~53~

11.7K 684 40
                                    

Od rana wszyscy zabiegani. Dzień ślubu, podobno najpiękniejszy dzień w życiu, a ja tu czuje się zjedzona przez stres. Nawet nie wiem, czy rodzina się wyrobi. Od 6:00 jestem na nogach i sprawdzam salę. Jest przepięknie, granatowe zdobniki tworzą śliczną odskocznie od bieli. Wszystko komponuje się cudnie i idealnie. Menu jest zaplanowane, a ja muszę jeszcze ogarnąć makijaż, fryzjera, pojechać odebrać wianki i kwiaty dla mnie i druhen. Nicholas nie podniósł się z łóżka po swoim wieczorze kawalerskim. Nie chciałam go budzić, bo wiem jak sen jest cennym skarbem. Ja nie chciałam robić, żadnych imprez, w ciąży się nie pije, po drugie nie jestem upoważniona wiekowo do picia alkoholu.

Ślub planowany jest na 15:00, jest grubo po jedenastej.

-Chodź już!- krzyknęła Betty, która stała w progu mojego pokoju.

Narzuciłam bluzę brata i wyszłam zabierając klucze i telefon. Czyli przed ślubem już nie zobaczę mojej śpiącej królewny. Wybrałyśmy się do salonu, aby przygotować się już idealnie do ceremonii. Podobno wszystkie moje druhny już tam były.

Wbiegłyśmy spóźnione do garderoby i aż mi zaschło w gardle, kiedy dziewczyny były już prawie gotowe. Wyglądały pięknie. Przekazałam wianki fryzjerce, a jakaś inna kobieta porwała mnie szybko na zakładanie sukni.

Przez chwilkę męczyły mnie myśli, że się nie zmieszczę z moim już naprawdę widocznym brzuszkiem i wyrośniętym biustem. Na szczęście moje obawy były zbędne i wszystko ładnie leżało. Zostałam przekierowana do makijażysty. Facet nałożył mi na twarz krem, jakiś nawilżająco- matujący, po czym rozprowadził podkład, zakrył korektorem wory pod oczami, wynikające z przemęczenia, wykonturował mi twarz, wypudrował, nałożył granatowo-srebrne cienie, na usta dał błyszczyk, podkręcił rzęsy zalotką i wysmarował tuszem. Takiego makeup'u na twarzy jeszcze w życiu nie miałam, ale to jest ślub, chyba można się odwalić. Nie zdążyłam się przejrzeć, bo od razu złapała mnie fryzjerka, która wyjaśniła mi w szybkim skrócie co chce zrobić na mojej głowie, byłam tak otumaniona, że nie zapamiętałam, ani słowa tylko kiwnęłam głową na znak zgody. Kobieta rozczesała moje włosy i zaczęła zwinnie pracować narzędziami fryzjerskimi.

Po długim czasie dopasowywania wianka, byłam gotowa. Podeszłam do lustra i aż zakręciła mi się łza w oku, złapałam się za usta. Było wszystko perfekcyjnie. Poczułam jak ktoś obejmuje mnie od tyłu. Od razu poznałabym te ręce wszędzie.

-Mamo!- krzyknęłam z radości. Zaraz podbiegła do mnie Beth, która wyglądała jak ideał piękna.

-Nie ma mowy, na rozklejanie się teraz. Makijaż na twarzy zobowiązuje- powiedziała stanowczo, chociaż jej głos wskazywał wzruszenie i widać było, że jest o krok od płaczu. Wzięłam się w garść ucałowałam mamę w policzki.

Miała ołówkową, łososiową sukienkę do kolan i białą marynarkę. Jej włosy jakoś wymyślnie spięte z tyłu.

-Drogie panie, czas na nas- pośpieszała nas miedzianowłosa i wyszła zaraz za Julie z budynku. Poszłam z mamą za nią. Trafiłyśmy na długą limuzynę. Jak się okazało prowadzili Garry i James, którzy bawili się w najlepsze, przy jakieś wieśniackiej muzyce.

Jednak gdy nas zobaczyli od razu wybiegli z udawaną grzecznością otworzyć nam drzwi. Miałam wejść ostatnia, ale musiałam się przytulić do moich ukochanych przyjaciół, którzy wyglądali na poruszonych.

-Odwaliłaś się- mrugnął Garry i potarł moje ramie dodając mi otuchy.

-Stop! Czy mi się zdaje... nieee ty założyłaś szpilki?!- krzyknął roześmiany James i klepnął się w twarz. -Przegrałem zakład!

-Serio?- wybuchnęłam śmiechem i spojrzałam na obu z politowaniem. Wsiadłam bez zbędnych pytań do pojazdu, by ruszyć na ślub.

~*~

Drzwi pojazdu otworzył wysoki blondyn z delikatnym uśmiechem. Z białego samochodu wysiadło pięć dziewcząt. Dwie druhny stały przed panną młodą, a dwie za. Wszystkie bogate w kwiaty. Do panny młodej, która nie była w stanie odezwać się ani słowem podszedł były przywódca stada wraz z małżonką, uśmiechając się szeroko i gratulując przyszłej synowej.

Susane nerwowo rozglądała się po ogrodzie, gdzie zgromadzeni byli już wszyscy goście. Szukała jakiegokolwiek ratunku, pośród znajomych twarzy. Nagle wszyscy powstali i wybrzmiały pierwsze nuty ślubnego utworu. Dziewczyna zacisnęła ręce na bukiecie i wiedząc, że ma ruszać skupiła się na krokach, żeby nie zrobić z siebie pośmiewiska, które nie umie chodzić na szpilkach. Pomyślała o tacie, który symbolicznie powinien iść obok niej, zamiast niego, zauważyła jak nagle zaciskają jej się na ramieniu matczyne ręce. Poczuła się pewniej, ale nadal bezbronnie. Szła po dróżce usłanej z płatków kwiatów. Nagle jej szklistym z przerażenia oczom ukazała się mała altanka. Udekorowana przez nią samą. Stali tam już James Lewis, Garry Green, Larry i Louis Walkerowie, Seth Diaz oraz William Walker. Jednak Sue skupiła się na najważniejszej osobie. Był tam dumny Nicholas Walker. W jego oczach nie było, żadnej iskierki przerażenia, co wskazywałoby na to, że był pewny swoich zamiarów. Dziewczyna rozluźniła się lekko pod wpływem wzroku jej przeznaczonego. Dalej szła już zdecydowanie. Kiedy nadszedł ten moment, w którym rodzic przekazuje córkę jej przyszłemu mężowi, chłopak złapał delikatnie jej rękę, przez co Sue czuła się bezpiecznie. Serce kołatało jej w piersi jak oszalałe. Patrzyła głęboko w oczy swojego Mate, czując lekkość na duszy. Cała tryskała niesamowitą radością.

Nadszedł czas przysięgi. William podszedł do swojego syna przystawiając mu mikrofon bliżej twarzy. Nie oderwał wzroku od swojej ukochanej.

-Ja Nicholas Walker, biorę ciebie Susane Wood za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci- wypowiedział tę formułę bez grama zawahania. Mówił to z pełną świadomością słów. Kochał ją i chciał z nią spędzić całe życie.

Kiedy mikrofon powędrował do twarzy panny młodej, ta wzięła głęboki wdech i nie przestając patrzeć w oczy chłopaka zaczęła płynnie i pewnie.

-Ja Susane Wood, biorę ciebie Nicholasie Walkerze za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci.

-Pocałuj swoją żonę- odezwał się Will, a po chwili Sue i Nicko byli w swoich objęciach.
Goście wzruszeni klaskali i wiwatowali na cześć młodej pary.

~*~

-Jak się czujesz z faktem, że jesteś moją żoną?- spytał Nicko, w drodze na salę weselną.
Spojrzałam na obrączkę oczami nadal pełnymi łez. Zaraz jednak przeniosłam z powrotem wzrok na mojego Mate.

-Nie ma odwrotu?- spytałam podchwytliwie.

-Nie.

-Bardzo dobrze. Kocham cię.

-Ja ciebie też.

Czeka mnie długie wesele, patrzenia na ludzi schlanych, którzy są urżnięci w trupa, ale to przecież nie przeszkadza w dobrej zabawie, prawda?

~*~

Padum tsss, następne to epilog <3

Lecę oglądać Shawna na insta xd

Ja i Mate? Wykluczone!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz