Rozdział 26

10 3 2
                                    

Minęło prawie półtora miesiąca od nocy, w której wszystko się skończyło. Nasza krótka znajomość zakończyła się równie nieoczekiwanie, co się zaczęła. Ilość niewiadomych związanych z tamtą sprawą mnożyła się za każdym razem, gdy odświeżałam tamte zdarzenia w myślach. Temat był tak dziwny, że zaczynała boleć mnie głowa.

Jedynym reliktem tamtej historii była broń, spoczywająca w czarnej torebce. Podejrzewam, że gdyby nie ona, to zaczynałabym się zastanawiać czy tamte sytuacje nie były jedynie moim wymysłem. Nikomu nie powiedziałam całej prawdy o tym, co tak dokładnie się stało. Najprecyzyjniejszą wersję wydarzeń znał tylko blondyn, który zgodnie z obietnicą zniknął z mojego życia.

Ale czy było to teraz ważne? Clyde zgodnie z danym słowem przesłał jeszcze kilka zdjęć Ricka i Sadie. Nie odezwał się w sprawie tego co się tak naprawdę stało, ani czemu wcisnął mi swój pistolet na wyłączność. Podsumował tamten wieczór jednym stwierdzeniem brzmiącym – Załatwione.

Była to głupia inicjatywa, ale podjęłam się kilku nieudanych prób kontaktu w postaci smsów i paru głuchych telefonów. W pewnym momencie próbowałam nawet odwiedzić go w domu Kerstin, ale jego już tam nie było. Jeśli wierzyć Jaysonowi, Clyde wyprowadził się tej samej nocy. Po prostu spakował swoje rzeczy, wsiadł w samochód i wyjechał w środku nocy, zostawiając za sobą zamkniętą sprawę bez jakichkolwiek wyjaśnień. Z drugiej strony w umowie nie było mowy, że gdy wszystko się rozwiąże, on będzie musiał coś wyjaśniać.

Tamtego dnia nie zabierałam im więcej czasu. Był to pierwszy raz, kiedy z własnej nieprzymuszonej woli pojechałam do Sama. Prace nad ulepszaniem jego poezji skończyliśmy parę dni wcześniej, ale rudzielec ucieszył się z moich odwiedzin na swój specyficzny sposób, to był początek nowej niespodziewanej znajomości, która nie skończyła się tylko na sztywnej umowie. Tamtego wieczoru nowy znajomy odwracał moją uwagę kinem akcji, co prawda tytuły były stare i bardzo oklepane, ale cieszyłam się, że nie musiałam wszystkiego znosić w samotności.

– Wyglądasz, jak byś szła na pogrzeb. – Słowa Sama wyrwały mnie z chwilowego zamyślenia. Kobieta, którą teraz widziałam w lustrze była sto razy lepszą wersją mnie niż jeszcze półtora miesiąca wcześniej. Na twarzy nie było widać nawet cienia zmęczenia, a włosy układały się bez specjalistycznych zabiegów fryzjerskich.

– Czasem tęsknie za tymi czasami, kiedy się nie znosiliśmy. – Zacmokałam, wpatrując się w krwistą czerwień moich ust na tle niebieskich kafelek.

Sam w tym czasie wygładzał miejscami zagmatwany tiul sukni.

– Ah tak? – Zagadnął, nie odwracając swojej uwagi od zmierzwionego materiału.

– Gdyby nie to, że poznałam cię lepiej, zażartowałabym, że szykuje się na twój i dlatego tak zadbałam o detale.

– No tak – mruknął. – Zapomniałem, że to ty zawsze musisz błyszczeć. – Przewrócił oczami.

Miejsce wesela miało odbyć się na wynajętej sali bankietowej. Budynek był spory, liczył trzy piętra, z czego ostatni był czymś w rodzaju przeszklonego budynku z otwartym balkonem.

– Wystarczy już tych poprawek. – Uderzyłam jego zimną dłoń. – Lepiej nie będzie. – Pokręciłam głową.

– Dziwi mnie, że Rick niczego się nie domyślił. A tak wogóle nie rozumiem, dlaczego z nim byłaś. – Mężczyzna podążył za mną w stronę kameralnej sali bankietowej, mieszczącej się na ostatnim piętrze.

Wszystko szło zgodnie z moim planem. Stół był zastawiony dokładnie w ten sam sposób co na sali, w której miało odbyć się wesele.

Na szklanym stole leżała biała zastawa nakryta na cztery osoby. Choć nie byłam panną młodą, bo dzisiaj nie odbędzie się żadne wesele, to czułam ścisk w gardle spowodowany nerwami. Ciekawiła mnie reakcja Charliego, a tym bardziej Anabell, która jakby nie patrzeć żyła w tym samym błędzie co mój przyjaciel z baru. Opadłam na jednym z krzeseł, patrząc przed siebie. Mój wzrok zahaczał o nocny widok miasta Brighston. Dzisiejszy wieczór był jednym z tych ponurych. Śnieg rozbijał się o szyby budynku, a jedyne co po nim zostawało, to smugi kropli ściekające po szybach.

– A ja siedzę i nie wierzę, że sabotuje własny ślub z człowiekiem, którego kiedyś nie znosiłam. – Przeniosłam spojrzenie na rozmówce.

Sam krótko myśląc, sięgnął po kieliszki i nalał nam wina do połowy.

– Powinniśmy świętować z resztą – protestowałam, jednocześnie łapiąc za nóżkę szkła.

– Pamiętaj, że jeszcze chcesz pokazać się im na wideo. Trochę wina doda ci jedynie odwagi. Wiem to, zwłaszcza po tych zdjęciach, które wtedy do mnie dotarły. Przyznaj. – Zachęcił, kiedy ja sączyłam słodkie wino. – Ile wtedy wypiłaś, że byłaś w tak opłakanym stanie?

Pytanie było na tyle nie wygodne, że postanowiłam wykorzystać całą zawartość nalanego trunku. Sam nie odwracał ode mnie wzroku nawet na sekundę, kiedy odstawiałam pusty kieliszek na szklany stół.

– Za dużo – przyznałam. – Naprawdę to jest to, co chciałeś usłyszeć?

– Nie o to mi chodzi Am. – Znudzony, upił dwa łyki alkoholu.

Am... skracanie imienia, to chyba kolejna oznaka, skracania dystansu i stawania się jeszcze bliższymi sobie ludźmi. – Pomyślałam

– To póki co jedna z niewielu rzeczy, które mogę ci wytykać. – Wzruszył ramionami. – A uważam, że to bardzo ważne zadanie dla takiej osoby jak, ja. Proponuje zachować, choć cień naszej przeszłości.

– Po prostu chcesz dalej mnie wkurwiać, ale boisz się, że teraz na poważnie się obrażę.

– Dokładnie i za to mnie tak lubisz. – Poklepał mnie po odkrytym ramieniu. – Teraz przynajmniej liczę się z twoimi słowami, a to już dużo! Zwłaszcza jak chodzi o mnie. – Rudzielec powoli podniósł się z krzesła. – A teraz lepiej przygotuj telefon. Cała sala zobaczy cię na telewizorze. Charlie już podpiął laptopa.

– Nie mogę się doczekać, aż sama zobaczę ich minę na naszym telewizorze.

– Jak widzisz działa. – Sam włączył nadawanie obrazu. – Dobrze, że obsługa nie robiła w tym zbyt dużego problemu. Stwierdził, śmiejąc się do ekranu, na którym widać było zbierających się gości.

– Ta. – Kiwnęłam głową. – Wszystko poszło jak po maśle, kiedy zapłaciłam za to wszystko odpowiednią sumę.

– Dużo? – Skrzywił się.

– Na tyle dużo, że zawartość karty Ricka ledwo to wytrzymała. – Na mojej twarz zagościł niepohamowany uśmiech.

Sam otworzył oczy na tle szeroko, że byłam zdziwiona, jakim sposobem nie wyleciały mu z oczodołów.

– Do tej chwili brałem twoją stronę, uważając, że to on jest chodzącym złem, ale wiedząc, co ty wyprawiasz. Myślę, że to on będzie na tym bardziej poszkodowany – mówił, krztusząc się ze śmiechu. Jego skóra przybrała podobny kolor do jego rudych włosów. 

Śmierć nad Brighstone ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz