"Lecz jak masz żyć
Gdy los nie daje szans, by
W górę się wzbić
Nie poda nikt dłoni (...) a ty walczysz o każdy dzień,
każdą chwilę przeżyć chcesz od nowa"Czasami trudno jest mi coś powiedzieć, a ta piosenka po części opisuje mnie. Po części...
Jest mi źle. Nie czuję się okej. Znowu coraz częściej myślę o swojej śmierci. Znowu odczuwam lęk przed ludźmi. Nie wyobrażam siebie w nowej szkole. A to już we wrześniu.
Poprawiłam wszystkie przedmioty. Nawet chemię, a miałam jedynkę na semestr. Powinnam się cieszyć, ale tego nie robię. Moje ciągłe zmęczenie wraca. Wracam do tego najgorszego. Nie chcę chodzić do szkoły. Nie robię nic poza spaniem i nic nierobieniem.
W czwartek idę znowu do psychiatry. Boję się. Nie chcę tam iść. Wszędzie są tylko pytania i nic poza tym. Czuję ogromny ciężar na swoich barkach. Jakby coś na mnie siedziało, a ja niepotrafię tego zrzucić. Mam wrażenie, że znowu moi bliscy o mnie zapominają. Czekam tylko, aż mama wyjdzie do pracy, żebym mogła być sama. Chcę być sama. Sama. Zawsze sama.
Mój ojciec nie daje mi spokoju. I nadal chce się spotkać. Ciągle wymiguję się nauką i brakiem czasu. Jak mam iść tak po prostu do kogoś, kto kiedyś był mi tak bardzo bliski, a teraz zupełnie obcy? Do osoby, która krzywdziła? Gdzie zaufanie?Kurczę.
Nie radzę sobie.
Słyszycie?
Nie radzę. Zadowoleni?
I dajcie mi wszyscy spokój. Mam dosyć. I wiecie co? Wszystkie zadrapanie królika to bujda. Jestem kłamcą. Jestem niedobra. Jestem zła. Jestem okropna. Jestem zerem. Jestem beznadzieją. Tak było, jest i będzie.