2 Część 45

374 33 9
                                    

- Nie! - wszyscy krzyknęli na raz.
- Dobrze to słyszeć - uśmiechnęłam się lekko - ale musicie już wychodzić.
- Dlaczego? - przydupas postanowił uprzykrzać mi życie...
- Ponieważ chcecie stąd wyjść o własnych siłach - powiedziałam ostrym głosem, na co od razu zareagowali. Oczywiście nigdy nie zaszkodziłabym moim braciom, ale o reszcie tych debili nie było mowy...
- Dziękuje - odezwał się Niall - Nie czułbym się pewnie mówiąc o tym temacie w ich obecności - lekko spuścił głowę.
- Nie martw się - złapałam go za rękę w celu poparcia. Poszliśmy w kierunku łóżka, gdzie Niall od razu się położył. Po chwili ułożyłam się wygodnie obok niego.
- Wiem, że nie spałeś tej nocy, więc masz się wyspać. Jutro porozmawiamy- powiedziałam poważnie. Już chciał się odezwać, ale mu przerwałam - Miłych snów - on tylko się uśmiechnął i zamknął oczy. Zanim zrobiłam to co on, spojrzałam jeszcze tylko na jego twarz. Spokojną i szczęśliwą twarz.

- Hope! - usłyszałam krzyk nad uchem, więc otworzyłam oczy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Hope! - usłyszałam krzyk nad uchem, więc otworzyłam oczy. Zobaczyłam moich braci pochylających się nade mną z przerażeniem na twarzach. Ten widok od razu mnie rozbudził.
- Co się stało?
- Nie wiemy do końca... - widziałam, jak Chris starał się myśleć pozytywnie, ale minę miał przerażoną.
-Przed domem stoją jacyś ludzie z pistoletami - Tony był poważny.
- Chodźcie za mną - wstałam z łóżka i skierowałam się tylko w mi znanym kierunku. Zeszliśmy do kuchni, gdzie reszta wyglądała ostrożnie za okno. Pokazałam im by szli a mną, co chętnie zrobili. Przeszliśmy do salonu. Stanęłam na wprost ścianki z trzema butelkami wina. ( zdj. w mediach )
- Co my tu robimy?! - wrzasnął Matt - Na dworze stoją jacyś psychopaci, a ty chcesz się wylegiwać na kanapie?! - wszyscy się bali, ale nie dałabym ich skrzywdzić. Nikogo z nich. Lewą butelkę wina obróciłam o dziewięćdziesiąt stopni w prawo, prawą o tyle samo stopni w lewo i tą górną o sto osiemdziesiąt stopni w dół. Wyglądało to tak, jakby wszystkie butelki wskazywały na jeden punkt po środku. Właśnie tam przyłożyłam prawą rękę i kawałek ściany podniósł się do góry.
- Księżniczko...? - Chris nie wiedział co powiedzieć. Tak jak reszta.
- Wchodźcie - lekko ich popchnęłam i już po chwili każdy z nich stał przede mną - Przeczekacie pół godziny - powiedziałam pewna, że mnie słuchają - Jeśli nie przyjdę po was, macie iść tym korytarzem. Jest to prosta droga, więc się nie zgubicie. Dochodząc do końca, wyjście samo wam się pokarze. Będziecie w małym domku, po drugiej stronie ulicy. Tam przez jakiś czas będziecie bezpieczni, ale będziecie musieli się poruszać, by was nie namierzyli - musiałam wszystko im wyjaśnić i podałam Tonemu pistolet zza paska - Macie się słuchać Tonego, bo on jako jedyny miał jakieś doświadczenie. W razie problemów, zadzwońcie na pierwszy numer - podałam im telefon - Zawsze was znajdę - zapewniam i zanim zdążyli zareagować przejście opuściło się. Jestem pewna, że nie przyszli tu bez powodu, więc najlepiej jeśli będę sama w domu. Włożyłam jeszcze za pasek dwa noże i pistolet. Założyłam sportowe buty i wyszłam z budynku.
- No w końcu! - też się cieszę...
- Czego chcecie? - było ich tylko trzech. Szef wielki jak stodoła, a ci dwaj normalni.
- Chcieliśmy tylko pogadać... - żaden z nich się nie bał, ale byli niepewni.
- Więc się streszczaj.
- Coś ty taka nie miła? Pomalować się nie zdążyłaś? - zrobił głupi wyraz twarzy.
- A ty co? Dziewczyny nie możesz znaleźć, że nachodzisz je w ich własnych domach? - uśmiechnęłam się uroczo.
- Mogłabyś być trochę milsza... - czemu ta dwójka się nie odzywa?
- A mam w tym jakiś interes? - spojrzałam na niego jak na głupka. Jego znajomi zaczęli się śmiać pod nosem.
- A żebyś wiedziała - po nagliłam go - Jak będziesz milsza, to może zabiję cię szybko i bezboleśnie - całą trójką się uśmiechnęli. Mi za chciało się śmiać. I to jeszcze jak! Niestety po chwili nie dałam rady i wybuchłam śmiechem.
- Czemu ci do śmiechu? - zapytał jeden z jego gamoni. No nareszcie... Wszyscy trzej byli w szoku.
- Wiesz... Z mojej perspektywy, powiedziałeś coś śmiesznego więc to normalne - w moim świecie, to ja zabijam a oni mi  tu grożą że to ja zginę! Dobre sobie...
- Chyba nie rozumiem... - odezwał się trzeci książę.
- Ja już od dawna jestem gotowa na śmierć - mój wyraz twarzy był groźny, ale i poważny z lekkim uśmiechem. Natomiast oni, wyglądali jakby ducha zobaczyli - Pewnie jesteście tu nowi, skoro to MI grozicie - podkreśliłam - Mam rację?
- Nie - ten drugi idiota odpowiedział za szybko. Kłamstwo można było wyczytać nawet z jego twarzy.
- Chcesz oszukać siebie, czy mnie? - spojrzałam na niego dziwnie.
- Może to i prawda, ale co z tego? - ich szef się odezwał z pogardą - To my mamy broń, przewagę liczebną i zlecenie na ciebie - dziwnie poruszył brwiami. Sam chyba to sobie inaczej wyobraził.
- A ile dostaliście? - zapytałam z wymalowanym uśmiechem na twarzy.
- Dwa miliony - ten drugi powiedział z wyższością i wyczekująco spojrzał się na mnie. Znowu zaczęłam się śmiać - Czego znowu?
- Z tego się tak cieszycie? Ostatnio było ponad siedem razy więcej... - udałam obrażoną. Natomiast im kopara opadła.
- Chyba coś ci się pomyliło... - zaczął ten trzeci - Nie daliby tyle kasy za jakaś dziewczynę - powiedział pewniej a ja prychnęłam.
- Czy wy w ogóle wiecie na kogo macie zlecenie? - spytałam spokojnie - Nie dziwi was, że chcą się pozbyć ,,jakiejś,, dziewczyny? - byli niepewni i o to mi chodziło. By zdali sobie sprawę z czegoś tak oczywistego.
- Jak teraz tak o tym mówisz... - odezwał się ten drugi.
- Jak zwykle przesadzacie - ich szef przewrócił oczami.
- A znacie Hope Stivans?
- Mimo iż dopiero co dołączyliśmy do tego świata, trochę wiemy - stwierdził drugi - Jest najniebezpieczniejszą osobą na tej planecie - jak miło mi to słyszeć - Ma wtyki u prezydenta i innych ważniaków.
- Tak, tak... - powiedział znudzony szef - Najprościej mówiąc, jeśli chce się żyć to nie powinno się wchodzić jej w drogę. I co z tego? Jaki to ma sens, jeśli jej tu nie ma? - dokładnie mi się przyglądał, jakby podejrzewał, że coś ukrywam. Jedyna różnica jest taka, że to oni niczym się nie interesują. Oparłam rękę o lewe biodro i stanęłam pewna siebie - Czy to... O kurwa... 

Wracam do was z nowym rozdziałem!!!
Mam nadzieję, że się spodoba.
Piszcie, co sądzicie o tych trzech,, ważniakach,,!!!
:**

Potrzeba Ochrony BliskichOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz