Rozdział 1

2K 42 5
                                    


Przychodzi taki czas, w którym należy zapłacić za swoje czyny. Karma dopada prędzej, bądź później. Osoby, które myślą, iż się przed nią uchronią, funkcjonują w totalnej obłudzie. Kto by pomyślał, że ojciec, wdowiec i pracownik kancelarii prawniczej wplącze się w coś, co sprowadzi kłopoty nie tylko na niego, a również na jego córkę. Zdecydowanie nikt, a Frank był jedną z tych osób, która zadłużając się u lokalnej mafii, popełniła jeden z najgorszych błędów.

– Frank, moja cierpliwość się wyczerpała. – Mężczyzna usiadł naprzeciwko i podpierając zaciśniętą pięścią brodę, wpatrywał się w tego nieszczęśnika. – Twój czas spłaty dawno się skończył. I co my z tobą zrobimy? – Wykrzywił swoje usta, układając je w złowieszczy uśmiech. – Peter, chyba dziś będziesz dobrze się bawił. – Zwrócił się do jednego ze swoich towarzyszy.

– Szefie, z przyjemnością rozprostuję kości. – Rozciągnął się, podszedł do Franka i zdecydowanym ruchem ręki, wymierzył mu cios w brzuch, używając do tego całej swojej siły. – Będziemy się świetnie razem bawić. Prawda, Frank? – Chwycił go za włosy i jednym ruchem ręki odchylił głowę w taki sposób, by ten na niego spojrzał. Podpuchnięte od ciosów oczy, zdecydowanie mu to utrudniały. To była ciężka dla niego noc. Przywiązany do krzesła, przyjął niewyobrażalną ilość ciosów. Dziwne było to, że nadal żyje.

– Proszę, nie zabijajcie mnie. Zrobię wszystko, co tylko chcecie. – Z tego stresu i obawy o własne życie, po nogach Franka co rusz spływał strumień moczu. – Moja córka, Olivia, nie może zostać sama. Straciła już matkę. Błagam, nie. Zrobię cokolwiek. – Rozpłakał się niczym dziecko. Chwytał się wszystkiego, czego mógł, aby tylko ujść z życiem. Tylko on wiedział, że córka tak naprawdę już dawno, nie miała dla niego znaczenia. Zbyt przypominała swoją matkę i każdy jej widok, otwierał ranę, o której tak usilnie, tonąc w długach i hazardzie, starał się zapomnieć.

– No tak, twoja córka. – Paulo olśniło. Szukał kogoś, kto pomógłby mu w dopilnowaniu pewnego, dobrze prosperującego interesu. Wiedział, że kobieta byłaby idealną kandydatką. Wzbudzała by zaufanie, a tego zawsze brakowało wśród jego ludzi, którzy werbowali nowe obiekty na handel. Ich nerwowość generowała niepotrzebne problemy, które zazwyczaj kończyły się śmiercią, a to z kolei wydłużało dobicie targu. Mężczyźnie zawsze zależało na szybkim przebiegu ewentualnych interesów. – A co byś powiedział na propozycję? – Podrapał się po brodzie i zwrócił do Petera. – Puść go, bo jednak przyda mi się żywy. – Osiłek, bez mrugnięcia okiem, wykonał rozkaz szefa, ale na odchodne przywalił Frankowi z całych sił w prawy policzek, powodując kolejny rozlew krwi.

– Zrobię, co chcecie. Bylebym wyszedł stąd żywy. – Przez ułamek sekundy, ujrzał światełko w tunelu.

– Jesteś gotowy zapłacić każdą cenę? Dosłownie każdą? – Widać było, że nieszczęśnik się waha, ale nie ma nic cenniejszego, niż życie. Przynajmniej dla Franka.

– Tak – odpowiedział, głośno przełykając ślinę. Od wczoraj w swoich ustach nie miał ani grama wody, czy jedzenia. Za każdym razem, kiedy ślina, spływała po jego gardle, odczuwał niewyobrażalny ból. Był gotowy poświęcić wszystko, byleby przetrwać.

– Twoja córka spłaci dług. Odpracuje go. – Paulo powiedział to tak naturalnie, jakby niejednokrotnie dobijał takiego interesu. Zresztą, całe miasto się go bało, a policja siedziała u niego w kieszeni. Miał opinię okrutnego, zimnego skurwysyna i co najważniejsze: szczycił się nią.

– Nie, nie i jeszcze raz nie. Olivia, nie będzie dziwką. Wolę umrzeć. – Mowa jego ciała była dowodem na to, iż zachował jakąś krztę człowieczeństwa. Chyba, że potrafił tak dobrze udawać.

– Frank, spokojnie. Nie chcę by była dziwką, a pomogła mi w pewnym biznesie. Masz sekundę, by się zastanowić. Jeśli się nie zgodzisz, Peter z przyjemnością zrobi sobie z ciebie worek treningowy, a ja wezmę Olivie siłą, a gdy wyrucham ją w każdy możliwy sposób, sprzedam do burdelu, by odpracowała dług, który zaciągnął jej ojciec. Każdego dnia będzie obsługiwała tabuny klientów i z czasem przywyknie do takiego życia. Myślisz, że po tym wszystkim nadal będzie darzyła cię miłością? – Miał go w garści. Był w tym tak kurewsko dobry, że nawet samego diabła by nakłonił do podpisania umowy. Sam dawno temu zyskał miano szatana. W dodatku nie pozostawiał wyboru, ponieważ każda kolejna propozycja była jeszcze gorsza od poprzedniej.

– Obiecujesz, że nie będzie się sprzedawała? – Przegrał, zadając to pytanie i tym samym skazał na cierpienie swoje jedyne dziecko. I wszystko tylko po to, aby ratować swój tyłek.

– Nie rozśmieszaj mnie, bo się jeszcze rozmyślę. – Podszedł do Franka i stukając go w czoło wskazującym palcem, dodał: – Zapamiętaj, raz, a porządnie, że ja nie negocjuje. Albo jest tak, jak chcę, albo wąchasz kwiatki od spodu. – Ścisnął go za gardło, uniemożliwiając złapanie oddechu. Po kilku sekundach zdecydował się go puścić. Martwy by mu się nie przydał.

– Dobra – odpowiedział ochrypłym głosem. – Tylko pozwólcie mi z nią porozmawiać. Wszystko jej wyjaśnię i dzięki temu nie będzie się stawiała.

– Masz mój kredyt zaufania, a uwierz, że ci, którzy mnie zawiedli wręcz błagali o śmierć. Moi ludzie będą mieli was na oku. Jeden fałszywy ruch i zarobicie kulkę w łeb. – Z szefem mafii nie było dyskusji i każdy o tym wiedział. Musiał jakoś przekonać swoją córkę, by się poddała. Nie miał pewności, czy Olivia, przystanie na coś takiego, ale pozostała mu tylko nadzieja. Bojąc się o swoje życie, musiał postawić wszystko na jedną kartę. Usprawiedliwiał swoje sumienie. – Peter, rozwiąż go i wypierdol gdzieś na polu. Nie będziemy darmową podwózką. A i jeszcze jedno. Od tej pory masz jesteś jego cieniem. Masz mnie informować o każdym jego kroku. – Rzucił na odchodne.

– Tak jest, szefie. – Skierował się w stronę przetrzymywanego i jednym ciosem pozbawił go świadomości.

W rękach szatanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz