony wzrok. Jej oczy szkliły się od zmartwień i przemęczenia.

– Najwidoczniej zbyt późno by być pierwszą. – Skrzyżowała ręce na piersi. Na zmęczonej twarz pojawił się wymuszony uśmiech. – Z kim przyjechałaś? Mnie podrzucił Jayson. Wpadliśmy na siebie w hotelowym barze.

– Piłaś? – Spytałam, kiedy się zachwiała.

– Tylko trochę – wyznała. – Tak między nami, w termosach mam coś ekstra. – Wskazała kciukiem za siebie na plecak.

– Myślałam, że chcesz skupić się na poszukiwaniach – powiedziałam, dość mocno zszokowana.

– Bo chce. – Wzięła głęboki oddech. – Ale boję się, że tego, czego się dziś dowiem. Nie jestem gotowa przyjąć złych wiadomości na trzeźwo.

– Daj mi jeden termos.

Moja drastyczna zmiana podejścia spodobała się Anabell, która wręczyła mi jeden z najbardziej naszprycowanych napoi.

Pierwsze trzy łyki napoju nie chciały przejść mi przez gardło. Drażniły, wręcz zachęcały do zwymiotowania, w reakcji obronnej. Później było już tylko łatwiej.

Kiedy zaczęłyśmy zagłębiać się w las, z każdym kolejnym metrem oddalałyśmy się od innych grupek osób, które przyłączyły się do poszukiwań. Pierwsze symptomy alkoholu zaczęły przejawiać się w sposób bełkotliwych wypowiedzi. Wtedy zwolniłam z tempem pochłanianej przeze mnie ciepłej herbaty.

– Wiesz wogóle gdzie idziemy? – Zagadnęła po godzinie drogi przez las, którego drzewa zaczynały pochłaniać więcej przestrzeni niż wydeptana ścieżka.

– Spokojnie. Idąc tą ścieżką, zatoczymy koło. Za kilka metrów będzie droga w lewo – skłamałam, tak naprawdę nie miałam bladego pojęcia, jak wrócić w tej ciemności do wyjścia. W myślach modliłam się, by Clyde wraz z Jaysonem naprawdę poruszali się za nami w ciemności. Tak jak mi to obiecał.

– Jeśli dziś nie dowiem się niczego, to ja strace nadzieję Amy. – Zmieniła temat. Jej głos, był pełen bólu.

– Możemy opić każdy scenariusz, który zakończy te poszukiwania – zaproponowałam, spoglądając niepewnym wzrokiem na blondynkę. Dziewczyna zalała się łzami, które ocierała wystającym kawałkiem bluzy.

– Brzmi świetnie. – Pokiwała głową.

Śmierć nad Brighstone ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz