Jeżeli w tym roku zdam to chyba cud. Przez to wszystko zawaliłam szkołę. Z resztą jak wszystko. Mam ochotę wszystkich pomordować. Zakopać, spalić, utopić żywcem. Mam wszystkich dosyć. Siebie mam dosyć. Od kąd pamiętam to zawsze miałam jakieś zagrożenie (zazwyczaj była to matematyka). W tym roku to beznadzieja. Tracę resztki nadziei, że to wszystko poprawię i udźwignę. Nie mam siły. Mam dosyć. Na prawdę. Dzisiaj jeszcze dwie osoby mnie dobiły. Nie wiem co mam już robić. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ona. Depresja. Ona niszczy wszystko. Niszczy moje życie razem ze mną. Chce mi się ryczeć, ale łzy nie lecą. Tak się da? Nie potrafię nigdy opisać tego co czuję. Teraz też nie. I to wszystko wydaje się głupie.