2 Cześć 32

431 33 8
                                    

Po zebraniu wszystkich naczyń, a mało ich nie było bo dla dziewięciu nastolatków, wsadziłam je do zlewu. Spodziewałam się iż to ubieranie nie pójdzie im tak szybko, więc zabrałam się za zmywanie. Co prawda mogłabym wstawić je do zmywarki, ale nie chciało mi się bezczynnie na nich czekać. W takich chwilach, naprawdę się cieszę, że nie muszę się zamartwiać rachunkami. W zlewie naczyń było od cholery za przeproszeniem, więc logiczne jest że na zmywanie ich pójdzie dużo wody. Muszę pamiętać o moich tabletkach... Wezmę je jak tylko umyję naczynia. Muszę iść dzisiaj do dyrektora tej budy... O boże, jakie to wkurzające, ale sama mogłam podać inne miejsce, nie patrząc na ryzyko. Po prostu nikt nie wyjdzie ze szkoły, dopóki nie uporam się z Casperem. W najgorszym wypadku wezwę moje oddziały, które ich nie wypuszczą. A znając życie tak to się skończy. Tak rozmyślając, nawet nie zauważyłam jak brudne naczynia się skończyły. Wytarłam ręce w mały ręczniczek i podeszłam po jednej z szuflad w kuchni. Było tam małe pudełeczko przeznaczone na leki, antybiotyki lub tabletki. Otworzyłam jedną z kieszonek i sięgnęłam po dwie tabletki. Nalałam do szklanki wodę i się jej napiłam bo lepiej je brać na zwilżone gardło. Następnie tabletki włożyłam do buzi i zaczęłam gryźć. Po prostu tak szybciej działają. 
- Hope? - usłyszałam głos Aarona, więc się odwróciłam. Ujrzałam wszystkich wpatrujących się we mnie z ... obawą? - Co to ... jest? - spojrzał na pudełeczko 
- Tabletki - powiedziałam chowając je s powrotem do szuflady
- Wiesz o co mi chodzi - lekko się wkurzył, ale jak na niego spojrzałam natychmiast się uspokoił - Nam możesz powiedzieć.
- To nie jest jakaś tajemnica... Najprościej mówiąc, są to tabletki z witaminami odżywczymi - powiedziałam jakby nigdy nic.
- Jak to z witaminami odżywczymi...? - Leon był zmieszany, tak jak reszta
- Tak to. Bierze się je aby nie odczuwać głodu i by twój organizm miał wszystkie witaminy których potrzebuje - powiedziałam nie to co chcieli usłyszeć, ale prawdę. Dla mnie to nie problem, bo nigdy nie miałam czasu nawet na odpoczynek a co dopiero na jedzenie. Jest to o wiele szybsze rozwiązanie, a zważywszy na moją pozycję, wiele pomaga trochę więcej czasu. A nawet nie ma możliwości, by ktoś cię otruł.
- Czuli to dlatego nie widzieliśmy jak jadłaś... - Gabriel. Ja tylko kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę garażu, ale po chwili zorientowałam się, że dalej tam stoją.
- A wy na zaproszenie czekacie? Jedziemy do szkoły - ruszyłam prosto przed siebie. Po chwili zobaczyłam ich przy autach - Wybierzcie sobie co chcecie i jedziemy - wzięłam kluczyki do niebieskiego ścigacza i ruszyłam w jego stronę. Po paru minutach każdy miał czym jechać więc opuściliśmy nasz dom. Jak zawsze jechałam pierwsza nie zważając na przepisy. Usłyszałam wycie syren policyjnych, ale nie miałam zamiaru się zatrzymywać. Gdy w końcu zaparkowałam pod szkołą, na dziedzińcu zobaczyłam dyrektora. Zmierzałam w jego kierunku, a on widząc to stał w miejscu, jakby czekając na najgorsze.  
- Proszę się zatrzymać! - usłyszałam wołanie, więc w połowie drogi się zatrzymałam. W ostatniej chwili dałam dyrektorowi znak, by się stamtąd nie ruszał, co oczywiście zrobił. Spojrzałam znudzona na policjantkę i dwóch facetów - Czy wie pani, jaka jest dozwolona prędkość w obszarze zabudowanym?! Proszę z nami - ci dwaj debile złapali mnie za nadgarstki, w celu ,,podporządkowania,, ...  
- Nowi w pracy? - powiedziałam to bez cienia emocji. Każdy, kto by tam trochę pracował nie popełnił by takiego błędu. Szybko uniosłam wysoko ręce i obróciłam się do ich przodem. Złapałam za nadgarstki i podcięłam nogi. Upadli ciężko na ziemie i teraz to ja byłam górą. Puściłam ich ręce, przez co bezwładnie opadły. Chciałam trochę odejść by zadzwonić, więc postawiłam pierwsze kroki. Oczywiście zbulwersowana policjantka chciała mnie złapać, ale jak to ja zgrabnie przeszłam obojętnie obok niej. Zatrzymałam się i zadzwoniłam. Po chwili odebrano.
- Czy ludzie nie mają już kurwa co robić, jak zawracać mi dupę?! Jestem zajęty! - usłyszałam po drugiej stronie krzyk mężczyzny, ale nie za bardzo się przejęłam. 
- A ja myślałam, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego pomaga ludziom... - udałam załamaną - A ty co myślisz Edwin? - powiedziałam do telefonu 
- H-Hope... Wybacz, ale nie spojrzałem na w-wyświetlacz... - trochę się zdenerwował - Mogę w czymś ci pomóc? - zapytał miękko. Jego wypowiedź trochę mnie rozśmieszyła, bo nawet gdyby zobaczył ujrzał by ,, Numer zastrzeżony". A gdyby wszedł na historię połączeń nic by nie zobaczył. Jak by tej rozmowy nigdy nie było.
- W sumie... - wpadłam na pomysł - to mam dwie prośby - powiedziałam tak tylko, ale nie ma możliwości, by odmówił.
- P-pewnie mów.
- Więc tak... - otworzyłam wcześniej zabrane portfele - Dina Foster, Benjamin Smith i Horace Bell z policji, twierdzą, że przekroczyłam prędkość na obszarze zabudowanym... - udałam zmartwioną
- Jak to zrobiłaś?! - usłyszałam zza siebie na wołania kobiety. Oczywiście miała pretensje o pożyczone portfele. 
- Słyszałeś? Jeszcze ma do mnie jakieś pretensje... - może to trochę głupie robić tą całą szopkę, ale muszę od czasu do czasu mieć trochę rozrywki 
- Nie martw się. Już ja osobiście się wszystkim zajmę - słyszałam w jego głosie groźbę, ale nie do mnie tylko do owej trójki - A mówiłaś, że miałaś dwie sprawy?
- Dokładnie. Chcę, byś do mojej szkoły przysłał trzydziestu napakowanych ludzi. Będą musieli trzymać wszystkich uczniów w budynku, dopóki nie będzie bezpiecznie, więc dobierz ich tam jakoś umiejętnie. Zgoda? - koniec z głupimi gierkami.
- Tak. Kiedy mają być na miejscu?
- Przyślij ich na salę gimnastyczną na dwie moje ostatnie lekcje. Dzięki - powiedziałam i rozłączyłam się. Dobrze że moja klasa pierwsza dzisiaj kończy lekcje, a dwie ostatnie godziny to wf. Tej wkurzającej babie i chłopczykom rzuciłam portfele. Jeszcze coś tam za mną krzyczała, ale zadzwonił jej telefon. Pewnie ta Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego... Podeszłam do dyrektora i zaczęłam rozmawiać.
- Jest sprawa - spojrzał na mnie przerażony - Od trzeciej lekcji nikt nie ma prawa wychodzić ze szkoły - wtedy zaczyna się mój pierwszy wf - Są pewne sprawy, więc wieżę że pan o to zadba. W innym wypadku to pan poniesie wszelkie konsekwencje, gdyż jeśli się ktoś nie podporządkuje, w najgorszym przypadku zginie. Podjęłam już potrzebne sierotki ostrożności, więc proszę się dostosować i nie martwić - bez słowa sprzeciwu ruszyłam na matematykę z niewzruszoną miną. Najwyższy czas na nudę.

To znowu ja!
Jak się czujecie?  Bo ja jestem chora -_-
Komu się podoba, proszę o gwiazdkę!!!  ;**

Potrzeba Ochrony BliskichOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz