2 Część 55

311 25 4
                                    

- Braci. Jesteśmy jej rodziną. Pomyśl tylko jakie masz możliwości. Możesz pomagać jej we wszystkim, doradzać. W końcu znajdzie tego jedynego. Myślisz, że łatwo jej to przyjdzie? Nie będzie wiedziała co się z nią dzieje. Całe życie była zajęta naszym sprawami i gangu, więc o takich rzeczach pewnie nie ma pojęcia. To my będziemy musieli z nią być, martwić się i ewentualnie odstraszyć gościa - na ostatnie się lekko uśmiechnął. Ja zresztą też... Powiedziałem to by poprawić mu humor, ale teraz zaczynam w to wierzyć.
- W chwilach takich jak ta, musimy wspierać ją najbardziej ze wszystkich - powiedziałem to co myślałem.
- Czekaj... - nastawił uszu. Usłyszał coś i podbiegł do okna.
- Może to i lepiej... - powiedziałem do Chrisa, a ten niepewnie kiwnął głową. Podeszliśmy do Nialla i przyglądaliśmy się walce.

Pov. Hope
Jak do tej pory każde z nas doznało jakiś ,,uszkodzeń,,. On miał ranę w udzie i złamaną rękę a ja coś z kostką w prawej nodze. Trochę kulałam, a nawet bardzo ale na szczęście mam dwie nogi...
- Może to już skończymy i dasz się zabić? - prychnął łapiąc oddech.
- Wiesz ilu przed tobą próbowało? - dotarło do niego to co powiedziałam i znowu się na mnie rzucił. Chciał walnąć mnie prosto w nos, ale w ostatniej chwili się uchyliłam i to on dostał. Zatoczył się do tyłu, lecz nie był to na tyle mocny cios, by upadł. Dałam mu chwilę na otrząśnięcie się. Teraz to ja zaatakowałam pierwsza, lecz ten atak był inny niż moje pozostałe. Teraz zamierzałam go wykończyć. Pobiegłam wprost na niego, wykonałam gwiazdę i po chwili siedziałam mu już na karku. Skręciłam mu go i zrobiłam jakby mostek do tyłu. Stanęłam na lewej nodze, bo nie chciałam przeciążać tej rannej. Zauważyłam, jak w oknach są już moi ludzie i odtrącają wszystkich od okien i drzwi. Takie zabezpieczenie. Niestety nie wiedziałam, czy nie przyszedł tu sam. Dałam znać Georgowi, by był czujny. Kiwnął głową i powiedział coś do swoich ludzi. Spojrzałam w niebo, zamknęłam oczy i westchnęłam. Nic nie słyszałam, nie widziałam, nie czułam bólu kostki. Umiarkowałam oddech i wdychałam chłodne powietrze. 
- Widzę, że humorek dopisuje... - nie poznawałam tego głosu, więc postanowiłam spojrzeć na mojego kolejnego przeciwnika. Okazał się nim dorosły mężczyzna, którego faktycznie nie znałam - Dałaś niezły popis... - uśmiechnął się.
- A ty co? Zagorzały fan jesteś, że tak mi komplementy prawisz? - prychnęłam.
- Niedługo się dowiesz - puścił mi oczko i podjechało jakieś auto. Nawet nie zdążyłam się przyjrzeć marce, a już odjechało...
- Hope! - usłyszałam wołanie Georga, więc się obejrzałam -Co z twoją kostką? - zamiast dać mi dojść do słowa, podniósł mnie jak pannę młodą i zaniósł z powrotem do szkoły. Biegł przez korytarz, jakby się paliło, ale nie chciał mnie słuchać. Posadził mnie na środkowym stoliku i zdjął buta - Coś ty sobie zrobiła z tą kostką?! - zaczął ją oglądać i wrzasnął.
- Nie zapominaj się. To ja jestem twoją szefową a nie na odwrót - szczerze to nie chciało mi się słuchać jaka to ja jestem nie ostrożna, że niepotrzebnie się narażam i tak dalej... - Jestem w jednym kawałku, więc jaki ty widzisz problem? - może trochę zrobiłam z niego kretyna, ale co z tego?
- Ty się mnie pytasz, gdzie ja widzę problem, SZEFOWO?! - podkreślił. Wstał z klęczków i zaczął wymachiwać rękami - Czy ty widzisz swoją kostkę?! Jest ewidentnie połamana! - złapałam go za lewą rękę, bo jeszcze chwila i uderzyłby dziewczynę za nim.
- Przesadzasz... - uspokoił się trochę, więc go puściłam.
- Co masz zamiar z tym zrobić? - pokazał na moją kostkę. 
- Ty się pytasz, co ja mam zamiar z tym zrobić? - uśmiechnęłam się głupio.
- Nie czekaj! Nie o to mi cho...! - nie zdążył dokończyć, bo w całej stołówce słychać było dźwięk nastawianych kości. Niektórzy patrzyli na mnie jak na wariatkę, niektórzy zakrywali uszy od specyficznego odgłosu a inni po prostu nie wierzyli, że to faktycznie zrobiłam - Wiesz, że nie o to mi chodziło... - usiadł na ławce, przy mnie i złapał się za głowę. Przewróciłam oczami i stanęłam przed nim.
- Dobra... - niech stracę... Czego chcesz? - zawsze, gdy sobie coś nastawiam, albo zrobię cokolwiek, czym powinien się zająć lekarz czegoś ode mnie wymaga. Zawsze jest to coś, co nie pozwala mi przeciążać ciała w uszkodzonym miejscu. I później to ja mam opóźnienia w pracy...
- Skoro masz... nadwyrężoną kostkę... - spojrzał na mnie drażliwie. Jego to po prostu cieszyło.
- Mów, bo się rozmyślę... - na pewno. I jak to zrobię, to będzie za mną wszędzie chodził i we wszystkim przeszkadzał. W końcu to nie pierwszy raz...
- Po prostu wyznaczę kogoś, kto przez cały dzień będzie cię wszędzie nosił, byś nie musiała przeciążać nogi - jak go palnę, to poleci. I to właśnie zrobię.
- Wstań - mój głos był poważny, bezwzględny. Wiedział, że lepiej mnie nie denerwować gdy mam taki głos, więc zrobił to co powiedziałam.

Witajcie! Zdziwieni?
Postanowiłam dzisiaj dodać rozdziały, ponieważ dokładnie rok temu, założyłam swoje konto na wattpadzie.
Taki mały wyjątek...
Piszcie co sądzicie.
:**

Potrzeba Ochrony BliskichOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz