17.|Bucky Barnes|

469 39 21
                                    

Kiedy wszyscy jedli śniadanie do jadali wszedł Steve. Wyglądał jakby był zapracowany od samego rana. A na pewno tak było, bo nie zabalował ostro czyli jak zawsze.

- Przykro mi, że muszę przerywać - wszedł z poważną miną. Wszyscy umilkli.

- Oho, przyszedł pan maruda - uśmiechnęła się zawadiacko Natasha. Natalie od razu wyprostowała.

- Musiałeś wybrać taki moment? - wyjęczał Sam, który dalej próbował się pozbyć kaca domowymi sposobami.

- Chyba namierzyliśmy Rumlowa - rzekł kapitan. Wszyscy na jego nazwisko zamarli. Był przecież agentem Hydry, którego szukali od bardzo dawna.

- To pewne? - odezwał się Rhodey.

- Tak - spojrzał na nich z przerażeniem, a zarazem z determinacją. Kto jak kto, ale Steve bardzo chciał go schwytać i wymierzyć sprawiedliwość. - Jutro lecimy do Lagos, do Nigerii. - Dodał.

- Oh shit - szepnęła Natalie do ucha swojej przyjaciółki.

No shit, ssshit.

- Wanda to będzie twoja pierwsza misja - odparł i wyszedł. Wszyscy na nią spojrzeli, a Vision pogłaskał po ramieniu.

- Dasz radę - rzekł.

- No to ja idę jeszcze zaprogramować Redwinga - odparła Lina, wiedząc że musi wszystko dopiąć na ostatni guzik, żeby dron nie zwiódł. - Sam przyjdź później do mnie, ale z kawą...

Muszę mu w końcu podziękować. Potem będzie mi to wypominał przez następne pół roku jak to było z tacosami, które zamówiłam tylko dla siebie...

Kilka godzin później.

Dziewczyna poszperała trochę przy redwingu i ten był gotowy do odebrania przez Sama, który nie miał zamiaru zjawiać się szybko. Postanowiła więc, że zacznie projektować strój dla niejakiego spider-mana,  którego kostium na wszelki wypadek miała stworzyć. W tym celu przeglądała więc materiały wideo, które dostała od swojego ojca. Musiała stworzyć coś opływowego, lekkiego oraz adekwatnego do jego umiejętności, a i oczywiście stylowego. Po kilku godzinach miała naszkicowany projekt, który śmiało mogła pokazać Tonyemu.

Lina wzięła telefon. Nie było żadnych powiadomień, które mogłyby ją zainteresować.

Pewnie się jeszcze odezwie...

Wtedy w pracowni zjawił się Sam. W trochę lepszej kondycji niż do południa. Przyniósł też jej kawę, którą ona od razu porwała. Mężczyzna usiadł na krześle. Wiedział, że trochę tam zabawi.

– Dzięki, że zaprosiłeś Barnesa - odparła nagle i odłożyła tablet, na którym projektowała na bok. - Naprawdę się nie spodziewałam, że mi go sprowadzisz na przyjęcie urodzinowe mojego ojca.

– Cóż, jestem człowiekiem pełnym niespodzianek - rzucił sarkastycznie, co mogło wskazywać na to, że czuje się w pełni sprawny. -  A poza tym, wiedziałem, że będziecie mieli sobie coś do powiedzenia, więc wolałem, żebyście się spotkali.

Cóż za wspaniałomyślny ten Sam.

– No... próbowaliśmy, ale... nie do końca udało się wszystko wyjaśnić.

Sam zmarszczył brwi.

– Z Barnesem? Serio? Wow! On jest przecież taki elokwentny, zawsze wylewny i pełen uczuć.

Z jego ust sarkazm wylewał się jak Niagara. Lina tylko przewróciła oczami.

– No, dokładnie. Aż mi się słowa skończyły, kiedy powiedział dwa zdania zamiast jednego. Ale nie o to chodzi. Przy tym całym zamieszaniu z twoją szanowną osobą musiał się zmyć. - Mówiła z z jak największym jadem. -  Dlatego chciałam cię poprosić o numer do niego.

Frozen Hearts I,II &III| Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz