2 Część 60

298 29 2
                                    

- ... Pierwszą rywalizacją będzie... Pojedynek kapel! - wrzasnął niby podekscytowany. W sumie, było to całkiem zabawne. Pierwsza uczestniczka chyba ledwo co się na nogach trzymała i nie próbowała ukryć swojego strachu. Natomiast druga, starała się wyglądać na spokojną, choć było widać jej strach. A ja? Stoję sobie, jakby przed chwilą powiedział coś niezwykle naturalnego, tak prostego i oczywistego - Zatem, przydzielimy wam zespoły z waszych szkół, a wy będziecie śpiewać. Proste, prawda? - publiczność zaczęła krzyczeć. Z czego oni się tak ekscytują? Zaraz, zaraz... Nasza szkoła nie ma kapeli... Spojrzałam na Toniego i chyba też o tym myślał. Widziałam jak zaczynał panikować, więc puściłam mu oczko. Stał zdezorientowany ale chociaż się nie przejmował - Szkoły będą występować w kolejności od lewej strony - czyli najpierw ta nieśmiała dziewczyna - Zaczniemy za jakieś dziesięć minut, by uczestniczki mogły się przygotować - zszedł ze sceny, a my za nim. Szybko podbiegli do mnie chłopaki. 
- Co zrobisz? - widzę, że już wiedzą o naszej kiepskiej sytuacji... Ale ja miałabym nie mieć planu?
- To proste - spojrzeli na mnie niepewnie - Jeśli nie mamy kapeli, wystarczy ją założyć - powiedziałam jakby to było oczywiste. 
- Hope... - Tony zaczął niepewnie - Nie wiem kto w tej chwili zgodzi się na dołączenie do kapeli i występ bez żadnych prób... - niby racja ale nie do końca. Uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Postanowiliśmy z jury, że będą cztery etapy tej konkurencji, a teraz zapraszamy pierwszą uczestniczkę na scenę! - jak powiedział tak się stało. 
- Tony - obaj spojrzeli na mnie, ale mi chodziło teraz o dyrektora, więc się do niego zwróciłam - Idź powiadom prowadzącego, że nasza szkoła potrzebuje fortepianu - bez słowa odszedł. Zapewne przeniesiemy się na jakąś salę jak z opery... Ale mus to mus.
- Drodzy państwo - zaczął prowadzący - przez pewne nieudogodnienia, jesteśmy zmuszeni zmienić salę konkursową, na bardziej... odpowiednią... - wszyscy od razu poszliśmy za nim i weszliśmy na wielką salę. Robiła wrażenie niczym z filmu. Każdy rząd wyżej od poprzedniego, a scena duża i otwarta. Natomiast na niej, potrzebny nam fortepian. Każdy zajął wolne miejsca. Oczywiście ja i moi bliscy w pierwszym rzędzie - Tak więc dłużej nie przedłużając, zapraszam pierwszą uczestniczkę! - zszedł ze sceny i oddał jej mikrofon. Zaczęła nucić wolną piosenkę, a ja przypominałam sobie tekst. W między czasie napisałam jeszcze do znajomego żeby przyjechał. Mam przeczucie, które ma prawo się ziścić i wolę być przygotowana - Dziękujemy ci Paulo, świetnie ci poszło - dziewczyna czym prędzej zeszła ze sceny - A teraz występ, na który większość z was czekała zapewne ze zniecierpliwieniem. Hope Stivans! - w czasie gdy on mówił, weszłam na scenę. Pokazał na mnie ręką i zszedł zostawiając mi scenę. Usiadłam przed fortepianem, wyzbyłam się wszelkich myśli i zaczęłam grać. 

Odetchnęłam głębiej i wstałam z krzesła. Spojrzałam na widownię ale nikt się nie ruszał. Zupełnie jakby zobaczyli ducha... Pierwszy ocknął się prowadzący. Wszedł na scenę i podszedł do mnie.
- Cóż Hope... - zaczął niepewnie - To było niesamowite. Czy widownia uważa tak samo? - odwrócił się w ich stronę z pytaniem, a po chwili wszyscy zaczęli piszczeć. Zeszłam ze sceny i stanęłam pod ścianą. Oparłam się o nią i złapałam głębszy oddech. Moi współlokatorzy podeszli do mnie.

Przepraszam, że nie ma dłuższego ale nie chciałam pisać ,,byle czego,, ...
Niestety muszę wam powiedzieć, że dzisiaj nie będzie rozdziału z Salvador.
Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję do kolejnego :***

Potrzeba Ochrony BliskichOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz