Londyn, dwa dni później.
Lina i Natalie ubrane na czarno i granatowo siedziały na ławce w niewielkim parku, zaledwie kilka kroków od kościóła, gdzie dopiero co zakończył się pogrzeb Peggy Carter. Ciche szelesty liści i spokojny śpiew ptaków kontrastowały z ciężarem, który zawisł między nimi.
Lina patrzyła na swoje dłonie, które spoczywały na kolanach. Miała wzrok wbity w ziemię, jakby szukała tam odpowiedzi, których nie potrafiła znaleźć. Natalie, siedząca obok niej, od czasu do czasu kręciła się nerwowo, jakby coś ją uwierało, jakby musiała się wyrwać z tego miejsca, ale nie mogła się zdecydować na ruch. Jej myśli były chaotyczne. W końcu nie wytrzymała.
— Nie wiem, co teraz zrobić... — wyszeptała Natalie, ledwo powstrzymując łzy. Jej przyjaciółka uniosła wzrok, choć nie powiedziała nic, czekając, aż Natalie rozwinie myśl. — Czy to... czy to wszystko, co robię, ma jeszcze sens? Moje uczucia do Steve'a... Po tym wszystkim... Po śmierci Peggy... — Jej głos załamał się, a słowa zaczęły wylewać się z niej jak rwąca rzeka. — Czy to nie jest... dziwne? Nieodpowiednie?
Lina przewróciła oczami. Nie wiedziała, jak odpowiedzieć. W jej głowie nie było prostych odpowiedzi. Zamiast tego, wzruszyła lekko ramionami.
— Nie wiem, Natalie. To chyba nie takie proste... — powiedziała w końcu, choć w jej głosie brakowało pewności.
— Właśnie! — Natalie przerwała jej szybko, wstając nagle z ławki i zaczynając chodzić tam i z powrotem, nerwowo przerywając ciszę. — To nie jest proste! Nic nie jest proste! Wszyscy mówili, jak ważna była dla Steve'a... Jak ją kochał... A teraz ja... Ja czuję się, jakby moje uczucia były czymś złym. Jakby... — Wzięła oddech.
Lina patrzyła na nią z lekkim współczuciem, ale jednocześnie z pewnym dystansem, jakby nie potrafiła wejść w ten wir emocji, który pochłaniał Natalie. Znowu nie odpowiedziała od razu, bo nie wiedziała, co właściwie powiedzieć. Sama żałoba Stevea po śmierci Peggy wydawała się wystarczającym ciężarem, a sprawy sercowe Natalie wydawały się być teraz zbyt skomplikowane.
— Może po prostu... musisz dać sobie czas. — powiedziała po chwili, ostrożnie dobierając słowa, ale wydawała się jakby była myślami gdzieś indziej. — Jemu też. Przede wszystkim.
— Czas! — Natalie zatrzymała się nagle i spojrzała na Linę z wyrazem paniki w oczach. — Ale co, jeśli to już za późno? Peggy... ona była dla niego całym światem, a ja? Kim ja dla niego jestem? Może jestem tylko cieniem kogoś, kogo już nigdy nie odzyska... Może... może powinnam przestać się łudzić?
Lina wstała, czując, że musi coś zrobić, cokolwiek, aby przerwać ten napływ paniki, który przejmował Natalie. Położyła jej dłoń na ramieniu, chcąc dodać jej trochę spokoju, ale czuła, że nie miała do zaoferowania żadnych mądrych słów, które mogłyby naprawdę pomóc.
— Natalie, nie wiem. Naprawdę nie wiem — powiedziała cicho. — Ale nie wydaje mi się, żebyś teraz mogła cokolwiek zdecydować. Nie musisz wszystkiego wiedzieć już teraz.
Natalie opuściła ramiona, jakby te słowa zabrały z niej resztki siły. Jej twarz wypełnił smutek, ale oddech się uspokoił. Spojrzała na dziewczynę z wdzięcznością, choć nadal jej oczy były pełne niepewności.
— Może masz rację... — wyszeptała, z trudem. — Może potrzebuję czasu. Ale nie wiem, jak długo będę w stanie tak żyć... w tym zawieszeniu.
Lina westchnęła, ale tym razem cicho się uśmiechnęła.
— Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ale damy sobie radę. Tym bardziej, że większe kłopoty będą z tym protokołem z Sokowii.
CZYTASZ
Frozen Hearts I,II &III| Bucky Barnes
FanfictionPART I |Lina, córka Tony'ego Starka, wprowadza się do Avengers Tower, gdzie jej sąsiadem staje się Bucky Barnes. Ich relacja szybko staje się skomplikowana - raz są wobec siebie obojętni, innym razem nie mogą się znieść, a ich wzajemne uczucia są co...