3 Część 14

236 20 6
                                    

- Jej! - Alan odbiegł ode mnie i zaczął robić kółka wokół ochroniarzy Dominicka. Oni natomiast, od razu wyjęli broń.
- A tylko spróbujcie, to wam karki poskręcam - spojrzeli na mnie niepewnie, ale posłuchali. Jednak Alan był zbyt szczęśliwy i chyba nawet nie wiedział, że coś się przed chwilą stało.
- Mamo! Dziękuję! - spojrzałam zdziwiona na malucha przy moich nogach - Kupiłaś mi groźnych panów do zabawy! - nim się obejrzałam, Dominick podniósł Alana i dokładnie mu się przyjrzał. Teraz byli równego wzrostu za sprawą starszego z nich, jednak ich reakcje były inne. Dominick uważnie przyglądał się chłopcu, jakby chcąc znać jego najgłębsze sekrety. Jednak jakie tajemnice może mieć sześciolatek? Natomiast Alan, przypatrywał się prezydentowi, jakby... chciał jego ochroniarzy. Dokładnie tak to wyglądało.
- Nie wiem chłopcze kim jesteś, ale nie dostaniesz moich ochroniarzy - spojrzał poważnie na Alana.
- Dlaczego? - zapytał płaczliwie maluch. Już w jego oczach, widać było oznaki pierwszych łez.
- Bo są mi potrzebni do życia - Alan przekręcił głowę w bok i zapewne zastanawiał się nad słowami Dominicka. 
- Ale moja mama... - nie zdążył się wysłowić. 
- Kto? - widocznie nie zorientował się jeszcze w sprawie, ponieważ powinien wiedzieć takie rzeczy. Zwłaszcza, jak ma się wszędzie wtyki... Postanowiłam wkroczyć do sytuacji, bo jeszcze brakuje by Alan zaczął płakać. Zabrałam chłopca z rąk mojego taty i posadziłam na swoim prawym biodrze. 
- Oczywiście ja, tato - spojrzałam na niego tak, by wiedział że ma być cicho. Oczywiście podziałało - Nie jesteś śpiący maluchu? - spojrzałam na wpół przytomnego Alana. Przetarł rękoma oczy i położył głowę ma moim ramieniu. Postanowiłam go zabrać i przy okazji pokazać Nathanielowi gdzie będą mieli pokój.

~~~~~~ Pół godziny później ~~~~~~

Po pokazaniu wszystkim gdzie są ich pokoje, zapoznaniu z Aaronem, Gabrielem i Alexem, wróciłam do salonu gdzie czekał na mnie tata. Usiadłam zmęczona w fotelu, a jeszcze nie było nocy. Przetarłam oczy.
- Wyjaśnisz mi o co tu chodzi? - usłyszałam zdenerwowany głos Dominicka. 
- Nie widzieliśmy się pół roku, a twoje pierwsze słowa są takie? - zapytałam zrezygnowana. Widocznie nie pomyślał o tym o czym ja, więc ucichł. Westchnęłam - Jeśli tylko to cię interesuje, to nie jest to moje dziecko - czułam jak pulsowała mi głowa, ale musiałam wytrzymać. Jeszcze trochę.
- Jak to? - spojrzał na mnie zdziwiony - Skoro to nie twoje dziecko, to dlaczego nazwało cię mamą? Skoro to nie twoje dziecko, to dlaczego mi go wyrwałaś? - uważnie mnie obserwował, a ja miałam wszystkiego dość. Na jakiej podstawie, wszystko musi się komplikować?
- Ponieważ spędzam z nim i jego starszym bratem dużo czasu ostatnio. Mają kiepską sytuację rodzinną, więc zaoferowałam im pomoc finansową. A jemu jakoś w krew weszło nazywanie mnie swoją mamą, a brata tatą. A po drugie, zabrałam ci go, ponieważ gdy tylko ktoś mówi że nie jesteśmy rodziną zaczyna płakać. A teraz ostatnie czego potrzebuję, to uspokajanie dziecka - widziałam jak zaczął zastanawiać się nad moimi słowami, a z czasem było mu głupio. Jednak ja czułam się fatalnie i musiałam się położyć. Wstałam z fotela, czując lekkie zawroty głowy. Na szczęście nie były tak duże, by iść jakimiś slalomami. 
- Córeczko, ja... - nie dałam mu dokończyć.
- Pogadamy jutro - rzuciłam na odchodne i ruszyłam w kierunku swojego pokoju. Wchodząc do niego, nawet się nie przebrałam. Zasnęłam tak, jak weszłam.

Potrzeba Ochrony BliskichOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz