Rozdział 46

209 11 2
                                    

Michael był w sumie jedyną i ostatnią nadzieją Paulo, dlatego też, kiedy w trakcie rozmowy telefonicznej, poprosił go, aby ten, zjawił się osobiście, mężczyzna ani przez chwilę się nie zastanawiał. Rezygnując ze śmierdzących na kilometr biznesów, stracił całkowite poparcie. Jego dawni sojusznicy, gardzili nim. Nie mogli zrozumieć jego decyzji, ponieważ ich zdaniem, mógł bez najmniejszego problemu, pogodzić życie rodzinne z pozostaniem szefem mafii. Oni, działali tak od lat. Sęk w tym, że nie znali całej prawdy. Paulo się zmienił i pragnął już tylko spokoju u boku swojej żony. Miał dość tego całego bagna, w którym od najmłodszych lat tkwił. Nie chciał każdego dnia, zamartwiać się o bliskich. Kiedy wszyscy, pozostaliby w jego rodzinnym domu, a on nadal, by robił to, co robił, ciągle, byliby skazani na zagrożenie.

Zanim wyjechał, poinstruował Olivię, co ma robić, jeśli zaistnieje jakieś zagrożenie. Zostawił jej broń i wynajął firmę ochroniarską, która była znana z tego, iż przed niczym się nie cofnie. Płacąc im dodatkowe pieniądze, wymusił na nich obietnicę, że zabiją każdą osobę, która zbliży się do jego rodziny.

Wracając do rodzimego kraju, posługiwał się fałszywymi danymi. Nie mógł ryzykować, że ktoś go rozpozna i odstrzeli, kiedy będzie miał ku temu możliwość. Musiał, zabezpieczyć się przed każdą możliwością. Zbyt długo kiedyś w tym siedział, aby oczekiwać, że przyjmą go z otwartymi rękami. Zwłaszcza po liście, który otrzymał, zakładał najgorsze scenariusze.

Wychodząc z budynku lotniska od razu, zauważył kierowcę, którego przysłał Michael. Mężczyzna miał dokładnie taki kolor marynarki, na który się umawiali podczas rozmowy telefonicznej, aby Paulo, mógł bez problemu go rozpoznać.

– Dzień dobry, Panie Silvano. – Ukłonił się, po czym otworzył drzwi.

– Dzień dobry. – Zmierzając kierowcę gromkim spojrzeniem, wsiadł do pojazdu. Wściekł się, ponieważ nie po to, użył fałszywego imienia i nazwiska, by ktoś w miejscu publicznym, zwracał się do niego w ten sposób. Poczekał, aż pracownik Michaela, usiądzie na swoim miejscu i kontynuował: – Widać, że jesteś nowy. W przeciwnym razie wiedziałbyś, że zmiana tożsamości, wyglądu, nie wyniknęła bez przyczyny. – Gdyby Paulo nadal dowodził, bez skrupułów, wpakowałby mu kulkę między oczy.

– Przeprraszam, to się nigdy nie powtórzy. – Przekręcając trzęsącą się dłonią kluczyk w stacyjce, uruchomił auto.

Pracownik Michaela tak bardzo obawiał się Paulo, że od momentu, kiedy ruszyli, nie spojrzał w lusterko. Nie chciał jeszcze bardziej, rozgniewać mężczyzny, ponieważ mimo wszystko, zdawał sobie sprawę z kim ma do czynienia.

Droga do posiadłości, nie zajęła im dużo czasu. Podczas podróży Silvano, napisał krótką wiadomość do żony, informując ją, że bezpiecznie wylądował i jest w drodze do Michaela. Wiedział, że gdyby tego nie zrobił, Olivia, urwałaby mu głowę. Paulo, wysiadając przed swoim dawnym domem, w pewnym sensie, poczuł jakiś rodzaj tęsknoty za tym miejscem. Owszem, nie chciał wracać na złą ścieżkę, lecz willa, w której mieszkał, nie zawsze źle mu się kojarzyła. Przeżył w niej również te dobre chwile i tego najbardziej mu brakowało.

– No proszę. Kogo, moje oczy widzą. – Michael, wyszedł do przyjaciela, aby się z nim przywitać. Panowie uścisnęli sobie dłonie i wzajemnie, poklepali po plecach. Obaj nigdy, nie byli względem siebie zbyt wylewni, lecz wiedzieli, że jeden na drugiego zawsze może, liczyć. Przynajmniej tak było podczas ostatniego ich spotkania.

Wchodząc do środka, Paulo dosyć szybko zauważył zmiany, które zaszły w wyposażeniu wnętrza.

– Widzę, że sporo się pozmieniało. – Idąc, nie przestawał rozglądać się po pomieszczeniach, które aktualnie mijał. Nie mógł, nadziwić się temu, co widział. Michael urządził tę willę w taki sposób, jakby mieszkała w niej normalna, kochająca się rodzina. Nie było najmniejszego śladu, że dom, zamieszkują jakieś szemrane typki.

W rękach szatanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz