22. |Bucky Barnes|

640 29 4
                                    

Był weekend. Żadnych obowiązków. Studia ogarnięte w tygodniu, a na dodatek większość domowników pojechała na misję, więc może ich nie być nawet cały weekend. Czego chcieć więcej? Tzw wolna chata.

Nie rozpędzaj. Są jeszcze pracownicy oraz Sam i Barnes... no właśnie co u niego?

Dziewczyna była skołowana, kiedy się obudziła. To co się wydarzyło zeszłeś nocy doszło do niej dopiero wtedy kiedy się rozbudziła. Czuła się z tym dziwnie. Chyba za bardzo się tym nie przejęła. Za bardzo zmartwiła się jego stanem. Był taki bezbronny i zwyczajnie bał się. Lina czuła do niego ogromne współczucie. Wręcz żal.

Wstała dosyć wcześniej, ale poprzedniego wieczora zapomniała zasłonić rolety i poranne słońce obudziło ją. Chciała jeszcze drzemać, ale nie potrafiła zasnąć.

Około 8:00 wygramoliła się z łóżka. Połowicznie zdjęła piżamę, zostawiając na sobie szeroką koszulkę, w której spała, a pluszowe spodnie zamieniła na szare dresy.

Zeszła do kuchni. Nikogo tam nie było - cisza i spokój czyli jej wie ulubione rzeczy.

Sprawdzała na panelu co z Buckym i Samem. Jak wskazywał system. Nie zjawili się oni w części rekreacyjnej czyli wywnioskować można było, że jeszcze albo spali albo nie śpieszno im było na śniadanie.

Lina zaczęła robić śniadanie. W tym pięknym dniu pełnym spokoju miało być one przepyszne i pachnące. Postawiła na tosty z avocado i jajkiem oraz smażone kiełbaski. Dalej było jej przykro i myślała o Barnesie, który miał jakiś podły koszmar.

Czasami myślę, że jestem miękką fają.

Lina postanowiła, że zrobi śniadanie dla Barnesa. Nic nie może być lepsze niż rozpoczęcie dni od pyszności. Dla Sama oczywiście też uznała, że zrobi. Jeszcze by się poczuł pokrzywdzony.

Zrobiła guacamole. Usmażyła chleb na maśle. Rozsmarowała zieloną pastę. Na to jajko sadzone z solą i pieprzem, a na to świeży szczypiorek. A dodatkowo do tego białe, cienkie kiełbaski. Przyszykowała trzy talerze na wielkie wyspo-blacie w kuchnii przy którym znajdowały się krzesła. Zrobiła też do dzbanka herbaty owocowej.

Kiedy układała sztućce przy talerzach zjawił się Bucky. Zobaczył Linę i lekko wycofał się.

- Siadaj - odparła. Ten spłoszył się lekko i pokornie usiadł. Patrzył raz na pełne talerze, raz na dziewczynę.

- Ciężka noc, co?

Bucky przełknął ślinę.

- Następnym razem nie przejmuj się, ja tak już mam... od bardzo dawna.

Lina spojrzała na niego zdezorientowana. Już miała go dopytać o więcej szczegółów, aż do kuchni wparował Sam.

- Cóż to za święto?? Takie pachnące śniadanie... - Wilson zaczął się az oblizywać.

- Siadaj, bo wystygnie - poleciła mu. Ten bez wahania to zrobił i dorwał się do swoim chrupiących tostów.

Barnes chyba ucieszył się, że zjawił się Sam, ponieważ wydawał się mniej spięty. W końcu nie musiał odpowiadać na pytania Liny.

- Herbaty? - spytała go.

- Tak, proszę - podsunął jej swój kubek. Nie pamiętał, kiedy ostatnio był ktoś dla niego tak miły.

Frozen Hearts I,II &III| Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz