Siedziałam pod drzewem, przypatrywałam się ranom, gojącym się na moich nadgarstkach. Szczerze? Nigdy w życiu nie przeżyłam takiego załamania psychicznego, nigdy nie wylałam tylu łez w jednym momencie. Zawsze byłam tą twardą. Ostatni tydzień był dla mnie prawdziwym koszmarem. Chłopak, który jest moim mate, mówił, że nie chce rujnować mi życia. Nie wiem czy mogę mu ufać...
~Jasne, że możesz!~ wtrąciła Lily.
~Słuchaj, ja nawet nie znam jego imienia~ westchnęłam ciężko.
~Nieważne... on jest naszym mate, jesteś ciężkim przypadkiem, Sue. Strasznie upartą dziewczyną, ale będę próbowała wspierać jakiś 1% ciebie, który wewnętrznie pragnie go, on chce cię chronić~ mówiła z troską.
~Jakoś nie zauważyłam, żeby mnie chronił~ zacisnęłam ręce w piąstki ~Zresztą, świetnie potrafię zadbać o siebie! Ja nie potrzebuję ochrony, Lily~ podniosłam głos.
~Myślisz strasznie infantylnie, nie chcę z tobą gadać~ rzuciła i zamknęła się.
Siedzę tu już 20 minut i czekam, aż Alfa skończy rozmawiać z Betami. Czułam się mało potrzebna i trochę natrętna, ale musiałam się spytać o co chodzi wampirom. Co się stało, że Beth, musiała użyć instynktu samoobrony. Lee i Ian. Znają Alfę, a ja chcę wiedzieć co się do cholery dzieje!
Pomasowałam nadgarstki. Zostały już tylko blizny. Białe obręcze. Znamiona po walce. Teoretycznie blizny wojenne dla żołnierza są przyczyną do dumy.
Jakoś nie odczuwam tego samego i nie mogę powiedzieć, że jestem z siebie dumna. Raczej czuję się upokorzona.
Za paręnaście godzin zacznie się bankiet. Jest godzina 20:40, ciemność i blask księżyca, który ubóstwiam. Jego srebrzyste promienie przebijają się przez koronę drzew i rozpraszają w delikatnej mgle. Zrobiło się chłodno, ale nie dla mnie.Odwróciłam głowę w kierunku Williama. Wyglądał jakby kończył rozmowę. Zerwałam się na równe nogi i podeszłam w jego kierunku. Dowiedziałam się od Mai, że chce mnie przesłuchać jeszcze dziś, w kwaterze głównej.
Kwatera główna. Dom od zawsze pod władzą rodziny Alfy. Wygląda jak ogromny hotel. Jedno piętro przeznaczone na mieszkania dla Bet i ich rodzin. Najwyższe 10 piętro tylko dla rodziny Alfy, a reszta przysługuje stadu. Czyli różne biura, sale przesłuchań, szpital, sąd, lochy, magazyny i wiele innych.
Zawsze ciekawiło mnie to, co się tam dzieje, ale bez zgody przywódcy nikt nie może przekroczyć progu posiadłości. Wszystko jest dokładnie strzeżone jak Biały Dom w Waszyngtonie i z tego powodu mnie to również przeraża. Mieszka tam ponad 500 członków naszego stada, a reszta tak jak moja rodzina mieszkają w mieście.
Nie uśmiecha mi się perspektywa pójścia tam i przeciskania się co chwila obok jakiegoś mięśniaka z bronią. Trochę to krępujące i stresujące.Bety odeszły od Williama. Skorzystałam z chwili i stanęłam naprzeciwko.
-Susane Wood, zgadza się?- wypowiedział te słowa jakby przed chwilą ktoś wypruł mu flaki i pożarł na jego oczach, czyli krótko mówiąc wyglądał na... zaciekawionego.
Pamiętacie jak mówiłam, że to równy gość? W istocie... dziwak, ale spoko ziomek.-Tak- odpowiedziałam krótko.
Alfa wykonał gest, jakby zachęcał mnie do mówienia. Zmarszczył brwi.
-Rany się zagoiły?- spytał wskazując nożem na moje ręce.
Odruchowo złapałam się za blizny i rozmasowałam. Posłałam Alfie zdekoncentrowany uśmiech. To normalne... jestem Omegą, czuję się mała przy swoim przywódcy.
CZYTASZ
Ja i Mate? Wykluczone!
WerewolfNazywam się Susane Daria Wood, ponad wszysko cenię sobie wolność i niezależność. W momencie, kiedy pojawia się więź i uczucie, oddech przyspiesza, serce obija się o klatkę piersiową, a kolana drżą, mój świat obraca się o 180 stopni. Wkroczyłam na ni...