2.|Bucky Barnes|

404 29 17
                                    

Rumunia. Kafejka internetowa. Dzień wcześniej.

Mężczyzna wszedł do pomieszczania pełnego komputerów. Nie było tam dużo ludzi, ale panowała absolutna cisza i dźwięk stukania w klawiaturę. Ominął jedną z pracownic i poszedł do wypatrzonego miejsca w kącie. Kobieta spojrzała na niego dziwnie i kiedy ten rozglądał się po całym pomieszczeniu, ta zaczęła się mu przyglądać.

Nic dziwnego. Wszedł w milczeniu i wybrał najbardziej odosobnione miejsce. Na dodatek miał ubrane skórzane rękawiczki, mimo że na dworze było dość ciepło. Ponadto na głowie miał czapkę, którą nie raczył zdjąć, kiedy usiadł przy stanowisku. Jakby chciał się przed czymś ukryć.

Włączył sprawie komputer i wygooglował stronę Uniwersytetu Nowego Yorku. Wszedł w aktualności i kliknął w pierwszy artykuł pt."uroczyste wręczenie dyplomów w parku uniwersyteckim". Przewertował tekst. Były może dwa akapity, informujące o dacie i miejscu oraz zaproszonych gościach. Znalazł też informacje na temat wyróżnionych studentów. Była tam lista w linku, w którą od razu wszedł. Była tam.

Lina Kirgan Stark.

Przełknął ślinę, a jego szczęka zastygła sztywno. Wtedy z zamyślenia wyrwała go pracownica.

- Przepraszam, pomóc panu w czymś? - zapytała i spojrzała w ekran, na którym widniała lista. - Chciałbym pan coś wydrukować albo pobrać?

Mężczyzna spłoszył się jej pytaniami i uprzejmie podziękował. Wyłączył komputer, zapłacił za skorzystanie i wyszedł na ruchliwą ulicę. Przeszedł może z 100 m i znalazł się przy budzcce telefonicznej. Wklepał dobrze zapamiętany numer i zadzwonił. Nie musiał długo czekać na odpowiedź.

- Steve? Dlaczego mi nie powiedziałeś? - zaczął dość nerwowo. W słuchawce rozległ się głos kapitana.

- Myślałem, że ta sprawa jest zamknięta - odparł.

- Nie o to chodzi - zbił go z tropu Bucky.

- To co? Buck... mów jaśniej!

- Chciałem jej tylko pogratulować, Steve... - westchnął przygryzając wnętrze policzków. Mimo tego co chciał i tak bił się z myślami.

Kapitan wypuścił ciężko powietrze, aż w słuchawce zaświszczało.

- To nie jest dobry pomysł... - zaczął. Brunetowi serce zaczęło bić szybciej. - Linie udało się o tym wszystkim zapomnieć. Tony się uspokoił, więc myślę, że nie ma sensu jej mieszać w głowie.

- Ja tylko chce jej pogratulować, że zakończyła te pieprzone studia!? Czy to tak wiele!?

- Buck... zrozum mnie. Tak będzie lepiej...

- Dla kogo!? - Brunet wręcz podniósł głos. Ludzie stojący koło przystanku niedaleko niego zwrócili na niego uwagę.

- Przepraszam, muszę kończyć, ktoś idzie - Steve rozłączył się, a Bucky odłożył słuchawkę i przywalił ze złości ręką w metalową ścianę, zostawiając po sobie ślad.

Nie mógł tak tego zostawić. Tak bardzo chciał w jakiś sposób subtelnie się do niej zbliżyć... a z drugiej strony nie chciał ją zranić.

Udał się do supermarketu. Zabrał koszyk przy wejściu i poszedł na dział papierniczy. Było tam mnóstwo kartek. Jedne były w języku rumuńskim, a drugie w języku angielskim. Szukał tych drugich, żeby Lina zrozumiała o co mu chodzi. Było ich tam masa. Stał przy takich z motywami kwiatów i serc, ale dalej nic go nie przekonywało.

Podeszła do niego starsza pani, która także przeglądała kartki.

- Nie lepiej będzie kupić kwiaty? - zagadała.
Mężczyzna uśmiechnął się.

- Gdyby było to takie proste... - uśmiechnął się lekko i wyciągnął jedną z namalowanym kotem i napisem „gratulacje". Kobieta spojrzała na jego wybór.

- Ta jest urocza, na pewno spodoba się Twojej wybrance - odparła, a Bucky już wiedział, że weźmie tą. Podziękował starszej pani, która nadal była w szale wybierania i udał się na inne działy. Wrzucił do koszyka kopertę, składniki spożywcze, bo jego lodówka świeciła pustkami. Na samym końcu udał się po śliwki, bo zobaczył, że są na całkiem fajnej promocji, a iż miał jeszcze trochę pieniędzy zabrał dwa piwa w butelkach.

Już się ściemniało, kiedy wrócił do swojego małego, pachnącego stęchlizną mieszkania. Odłożył zakupy do szafek i lodówki, a kartkę i kopertę położył na kanapie.

Zdjął kurtkę, czapkę i rękawiczki. Włączył telewizor, bo było to w sumie jego jedyne zajecie. Zabrał się za wypisywanie kartki. Całą drogę do mieszkania myślał, co też może napisać. Postawił na dwa zdania. Schował kratkę do koperty. Wypisał dane na kompleks Avengersów, przykleił znaczek i otworzył sobie piwo, a na kolana położył sobie reklamówkę ze śliwkami, które zaczął zajadać. Oglądał jakiś głupi serial komediowy. Na szczęście znał ponad 30 języków, dlatego rumuński nie był mu obcy i mógł przynajmniej oglądać z sensem.

W mieszkaniu było strasznie ciemno. Świeciła się tylko żarówka w kuchni, a salon oświetlało tylko światło z ekranu. Nie było tam żadnej lampy. Program skończył się. Bucky wziął szybki prysznic i położył się na materacu, który służył mu za łóżko. Nie bardzo chciał zasnąć. Wiedział, że kiedy zamknie oczy znowu będzie miał przed sobą te obrazy... obrazy mordów, które dokonał. A było ich coraz więcej. Od pół roku, prawie codziennie śnił mu się jakiś koszmar, po którym przez cały dzień był wykończony. I tak w kółko i w kółko... układał się z boku na bok aż podniósł się i wyciągnął spod materaca notatnik. Przewertował strony i wyciągnął na pół zgięte zdjęcie. Światło księżyca z okna oświetliło lśniący papier. Była na nim Lina... James położył się wpatrując się w zdjęcie dziewczyny, które zabrał ze sobą z labaratorium Tonyego, po tym jak musiał zabrać swój mały dorobek z Avengers Tower.

Na zdjęciu uśmiechała się. A zdjęcie wykonane zostało na łonie natury. Bucky postawił to zdjęcie o stolik i wpatrując się w niego próbował zasnął.

Frozen Hearts I,II &III| Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz