~13~

21.1K 1.2K 88
                                    

Nic. Łaziłyśmy po parku, lesie i uliczkach. Nigdzie tego gamonia nie mogłyśmy znaleźć.

~Ten "gamoń" to twój mate...

~Niestety~ burknęłam i potknęłam się o korzeń.

-Szlag!- warknęłam i podniosłam się z ziemi.

-Suzy, chodźmy już stąd!- krzyknęła za mną Beth.
Odwróciłam się w jej stronę i oparłam o pobliskie drzewo.
Słońce już zachodziło, a ja nie miałam dziś nic oprócz herbaty w buzi.

-Idziemy do kawiarni?- zaproponowałam i wyciągnęłam do nie rękę.

-Gdziekolwiek tylko chodźmy stąd- burknęła.

-Och, wiesz co? Ty już masz wilczą siłę, a ja nie i to ty w tym momencie najbardziej marudzisz, chociaż to ja jestem poszkodowana- zakpiłam sobie i ruszyłam drogą powrotną.

-Jutro jest ten bankiet, więc twój kochaś na pewno tam będzie- przypomniała dziewczyna i wskoczyła z gracją na pień. Przeciągnęła się parę razy i rozejrzała dookoła.

-Masz rację, zapomniałam...

-Czuję coś- syknęła i wysunęła kły.

Odwróciłam się w stronę, którą obserwowała moja przyjaciółka.
Pociągnęłam nosem.

Wampiry.

-Susane- szepnęła Betty- prędko zwiewamy.

Blondynka zeskoczyła z pieńka i ruszyła w nadludzkim tempie. Zaraz do niej dołączyłam biegnąc ile sił w nogach.

-Zawiadomimy Alfę?- sapnęła między wdechami.

-Trzeba! Ten las to terytorium naszej watahy!- odpowiedziałam nabierając coraz więcej powietrza do płuc.
Chwilka... nasze terytorium.

Zatrzymałam się gwałtownie.

-Beth stój!- krzyknęłam za nią, a ona zwolniła i odwróciła się do mnie z pytającą miną. -Nasze terytorium! One nie mogą nam nic zrobić, my im owszem.

-Nie bądź głupia, Sue- warknęła dziewczyna. Jej oczy lśniły krwistoczerwonym blaskiem.

-Nie muszę- odpowiedziałam z irytacją.

Nagle z nikąd przed nami pojawiło się dwóch mężczyzn. Bladych jak ściana. Na twarzy malował się im diabelski uśmiech. Jeden z nich miał białe, ale nie siwe, po prostu białe włosy i bardzo młodą twarz, a drugi azjatyckiej urody wyglądał jakby był w moim wieku. Oczywiście to wampiry, z tym ich wiekiem to nigdy nic nie wiadomo!

-Jesteście na naszym terytorium, pijawki- warknęła Elizabeth.

-Owszem- Azjata posłał jej przenikliwy uśmiech, przez który zabłyszczały kły.

-Zabierajcie stąd swoje dupy, bo zrobi się nieprzyjemnie- burknęłam i również obnażyłam swoje ostre ząbki.

-Słyszałeś Ian?- zwrócił się do albinosa.

-Co takiego, Lee?- zapytał tamten ze stoickim spokojem.

-Dwie, młode wilczyce nam grożą- prychnął Lee jak sądzę.

Beth wyglądała jakby ją piorun strzelił.

-Jesteście na naszym terytorium- wycedziła przez zęby. -Zgodnie z traktatem i prawem, możemy was rozszarpać na srylion drobnych kawałeczków, tak, że nie będzie co zbierać.

Lee podszedł do niej i ujął jej podbródek.

-Och, Elizabeth..., nie uważasz, że rozsądniej będzie jeśli rozstaniemy się teraz w pokoju?

Ja i Mate? Wykluczone!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz