11.|Bucky Barnes|

556 35 35
                                    

Wieczór zapadł szybko, przynosząc lekkie ochłodzenie po upalnym dniu. W ogrodzie, który otaczał willę, rozstawiono długie stoły z jedzeniem i drinkami oraz okrągłe stoły do siedzenia. Przy basenie zostawiony był parkiet oraz scena, na którym grała elegancka kapela. Były kanapy, na których goście mogli spocząć i złote rzeźby zbroi Iron Mana, które można było podziwiać. Na tarasie na uboczu znajdował się barek, gdzie można było usiąść z dla od głośnej muzyki i napić się drinka.

Basen w centrum przyciągał uwagę, oświetlony od dołu, a woda falowała delikatnie, odbijając światło lampionów rozwieszonych na drzewach. Goście zaczynali się schodzić – maski ukrywały twarze, ale łatwo było rozpoznać bogatych i wpływowych. Kelnerzy przemykali cicho między grupami, podając szampana. 

Dziewczyny serio postarały się, że przyjęcie wypadło jak najlepiej. Połączyło bogactwo, magię i bal w jedno. Tony był bardzo zadowolony. Chodził uśmiechnięty i przyjmował życzenia. Nie chciał prezentów - jak co roku oczywiście. Pragnął, aby każdy zaproszony wysłał dowolną kwotę na jakiś cel charytatywny. Lina oczywiście musiała złamać tę tradycję i zrobiła projekt dyskretnych okularów, które miały zostać połączone ze Starkowymi systemami.

Lina i Natalie zjawiły się na przyjęciu razem. Lina od razu wypatrzyła wzrokiem Sama, żeby na wszelki wypadek w razie pojawienia się Ryana móc łatwo udawać, że dobrze się przy nim bawi.

Natalie ubraną miała długą ciemnozieloną suknie i maskę, która inspirowana była magicznym lasem. Lina postawiła na czerń. Nie lubiła za bardzo się wyróżniać. Jej maska natomiast wykonana była z czarnych piór i podkreślała jej niebieskie oczy. Wyglądała trochę złowieszczo.

O to mi właśnie chodziło. Żeby odstraszyć i mieć święty spokój.

Dziewczyna wzięła szampan bezalkoholowy i usiadła na jednej kanapie z Natalie. Jej przyjaciółka oczywiście wodziła wzrokiem za Stevem, który cieszył się nie lada zainteresowaniem gości Tonyego. Wręcz nie mógł się opędzić. Natalie z niecierpliwością czekała, aż będzie mogła wkroczyć. Miała bowiem pewien plan.

- Dziś zamierzam z nim zatańczyć! - oznajmiła zdeterminowana. Lina odsunęła kieliszek od swoich ust i popatrzyła na nią zdumiona. 

- Że chcesz, żeby Cię poprosił?

- Nie, Lina! - rozłożyła ręce zrezygnowana. - Ja go poproszę. No może nie dosłownie, ale efekty będzie taki sam.

Lina przewróciła oczami.

- Myślę, że Steve może być trochę zaszokowany twoją pewnością siebie... - odparła delikatnie.

- Ty zawsze jesteś na nie... - burknęła Natalie.

- Jestem na "nie", bo go znam. Chłop nawet nie wie kim są feministki, a ty chcesz go prosić do tańca.

- To co mam zrobić? - zapytała zrezygnowana, jakby Lina podcięła jej skrzydła.

- Poczekaj, nie bądź taka nadgorliwa... - odparła spokojnie, ale coś nagle zwróciło jej uwagę. Zrobiła się blada jak ściana.

O kurwa...

- Potrzymaj - dała swojej przyjaciółce swój bezlkoholowy trunek. Natalie powąchała i wylała za siebie pozostałość napoju. Wolała coś mocniejszego. Lina zerwała się jakby zobaczyła diabła i jak najszybciej wbiła się w tłum omaskowanych ludzi, żeby znaleźć Sama. Na przyjęciu zjawił się Ryana. Nawet z maską można było go rozpoznać - była złota, tak samo jak jego lśniący garnitur.

Co za żenada i tandeta.

- Sam! - syknęła w jego stronę i pociągnęła go do siebie. Ten ledwo stał na nogach, a impreza dopiero się rozkręcała.

- Co chcesz, Lina? - spytał, chwiejąc się.

- Tańcz ze mną! - rozkazała i złapała nieporęcznie Sama. Ten nie protestował.

Szczerze powiedziawszy nawet nie wiedział, co się dzieje, ale dla mnie to na plus. Przynajmniej nie będzie narzekał.

Lina i Sam tańczyli (nie) w rytm muzyki. Dziewczyna obserwowała Ryana, który witał się z innymi i przesuwał się coraz bliżej ich. Modliła się, żeby ich ominął i poszedł w stronę kanap, żeby tak chwalić się swoimi drogimi samochodami, drogimi wakacjami i odnoszącymi sukcesy firmami. Udało się. Ryan minął ich i poszedł w stronę wypoczynkowo-towarzyską. Szedł tuż za jej plecami. 

Dobrze, że się nie zorientował po włosach albo po sylwetce. Sam ma szczęście, że jest nawalony w cztery dupy i nie gada za dużo.

Lina mogła w tym wypadku opuścić parkiet. Puściła Sama, który zachwiał się na nogach i prawie wywalił.

Zwariuję... Jeszcze tego brakowało, żeby Wilsona z podłogi sprzątać.

Cała sytuacja oraz obecność Ryana zestresowała Linę. Chociaż w tym przypadku można by mówić o wkurwieniu. Wiedziała, że nie będzie mogła się spokojnie poruszać po terenie, na którym odbywa się przyjęcie albo gadać z swoimi przyjaciółmi, bo Ryan może ją tak szybko wyhaczyć, że nawet się nie zorientuje, kiedy debil się uczepi do niej jak rzep.

Poszła więc do baru, bo nigdzie nie mogła dostrzec Natalie, której dała na przypilnowanie swojego bezalkoholowego szampana.

A taki był dobry. A tak gnida uciekła z nim...

Poszła do baru, który umieszczony był na uboczu całego przyjęcia. Usiadła na stołku i odetchnęła z ulgą.

Powinnam być tu bezpieczna...

- Macie może tego pysznego szampana bezalkoholowego, co rozdawaliście na samym początku? - zapytała barmana. Ten przytaknął. - To poproszę! - odparła zadowolona. Barman zwrócił się do mężczyzny siedząco jeden stołek od niej.

- A dla pana? - zapytał.

- To co przedtem - odparł niskim, zachrypniętym głosem, na którego dźwięk Lina natychmiast odwróciła się w jego stronę.



Frozen Hearts I,II &III| Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz