~27~

15.7K 911 67
                                    

Biegam w tę i z powrotem. Uciekać? Daniel zaraz się obudzi. Jezu... Daniel!

Chłopak, który chodził ze mną do klasy, cholernie podobał się Betty. Zresztą nie tylko jej, ale przecież to podstawówka. Daniel był powiernikiem niektórych moich sekretów. Byłam za młoda, żeby wyczuć w nim wampira. To mnie teraz tak obrzydza. Jezu Chryste jak ja mogłam się przyjaźnić z wampirem?! Ale z drugiej strony... O rany on tak bosko jak na swój wiek grał na gitarze..., którą chyba mu rozwaliłam. Za dużo tego wszystkiego. Ciśnienie mi skoczyło.

Wybiegłam z pokoju. Ten dylemat. W prawo czy w lewo? Argh... lewo! Pobiegłam z dudniącym sercem. To przecież chore.

~Um... biegnij do kuchni, umieram z głodu~ usłyszałam skomlenie Lily.

Csy ja się przesłyszałam? W takim momencie?

~Taaak~ wymamrotała.

Oszalała. W tem coś skręciło się w moim brzuchu. Żołądek... to prawda, że dawno nic nie jadłam, ale nie czas, żeby o tym myśleć.

Zacisnęłam zęby. Kolejne rozwidlenie. W którą stronę?! Jeju... prawo!

BUM!!!

-Cholera jasna!- usłyszałam. Przerażona podniosłam się z ziemi. Czy to przypadkiem nie jest... Clarie? Lag... zacięło mi się myślenie... potrzebuję jedzenia... Tak ta ruda na przeciwko to Clarie!
Podniosłam się w przeraźliwym tempie.

-Ty, ty...- oddychałam jak po maratonie -ty... ty, ale przecież...?

Rudowłosa potarła swoje czoło i wkurzona przeszyła mnie lodowatym spojrzeniem.

-Co ty robisz?!- krzyknęła, a ja nieco się zdziwiłam. To chyba oczywiste, że jak kogoś się porywa to ten ktoś chce uciec. Taka kolej rzeczy.

-To ty się tłumacz, póki masz jeszcze gardło całe- fuknęłam. Co ona sobie myśli? Nicholas tu przyjdzie, a ona straci głowę, a nawet jeśli tego nie zrobi, to ja powieszę ją za włosy na drzewie i wykonam na niej egzekucję.

-Próbujemy ci pomóc, kretynko!- krzyknęła.

Co? Tego się nie spodziewałam. Chyba naprawdę jestem głodna.

-Rozwiń to.

-W twoich żyłach krąży trucizna- burknęła i chwyciła dosyć mocno moje ramię, prowadząc do tego ciemnego pokoju, w którym leży nieprzytomny Daniel...

~ELIZABETH~

Włóczymy się już od godziny. Wydaje mi się, że zaraz kogoś przetrzepię, zwłaszcza te cholerne ptaki, które ćwierkają jakąś sralodyjkę. Dobra mam dość.

-Trzymaj- rzuciłam do Jamesa mój pas, bluzę i telefon, rozpuściłam włosy.

-Nie wiem czy to dobry pomysł.

Fuknęłam na niego i nie zwracając uwagi na jego słowa skupiłam się. Moje ciało pokryła gruba warstwa, miękkiej sierści. Kończyny powiększyły się i przybrały wilczych kształtów, po chwili stałam przed chłopakami w postaci mojej wilczycy Karen.

~Szukamy Sue, pamiętaj o tym~ powiedziałam do niej.

~Wiem.

-Betty, nie uważam, żeby to coś zmieniło- jęknął nieprzekonany Garry. A wiara we mnie?

Pokręciłam głową i pomknęłam przed siebie. Wzrok wilka jest naprawdę cudny. Widać wszystko tak wyraźnie, każdy szczegół, każde ziarenko pisaku, widzę wszystko nawet z dużej odległości.

No i daleko pobiegłam, naprawdę (sarkazm). Zaraz zostałam przygnieciona do ziemi przez złocistego wilka. Warknęłam i spróbowałam się podnieść. Na marne.

~Złaź~ syknęłam w myślach.

~Nie~ usłyszałam trochę zły głos Jamesa. Zaraz mu odgryzę pysk. Przekręcił mnie na plecy, przez co musiałam wyglądać jak pies, który chce się pobawić. Spojrzałam w jego złote oczy. Nie jestem pewna, ale paliły się w nich iskierki troski i smutku. Jest jeden problem. To nie my, a nasze wilki mają teraz swoją swobodę, a my nimi tylko kierujemy. A ja od zawsze wiedziałam, że Karen uwielbia bliskość Jamesa.

~James, zejdź...

~Nie.

Pięknie... Karen ma gdzieś, że James to nie jest mój mate. Za 3... 2... 1...
No i tak. Trąciłam go nosem i ruszyłam pyskiem do jego szyi, żeby się otrzeć. Omg... dostanę z nią kiedyś raka. Tak jak myślałam... już się turlaliśmy po ziemi, skacząc jak małe dzieci. Urocze naprawdę... ten sarkazm to moje drugie imię. Nie miałam jednak jej tego za złe, bo faktycznie brakowało mi luzu. Szkoda, że to się dzieje w takiej chwili.

~Skończ, Karen!

Wilczyca się nie odzywała. Trudno. Nie obchodzi mnie to, że jestem teraz pod wielkim wilkiem. Zaczęłam się przemieniać w człowieka i ten ucisk na ramionach, kiedy przygniata mnie ciężar samczych łap. Ugh... zmieniłam się. Włosy miałam kompletnie przetrzepane, a ubranie brudne. Patrzyłam swoimi czekoladowymi oczami w jego wilcze, złote. Uśmiechnęłam się rozbawiona, kiedy zaraz potem James w ludzkiej postaci przyciskał mnie do ziemi.

-Świetna zabawa, panno Cooper- rzekł udawanym oficjalnym tonem, ale widziałam to, że próbuje opanować wewnętrzny śmiech.

-To była czysta przyjemność, panie Lewis- z trudem stłumiłam wybuch radości. Strąciłam go z siebie i otrzepałam się z ziemi.

Obróciłam się.

-James?!- krzyknęłam, kiedy ujrzałam wielki biały Motel... tylko, że ten Motel to dom wampirów z naszego miasta. Niemożliwe, żebyśmy tu trafili od tak o!
Chłopak zmarszczył brwi. Zaraz potem dobiegli do nas Garry i Nicholas.

-Idziemy- rzucił bez wahania Alfa, a my posłusznie ruszyliśmy za nim.

~*~

Hejka morelka!

Jak tam moje wilki drogie?

U mnie gites, jestem wypoczęta i gotowa do pracy ;) Dodam dzisiaj jeszcze jeden rozdział, bo tu mało się dzieje ;) Dajcie mi czas.

Ciao ;*

Aniela

Ja i Mate? Wykluczone!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz