- Nie! - wszyscy krzyknęli na raz.
- Dobrze to słyszeć - uśmiechnęłam się lekko - ale musicie już wychodzić.
- Dlaczego? - przydupas postanowił uprzykrzać mi życie...
- Ponieważ chcecie stąd wyjść o własnych siłach - powiedziałam ostrym głosem, na co od razu zareagowali. Oczywiście nigdy nie zaszkodziłabym moim braciom, ale o reszcie tych debili nie było mowy...
- Dziękuje - odezwał się Niall - Nie czułbym się pewnie mówiąc o tym temacie w ich obecności - lekko spuścił głowę.
- Nie martw się - złapałam go za rękę w celu poparcia. Poszliśmy w kierunku łóżka, gdzie Niall od razu się położył. Po chwili ułożyłam się wygodnie obok niego.
- Wiem, że nie spałeś tej nocy, więc masz się wyspać. Jutro porozmawiamy- powiedziałam poważnie. Już chciał się odezwać, ale mu przerwałam - Miłych snów - on tylko się uśmiechnął i zamknął oczy. Zanim zrobiłam to co on, spojrzałam jeszcze tylko na jego twarz. Spokojną i szczęśliwą twarz.- Hope! - usłyszałam krzyk nad uchem, więc otworzyłam oczy. Zobaczyłam moich braci pochylających się nade mną z przerażeniem na twarzach. Ten widok od razu mnie rozbudził.
- Co się stało?
- Nie wiemy do końca... - widziałam, jak Chris starał się myśleć pozytywnie, ale minę miał przerażoną.
-Przed domem stoją jacyś ludzie z pistoletami - Tony był poważny.
- Chodźcie za mną - wstałam z łóżka i skierowałam się tylko w mi znanym kierunku. Zeszliśmy do kuchni, gdzie reszta wyglądała ostrożnie za okno. Pokazałam im by szli a mną, co chętnie zrobili. Przeszliśmy do salonu. Stanęłam na wprost ścianki z trzema butelkami wina. ( zdj. w mediach )
- Co my tu robimy?! - wrzasnął Matt - Na dworze stoją jacyś psychopaci, a ty chcesz się wylegiwać na kanapie?! - wszyscy się bali, ale nie dałabym ich skrzywdzić. Nikogo z nich. Lewą butelkę wina obróciłam o dziewięćdziesiąt stopni w prawo, prawą o tyle samo stopni w lewo i tą górną o sto osiemdziesiąt stopni w dół. Wyglądało to tak, jakby wszystkie butelki wskazywały na jeden punkt po środku. Właśnie tam przyłożyłam prawą rękę i kawałek ściany podniósł się do góry.
- Księżniczko...? - Chris nie wiedział co powiedzieć. Tak jak reszta.
- Wchodźcie - lekko ich popchnęłam i już po chwili każdy z nich stał przede mną - Przeczekacie pół godziny - powiedziałam pewna, że mnie słuchają - Jeśli nie przyjdę po was, macie iść tym korytarzem. Jest to prosta droga, więc się nie zgubicie. Dochodząc do końca, wyjście samo wam się pokarze. Będziecie w małym domku, po drugiej stronie ulicy. Tam przez jakiś czas będziecie bezpieczni, ale będziecie musieli się poruszać, by was nie namierzyli - musiałam wszystko im wyjaśnić i podałam Tonemu pistolet zza paska - Macie się słuchać Tonego, bo on jako jedyny miał jakieś doświadczenie. W razie problemów, zadzwońcie na pierwszy numer - podałam im telefon - Zawsze was znajdę - zapewniam i zanim zdążyli zareagować przejście opuściło się. Jestem pewna, że nie przyszli tu bez powodu, więc najlepiej jeśli będę sama w domu. Włożyłam jeszcze za pasek dwa noże i pistolet. Założyłam sportowe buty i wyszłam z budynku.
- No w końcu! - też się cieszę...
- Czego chcecie? - było ich tylko trzech. Szef wielki jak stodoła, a ci dwaj normalni.
- Chcieliśmy tylko pogadać... - żaden z nich się nie bał, ale byli niepewni.
- Więc się streszczaj.
- Coś ty taka nie miła? Pomalować się nie zdążyłaś? - zrobił głupi wyraz twarzy.
- A ty co? Dziewczyny nie możesz znaleźć, że nachodzisz je w ich własnych domach? - uśmiechnęłam się uroczo.
- Mogłabyś być trochę milsza... - czemu ta dwójka się nie odzywa?
- A mam w tym jakiś interes? - spojrzałam na niego jak na głupka. Jego znajomi zaczęli się śmiać pod nosem.
- A żebyś wiedziała - po nagliłam go - Jak będziesz milsza, to może zabiję cię szybko i bezboleśnie - całą trójką się uśmiechnęli. Mi za chciało się śmiać. I to jeszcze jak! Niestety po chwili nie dałam rady i wybuchłam śmiechem.
- Czemu ci do śmiechu? - zapytał jeden z jego gamoni. No nareszcie... Wszyscy trzej byli w szoku.
- Wiesz... Z mojej perspektywy, powiedziałeś coś śmiesznego więc to normalne - w moim świecie, to ja zabijam a oni mi tu grożą że to ja zginę! Dobre sobie...
- Chyba nie rozumiem... - odezwał się trzeci książę.
- Ja już od dawna jestem gotowa na śmierć - mój wyraz twarzy był groźny, ale i poważny z lekkim uśmiechem. Natomiast oni, wyglądali jakby ducha zobaczyli - Pewnie jesteście tu nowi, skoro to MI grozicie - podkreśliłam - Mam rację?
- Nie - ten drugi idiota odpowiedział za szybko. Kłamstwo można było wyczytać nawet z jego twarzy.
- Chcesz oszukać siebie, czy mnie? - spojrzałam na niego dziwnie.
- Może to i prawda, ale co z tego? - ich szef się odezwał z pogardą - To my mamy broń, przewagę liczebną i zlecenie na ciebie - dziwnie poruszył brwiami. Sam chyba to sobie inaczej wyobraził.
- A ile dostaliście? - zapytałam z wymalowanym uśmiechem na twarzy.
- Dwa miliony - ten drugi powiedział z wyższością i wyczekująco spojrzał się na mnie. Znowu zaczęłam się śmiać - Czego znowu?
- Z tego się tak cieszycie? Ostatnio było ponad siedem razy więcej... - udałam obrażoną. Natomiast im kopara opadła.
- Chyba coś ci się pomyliło... - zaczął ten trzeci - Nie daliby tyle kasy za jakaś dziewczynę - powiedział pewniej a ja prychnęłam.
- Czy wy w ogóle wiecie na kogo macie zlecenie? - spytałam spokojnie - Nie dziwi was, że chcą się pozbyć ,,jakiejś,, dziewczyny? - byli niepewni i o to mi chodziło. By zdali sobie sprawę z czegoś tak oczywistego.
- Jak teraz tak o tym mówisz... - odezwał się ten drugi.
- Jak zwykle przesadzacie - ich szef przewrócił oczami.
- A znacie Hope Stivans?
- Mimo iż dopiero co dołączyliśmy do tego świata, trochę wiemy - stwierdził drugi - Jest najniebezpieczniejszą osobą na tej planecie - jak miło mi to słyszeć - Ma wtyki u prezydenta i innych ważniaków.
- Tak, tak... - powiedział znudzony szef - Najprościej mówiąc, jeśli chce się żyć to nie powinno się wchodzić jej w drogę. I co z tego? Jaki to ma sens, jeśli jej tu nie ma? - dokładnie mi się przyglądał, jakby podejrzewał, że coś ukrywam. Jedyna różnica jest taka, że to oni niczym się nie interesują. Oparłam rękę o lewe biodro i stanęłam pewna siebie - Czy to... O kurwa...Wracam do was z nowym rozdziałem!!!
Mam nadzieję, że się spodoba.
Piszcie, co sądzicie o tych trzech,, ważniakach,,!!!
:**
CZYTASZ
Potrzeba Ochrony Bliskich
AventuraCzy dziewczyna, mająca zaledwie 17 lat, może uratować piątkę nastolatków od śmierci, nie zdradzając swoich tajemnic? Czy poświęci swe życie, dla dobra sprawy? Czy może ucieknie przed problemami? #13 w Przygodowe - 13.12.2016 Dziękuję *_* <3 # 3...