Jestem trupem. Noszę w sobie trupa. To wszystko zaczyna mnie niszczyć jeszcze bardziej. Nie wiem co robić. Znowu wracam do rutynowego, codziennego płaczu. Przestaję wierzyć, że coś się uda. Chcę spać. Potrzebuję snu. Wiecznego snu. Nie mam ochoty wstawać z łóżka. A kiedy nie wstaje się z łóżka - nie robisz nic. Kompletnie nic. Nie sprzątasz; nie czeszesz się; nie ubierasz; nie myjesz. Chociaż to wydaje się ohydne i w głowach pojawia się pytanie "jak tak można?" To taka jest prawda. Nie rusza cię nieporządek wokół ciebie. Nie rusza cię to, że z ust nie masz najlepszego zapachu. Nie rusza cię to, że twoje włosy to jeszcze większe dno niż zazwyczaj. Nie rusza cię nic. Nawet to, że bliskie osoby nas zostawiają, bo my ich ignorujemy.
Moje życie to dno. Moje życie to nic. Moje życie to nie życie. Moje życie to beznadziejność. I chociaż inni mają gorzej to w tej chwili mam swój koniec. Koniec mnie. Koniec życia. Koniec mojego życia.
Nie ma mnie.
Znikam.