3 Część 12

269 20 6
                                    

- A gdzie jedziemy? - przetarł oczka rączką.
- Gdzieś, gdzie na pewno ci się spodoba - pocałowałam go w nosek, na co maluch się zaśmiał - Możliwe nawet, że poznasz tam jakichś przyjaciół - uśmiechnęłam się smutno. Przykro mi, że dziecko w jego wieku nie ma znajomych i to głównie przeze mnie.
- Czemu jesteś smutna, mamo? - na jego określenie, lekko się uśmiechnęłam.
- Nic mi nie jest. A na miejscu, czeka na ciebie niespodzianka - od razu się rozpromienił i przytulił do mojej szyi. Alan jak każde dziecko, uwielbia niespodzianki.
- Hope, wszyscy gotowi - kiwnęłam głową do Georga, a po chwili podjechał pod willę autokar. W końcu trzeba przewieźć trochę osób... Patrzyli się nie dowierzając, jednak ja zamiast im to wyjaśnić, ruszyłam w jego kierunku. Słyszałam, jak idą za mną, więc przed samym wejściem liczyłam czy każdy jest. Lepiej się upewnić. Gdy wszyscy byli na siedzeniach, weszłam ostatnia z Alanem na rękach. Drzwi zamknęły się automatycznie, a kierowca ruszył w ustalone miejsce. 
- Artur? Joe? Martin? - Tony spojrzał na moich przyjaciół niepewnie - Co wy tu robicie?
- Nie powiem ci. Bo choćbym chciał, nie wiem - zaczął się śmiać Joe. 
- Mała, może wyjaśnisz, gdzie jedziemy? - Martin patrzył na mnie prosząco.
- Przykro mi, ale na wyjaśnienia przyjdzie czas - posadziłam Alana na siedzeniu pod oknem.
- A tak przy okazji... - zaczął Artur - Kim jest ten dzieciak? - cała trójka spojrzała się na malucha, a ten jakby czując ich wzrok na sobie schował się za moimi kolanami. 
- Maluchu, kim jest twój tatuś? - Alan od razu stał się odważniejszy. Odbiegł od moich nóg, chowając się za nogami Nathana.
- Tato! - maluch zawołał swojego brata, na co nastolatek podskoczył przestraszony.
- Co jest Alan? - spojrzał pytająco na brata. Widocznie nie skupił się na naszej rozmowie, ponieważ w ogóle nie wiedział o co chodzi.
- Jesteś moim tatą! - maluch zaśmiał się radośnie, najpewniej nie wiedząc, że rozpoczął burzę...
- Co? Jakim ta...? - Nathan nawet nie zdążył dokończyć pytania, ponieważ Martin, Joe i Artur ,,rzucili,, się na biednego chłopaka.
- Kim jesteś? Jak długo znasz się z małą? To jest wasze dziecko? Skrzywdziłeś ją? Jesteście chociaż razem? - zaczęli zadawać mu pytania. Nie wiedział gdzie ma patrzeć, więc dla różnicy, swój wzrok zawiesił na mnie. Jego usta poruszyły się bezgłośnie, prosząc o pomoc. Podeszłam te parę kroków i stanęłam między nimi a Natem. 
- To nie jest jego dziecko - powiedziałam cicho. Nie chciałam, by Alan to usłyszał, bo zacząłby płakać.
- Jak to nie jest jego...?! - Artur nie zdążył wykrzyczeć swojego pytania, ponieważ dostał ode mnie w brzuch. Od razu się zamknął. Chociaż pozostała dwójka, stała oniemiała.
- Więc ty... - Joe chyba nie wiedział jak zadać mi pytanie. Widać było jego zażenowanie, a w końcu odwrócił wzrok. Chyba najwyższa pora to wyjaśnić.
- To jest jego brat, idioci - powiedziałam cicho - Nie mówcie o tym przy nim, bo zacznie płakać - kiwnęli niepewnie głowami - Alan, jesteś śpiący? - maluch jak na zawołanie ziewnął. Ruszył w moim kierunku, pocierając oczy. Wzięłam go na ręce i usiadłam jak najbliżej kierowcy. Tam będzie najciszej, więc to jeszcze lepiej. Usiadłam na siedzeniu przy oknie, a Alana posadziłam na moich kolanach. Oparł się plecami o moją klatkę piersiową, jednak po chwili zmienił pozycję. Usiadł na mnie bokiem, wtulając policzek w moją szyję. Owinęłam rękę wokół jego tali, by się nie ześlizgnął i lekko nami kołysałam na boki.

Potrzeba Ochrony BliskichOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz