Budzik 5:30.
Drzemka na pięć minut. Później kolejne pięć.
5:40
Muszę wstać.
Otwieram szafę i wpatruje się w nią kolejne pięć minut. Zaczynam wyjmować wszystkie ciuchy z frustracji własnej głupoty, lenistwa i braku chęci posprzątania w niej. Wybieram jakieś spodnie i w miarę niepogniecioną bluzkę, bo prasować się nie chce i czasu brak. Wybieram też bieliznę i kieruję się do łazienki. Myję leniwie zęby i obmywam twarz wodą. Zaczynam się ubierać i staram się coś zrobić ze swoją twarzą. Dzisiaj mi się nie chce. Sam krem BB i korektor. Więcej nie. Brak czasu. Brak chęci. Czeszę włosy i zostawiam je rozpuszczone. Wybieram pierwsze z brzegu perfumy i psikam się nimi. Odkładam. Biorę gumkę do włosów w rękę i idę z powrotem do pokoju. Wyciągam torbę. Wkładam biały t-shirt i jakieś legginsy. Wkładam też gumkę do włosów do kieszonki w torbie. Idę do kuchni. Cholera. Znowu zapomniałam wziąć leki. Biorę je i popijam wodą. Robię sobie kanapkę i zgarniam też trochę już starą nektarynkę. Wkładam do torby. Mimo, że trzydzieści minut nie minęło po wzięciu lekarstw jem płatki śniadaniowe jak zawsze. Miodowe. Jak zawsze.
6:15
Kurwa.
Odnoszę miskę do kuchni. Zaczynam szybko zakładać buty i kurtkę. Biorę torbę i wychodzę zamykając za sobą drzwi. Idę w stronę przystanku. Nagle przystaję i przeszukuję torbę i swoje kieszenie.
Kurwa. Kurwa. Kurwa.
Biegiem wracam się do domu po pieniądze na bilet, które leżą na głośniku. Wbiegam do domu i je zgarniam. Zamykam drzwi i szybko biegnę na przystanek. Jestem prawie na miejscu. Autobus. Widzę autobus. Przeklinam w myślach i biegnę jeszcze szybciej. Nie czuję sił w nogach. Czuję, że zaraz się przewrócę. Biegnę. Kierowca czeka. Wchodzę do autobusu i proszę o bilet ulgowy po mieście. Wypatruje wolnego miejsca. Brak. Cóż. Postoję. W autobusie nie ma jak się poruszyć, bo młodzież w moim wieku jedzie do szkoły. W końcu wysiadają. Mogę odetchnąć. Jadę dalej. Myślę. Czemu nie potrafię być zorganizowana. Dosyć mam. Zamykam na chwilę oczy. Marzę o powrocie do łóżka. To zły dzień. Ledwo się zaczął a ja już mam dosyć. Otwieram oczy. Wysiadam. Cofam się na światła. Przechodzę. Wchodzę do zakładu i witam się z kolegą. Czekamy jeszcze za czterema osobami. Przyszli. Idziemy do szatni. Wzdycham i przegrana wychodzę. Szukamy wszyscy kierownika. Przydziela nam pracę. Chcę odejść. Pytanie: jak tam Natalka?
Chwila milczenia.
- Wszystko dobrze.
Uśmiecham się i odchodzę pracować.