7.

7.3K 358 4
                                    

Drugi dzień mojej wolności nie zapowiada się ciekawie... Ale zacznijmy od początku.
Po cholerę ustawiłam budzik na 7:10?! Nie mogąc go wyłączyć, strącam go z szafki nocnej. Przekręcam się na drugą stronę i idę spać. Kilkanaście minut później zaczyna drażnić mnie słońce, które jakimś cudem przedostaje się przez szczelnie zasunięte zasłony. Gdy zarzucam koc na karnisz tak, by przysłaniał okno, wracam do spania. Wydawać by się mogło, że to koniec problemów, dopóki nie słyszę pierwszych dźwięków kosiarki mojego sąsiada. Pan Coerty, zawzięty ogrodnik, musi od samego rana zaszczycić mieszkańców ulicy głosem swojego urządzenia. Zamierzam już podejść do okna i wypowiedzieć się na ten temat, ale moją uwagę przykuwa dzwonek do drzwi. Zarzucam szlafrok i wkładam kapcie na stopy.
- Już idę! - wrzeszczę i prędziutko zbiegam po schodach na parter. Ostatnie spojrzenie w lustro. Nie jest tak źle. Chwytam za klamkę i przekręcam zamek. Dlaczego nie spojrzałam przez wizjer? W moim progu stoi Carter. Chłopak, którego poznałam kilka dni temu w barze. Wygląda jakoś inaczej... Z pewnością krwawiąca rana na brzuchu i rozcięta koszulka to dominująca różnica.
- Cześć, nie zadzwoniłaś, więc ja to zrobiłem - oznajmia, a chwilę później osuwa się na ziemię.

***

Panikuję i to bardzo. Ciągnę chłopaka przez próg i w końcu kładę go na kanapie. Próbuję rozerwać jego koszulkę, by opatrzyć ranę.
- Kochanie, nie tak szybko - mówi. Najwyraźniej ma halucynacje.
- Musi obejrzeć cię lekarz - oznajmiam.
Nagle siada pobudzony.
- Nie. Nie może. Rozumiesz? - mówi, kaszląc. Cholera, chłopak kaszle krwią. I jak tu mam go okłamać. Przecież on kaszel krwią!
Kiwam głową, a ten osuwa się w mojej ramiona.
Biegnę po apteczkę. Wyciągam potrzebne plastry i gaziki. Przygotowuję wodę utlenioną.
- Trochę zaboli - powiadamiam go. Odkażam ranę. Powinnam wezwać lekarza. Dlaczego po prostu tego nie zrobię? Może powinnam wezwać kogoś z jego rodziny?
- Carter - próbuję go obudzić - Ej, wiem, że jest trudno, ale skup się. Powiedz mi, gdzie mieszkasz?
Nie odpowiada. Postanawiam przeszukać jego ubrania. Chłopak zaczyna coś mamrotać.
- Gdzie ty mieszkasz? W ogóle jak masz na nazwisko? Skup się, Carter! - ostatnie zdanie prawie wykrzykuję.
- Rachel... - zaczyna.
- Carter, gdzie... - powtarzam.
- Rachel, błagam od... Odsuń...
- Co? O co chodzi?
- Odsuń się!
W tym samym momencie odpycha mnie pod ścianę, a z jego gardła wydobywa się drapieżny ryk. Nie krzyk, nie słowa... Tylko ryk.

Przemieniona DziewczynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz