Rozdział 13

4 2 0
                                    

W najgorszych koszmarach nie przypuszczałam, że moja sytuacja życiowa zmusi mnie do takiego kroku. Z całego serca chciałam wierzyć, że wszystko, co mnie w tamtej chwili otaczało, było tylko złym snem lub wytworem mojego zmęczonego umysłu.

Clyde jak na złość postanowił nie odbierać telefonu w chwili, kiedy naprawdę potrzebowałam jego pomocy.

Zaparkowałam samochód kilka ulic dalej. Szary blok oszpecony sprośnymi, czerwonymi napisami nie zachęcał do przekroczenia jego drzwi.

Alkohol płynący w moich żyłach, wydawał się wyparować. Stres wywołany dzisiejszymi nowościami, musiał na niego wpłynąć znacznie szybciej. Ale to dobrze. Musiałam myśleć w racjonalny sposób.

– Teraz musisz się postarać i mieć nadzieje, że ta stara pierdoła lubi koty – powiedziałam, spoglądając na Romeo, który spał w granatowo-czarnym transporterze. Zwierzak wydawał się nie być zainteresowany otaczającą go sytuacją.

Podążyłam w kierunku mieszkania Sama. W swojej głowie czułam narastające napięcie i towarzyszące im mdłości. Będę miała u niego cholernie duży dług – pomyślałam.

– Co ty tu robisz? – Na twarzy mężczyzny znalazły się nowo odblokowane zmarszczki.

Przełknęłam ciężko ślinę. Czułam jak moje dłonie, coraz mocniej zaciskały się na czarnym uchwycie transportera, w którym trzymałam zwierzaka. Wędrowałam wzrokiem po wszystkim, na czym mógł, choć na chwile się zawiesić.

– Potrzebuje pomocy – jęknęłam. – Rura w moim domu pękła. – Postanowiłam brnąć w kłamstwo. Gdyby Sam poznał prawdę, istniała znacznie większa szansa, że mężczyzna nie podjąłby się pomocy i natychmiast zamknąłby mi drzwi przed nosem. – Nie proszę o nocleg, tylko o przechowanie zwierzaka. – Rudzielec ograniczył ilość zażenowanych emocji moim widokiem. – Pomożesz? – Spytałam po dłuższej chwili jego ciszy.

– Dlaczego niby miałbym się zgodzić? Nawet cię nie lubię! – Parsknął.

– Nie chodzi tu o mnie! – Przerwałam mu, na co on jedynie poprawił dłonią opadające okulary. – Ja sobie poradzę. Ale nie mam co zrobić z nim. Nie mogę zostawić go w domu. Jak mi odmówisz, a coś mu się stanie, to po części przyczynisz się do tego! – Warknęłam. Mężczyzna był oburzony moim zachowaniem. Skrzyżował ręce na brzuchu i wsparł się o starą, zniszczoną czasem drewnianą framugę swojego mieszkania.

– Ty próbujesz we mnie wywołać poczucie winy? – Spytał ze śmiechem. – Ten kot, to twój pieprzony obowiązek nie mój! – Usprawiedliwiał się, podnosząc głos. – Wpędzanie mnie w poczucie winy za coś, na co mam prawo się nie zgadzać, nie jest żadnym racjonalnym rozwiązaniem! – Pokręcił głową.

– Czego chcesz w zamian? Zgodzę się na wszystko – zapytałam w akcie desperacji.

Rudzielec zmrużył oczy, jakby w głowie kalkulował, co mógłby zyskać na tej sytuacji.

– W porządku, skoro tak stawiasz sprawę – powiedział, unosząc brwi w geście pozornej wygranej. – Mam kilka rzeczy, z którymi mogłabyś mi pomóc. – Przygryzł dolną wargę w uśmiechu.

Poczułam, jak serce bije mi szybciej. Wiedziałam, że pakuje się w coś, za co przyjdzie mi płacić wysoką cenę, przez bardzo długi czas.

– Co dokładnie masz na myśli? – zapytałam, nieudolnie próbując zachować spokój.

– Jest kilka spraw do załatwienia. Prace, które odkładałem z braku czasu albo chęci – stwierdził, jednocześnie wpuszczając mnie do wnętrza mieszkania. – Masz przyjechać do mnie jutro. – Zabrał z moich rąk kota i dał mu wolną przestrzeń, zostawiając otwartą klapę transportera.

Śmierć nad Brighstone ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz