~10~

21.3K 1.1K 145
                                    

Trzeci dzień w łóżku. Czwartek. Zero szkoły, zero przyjaciół, zero rodziny, zero kontaktu ze światem. Jestem tylko ja, mdłości i ból głowy.

~I ja~ dodała wilczyca.

~Ty to ja, ok!

~Wypraszam sobie!~ prychnęła.

~Cicho siedź!

Umilkła. Okryłam się szczelniej kołdrą, bo po plecach przebiegły mi dreszcze.
W pokoju rozległo się pukanie do drzwi.

-Proszę- powiedziałam słabo.

Do sypialni weszła kobieca sylwetka, a za nią dwie męskie.

-O rany, wyglądasz źle- powiedział James.

-Lepiej od ciebie- fuknęłam z niewyraźnym uśmiechem.

-Wiesz co?- zaczęła Betty. -Twoja mama kazała przekazać, że za godzinę przyjedzie lekarz stada, ten który leczy samą Lunę, powinien cię postawić na nogi- poinformowała mnie i usiadła na brzegu łóżka.

-Świetnie- burknęłam i dźwignęłam się na łokciach. Zakręciło mi się w głowie.

~TOALETA, SUE!!!~ krzyknęła wilczyca.

Wybiegłam z ręką na twarzy do kibla i puściłam pawia.

-Jeju- pisnęła Beth i wpadła do łazienki zamykając drzwi. Chwyciła moje włosy i odgarnęła je z twarzy.

Oczy zaczęły mnie piec. Po skończeniu okropnej czynności, jaką jest wymiotowanie, usiadłam po turecku, oparłam łokcie na kolana, a czoło na dłoniach. Brałam głębokie hausty powietrza.
Dziewczyna związała swoje włosy w koka i przykucnęła obok mnie podając chusteczki.

-Dzięki- wymamrotałam i wytarłam oczy.
Wstałam opierając rękę o ścianę i przemyłam zarumienioną twarz zimną wodą. 

-Paskudny wirus- stwierdziła zaniepokojona Beth.

-To nie wirus- pokręciłam głową i wyszłam z łazienki do sypialni gdzie o ścianę opierali się James i Garry.

Przeszłam na krzesło od biurka i związałam niechlujnie włosy. Narzuciłam na siebie kocyk.

-W takim razie na bankiecie cię nie będzie?- spytał blondyn, ale raczej brzmiało to jak stwierdzenie.

-A kupiłam taką ładną sukienkę- z żalem wskazałam ruchem głowy na kreację wiszącą na wieszaku w otwartej szafie.

-Ugh, jeszcze od wampira- skwitowała Beth- nienawidzę tych pijawek, a ta wydawała się dziwnie znajoma- burknęła dziewczyna.

-Wiesz, ona mogła żyć za czasów naszych plemion w Brazylii- prychnął James, a Betty podniosła brwi, wykonując ruch ręką do czoła. -No co?

-Jajco- mruknęła dziewczyna i wróciła spojrzeniem do mnie.
Ale ja patrzyłam się na szatyna, stojącego w kącie pokoju. Cały czas miał wzrok utkwiony w szybie, w końcu obejrzałam się za siebie i spróbowałam odnaleźć punkt jego zainteresowania.
Drzewa, lekka mgła, słońce prześwitujące przez koronę drzew, ptaki, a poza tym nic nadzwyczajnego.
Postanowiłam zapytać co z nim jest, bo od wejścia tu nie zamienił ze mną żadnego słowa.

-Um... Garry?

Chłopak oderwał wzrok od szyby i przerzucił go na mnie, a ja wykonałam niezrozumiany ruch głową.
James zerknął na Beth. Wydawało mi się, że wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Przygryzłam wargę.

Ja i Mate? Wykluczone!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz