3 Część 5

306 25 9
                                    

 - Ostatnio Niall... Zaczął się ciąć - wstrzymałam oddech. Tego się nie spodziewałam. Może gdzieś bardzo, bardzo ale to bardzo głęboko. Z tych wszystkich negatywnych emocji musiałam oprzeć się o blat kuchenny. Czułam jakby ktoś właśnie oznajmił mi, że zostanę skazana na śmierć. Najpierw było zdziwienie. Później strach, aż w końcu zrozumienie sytuacji.
- Mamo! - Alan zbiegł ze schodów biegnąc w moją stronę. Przytulił się do moich nóg - Z kim rozmawiasz mamusiu? - pierwszy raz rozmawiam z Georgiem przy Alanie albo Nathanie. Akurat chłopak zszedł ze schodów. Na szczęście powiedziałam już Natowi, że jestem w gangu, no bo pytał się ciągle skąd mam tyle pieniędzy. Wie tylko tyle, że do niego należę, a nie że nim przewodzę. Nawet się nie dopytywał. Zapewne nie przyjął jeszcze do świadomości tego, że powiedziałam mu prawdę.
- Szefowo...? Kto to...? - no tak... Mój zastępca nie wie nic o moim tutejszym życiu... A w tym o poznanych osobach.
- Później ci wszystko wytłumaczę Georg - pogłaskałam chłopca po głowie - To było jednorazowe?
- Chciałbym tak powiedzieć - wszystko było jasne.
- A jego bracia? Próbują coś zrobić, czy są w podobnej sytuacji? - znów nie wiedziałam czego się spodziewać. Tylko dlaczego spodziewam się odpowiedzi, która mnie nie usatysfakcjonuje?
- Z początku próbowali... Jednak z marnym skutkiem. W końcu skończyło się tak, że Chris zaczął ćpać, a Tony pić - to we mnie trafiło jak piorun.
- Ile? - doskonale wiedział o co mi chodzi.
- Jakieś dwa tygodnie... - powiedział z zawahaniem. Nie chciałam na niego krzyczeć i pytać dlaczego nic nie zrobił, albo dlaczego mówi mi to tak późno. Wiedziałam, że Georg taki nie był. Musiał najpierw sam spróbować i dopiero gdy się poddał, co u niego jest trudne zważywszy na dumę, powiedział o tym mnie. Wiedział, że sam sobie nie da rady. Westchnęłam.
- Nie jestem na ciebie zła. Nie musisz się o to martwić - słyszałam jak wypuścił wstrzymywane powietrze - Czy tak to wszystko po staremu?
- Tak - powiedział już pewniejszym głosem.
- Powiadomię cię, jak coś postanowię. Uważaj na siebie - nie czekając na jego odpowiedź rozłączyłam się. Schowałam telefon i usiadłam na kanapie w salonie. Oparłam głowę o ręce i zamknęłam oczy by się uspokoić. Poczułam dotyk na ramieniu.
- Co się stało? - Nathaniel usiadł przy mnie i czekał aż będę gotowa mu odpowiedzieć. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że prawie nic o mnie nie wie.
- Długo by gadać... - westchnęłam.
- Mamy czas - uśmiechnął się zachęcająco. Skąd wiedziałam, że to powie?
- Mówiłam ci, że należę do gangu, prawda? - kiwnął niepewnie głową ale nie przerywał - Dokładnie mówiąc jestem jego szefem - spojrzał na mnie zdziwiony - Mówiąc najprościej mam trzech braci, którzy są narażeni na niebezpieczeństwo ze strony moich wrogów. A o nich mi nie trudno, zważywszy na to, że jesteśmy najlepsi. Gdy tylko informacja o naszym pokrewieństwie wyciekła, zdążyłam zabezpieczyć dwójkę z nich, lecz najmłodszego nie zdążyłam. Zapewne przez to, najmocniej wszystko odczuwał. Z początku poznali mnie jako swoją ochronę, ale z czasem dowiedzieli się prawdy. Niall, bo to o nim wyciekły informacje, obwiniał się o wszystko co mi się przytrafiało. Uważał, że cierpię, ponieważ to o jego im chodzi. A naprawdę było na odwrót. Przez niego, chcieli się dostać do mnie. Przez małe komplikacje w tej okolicy, musiałam ich zostawić pod okiem mojego zastępcy. Tutaj było dla nich zbyt niebezpiecznie, więc nie zgodziłam się by ze mną jechali. Niall się zdenerwował i zaczął wszystko z siebie wyrzucać. Myśli, obawy, przypuszczenia... Teraz się o to obwinia, a niedawno zaczął się ciąć. Jego bracia chcąc mu pomóc, sami wpadli w kłopoty - skończyłam i spojrzałam na mojego słuchacza.
- Dużo tego... - przyznał w końcu - Więc co zamierzasz zrobić?
- Nie jestem pewna... - prawda jest taka, że już niczego nie byłam pewna.
- Teraz próbujesz oszukać mnie, czy siebie? - spojrzałam na niego - Oboje dobrze wiemy czego chcesz. Może nie wiem co wydarzyło się dokładnie w twoim życiu, ale widzę ile dla ciebie znaczą. Oboje zdajemy sobie sprawę z tego, że chcesz tam jechać. Chcesz wrócić - może miał i rację. Ale nie wiem, czy jestem tam jeszcze mile widziana. Z drugiej strony, jeśli George powiedział mi o tym, musi to być poważna sprawa. A ja, na pewno nie dam im zmarnować sobie życia. Nie po to pilnowałam ich całe życie, by teraz wpadli w nałogi. Nie takie.
- Zgoda. Pojadę - na twarz wkradł mi się uśmiech na myśl, że zobaczę bliskich. Podszedł do mnie Alan, który nie wiem gdzie był do tej pory.
- Mamo... - stał przedemną z rękami na moich kolanach.
- Tak maluchu?
- Kiedy się zobaczymy? - już wiedziałam, że wszystko podsłuchał. Nat chyba też.
- A kto powiedział, że my się rozstaniemy? - spojrzałam na niego mrożąc oczy.
- Posłuchałem jak rozmawialiście i... - spuścił wzrok - wiem, że chcesz nas zostawić... - z każdym słowem jego głos cichł. Złapałam go pod pachami i posadziłam sobie na kolanach.
- To prawda. Wyjeżdżam, ale chyba nie myślałeś że was tu zostawię? - przez chwilę się nie odzywał. W końcu zaczął mnie przytulać i piszczeć szczęśliwy.
- Nie, Hope - odezwał się starszy z braci - Nie możemy jechać z tobą - zgasił zapał Alana.
- Dlaczego?
- Ponieważ i tak dużo nam pomogłaś a my nie mamy jak ci się odwdzięczyć - westchnął - Nas nie stać na jakąkolwiek podróż. Przyro mi Alan - chłopiec słysząc starszego brata zaczął płakać i krzyczał, że nie chce.
- Nie płacz maluchu - pogłaskałam go po głowie - I tak wszyscy wiemy, że wyjdzie na moje - trochę się uspokoił, więc zwróciłam się do Nathana - A co was tu trzyma? Bieda, czy ojciec w miejscu zamieszkania? - specjalnie nie nazwałam tego domem.
- To jest nasz dom - próbował dalej.
- Dom jest tam, gdzie czujesz się bezpiecznie, spokojnie i kochają cię ludzie w nim - już nie był taki pewny swych słów - Nat ja wiem, że masz wyrzuty sumienia ponieważ pomagam wam finansowo... - przerwał mi.
- Żeby tylko finansowo...
- Jednak pomyśl racjonalnie. Masz czas by mi je oddać. A poza tym, musisz myśleć też o bezpieczeństwie Alana - złapał głowę rękoma i myślał. Przytuliłam się niepewnie do niego z Alanem na kolanach. Podczas naszej znajomości, to nasz pierwszy przytulas. Wiedziałam, że Nathan jest zmęczony. Tym ciągłym strachem i niepewnością. Westchnął.
- Okej. Jedziemy - uśmiechnęłam się. Alan zaczął biegać po domu ciesząc się.
- Więc wsiadajcie do auta i jedziemy na lotnisko - jak powiedziałam, tak się stało. Niecałą godzinę później, siedzieliśmy już w samolocie. Było chwilę po jedenastej, więc na miejscu będziemy z rana.

Dzisiaj taki dłuższy :***
Dobranoc <3

Potrzeba Ochrony BliskichOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz