2 Część 38

384 28 1
                                    

- Ile ludzi ci potrzeba? - usłyszałam westchnienie
- Około trzydziestu starczy. Wiesz gdzie obecnie jestem, więc mają tu być za jakieś pół godziny.
- Będą, a z nimi ja.
- Niech ci będzie ale lepiej, żeby byli oni silni.
- Zgoda. Widzimy się niedługo - usłyszałam zakończenie połączenia. Podeszłam do 5 Seconds Of Summer.
- Chłopaki, mam nadzieję, że nikomu nie powiecie, gdzie obecnie się znajduję? - spojrzałam na nich groźnie. Od razu zrozumieli o co mi chodzi, więc pokiwali szybko głowami. Nie wiem, czy bali się odezwać, czy coś ale teraz mało mnie to obchodziło - Chodźcie za mną - tą wypowiedź skierowałam do zespołu, ale również i do mojego taty. Ruszyłam w kierunku szafki, a oni oczywiście za mną. Wcześniej zostawiłam tam ubrania, specjalnie na moją ,,bójkę,, po lekcjach. Szybko doszliśmy, więc otworzyłam ją szyfrem i wzięłam potrzebny mi worek. Uśmiechnęłam się do nich zadowolona, a oni byli zdezorientowani. Może to dziwne, zważając na moją przeszłość, ale także jestem dziewczyną i także lubię niekiedy się wystroić, albo pójść na zakupy. Gdy z powrotem byłam w szatni, oni stali dalej zdziwieni na sali gimnastycznej. Musieli ze mną iść, bo mogłabym im nie pomóc w takiej odległości a wolałam mieć pewność, że są bezpieczni. Szybko się przebrałam i gotowa wyszłam do nich.

- Ho

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Ho... - Luke chciał coś, ale nie dokończył. Spojrzał się na mnie i zamarł. I najwidoczniej nie on jeden - Ee... Czemu się tak ubrałaś? - był zmieszany.
- Domyślam się, że nie wiecie ale łatwiej walczyć w sportowych ciuchach, niż na szpilkach i spódniczce - uśmiechnęłam się słodko
- Jak to walczyć? - zapytał Calum
- Niech zgadnę... Jesteście tu i nawet nie wiecie co się stanie? - spojrzeli po sobie nawzajem i dalej nie wiedzieli o co chodzi. Spojrzałam znacząco na tatę - Masz mi coś do powiedzenia?
- Nie... - odpowiedział po dłuższej chwili. Byłam na niego wściekła, bo w końcu oni są rozpoznawalni. Nie chodzi o moje uczucia, choć ich nie znam, ale są gwiazdami i muszą być bezpieczni. Na szczęście niedługo będą moi ludzie. W sumie to za parę minut. 
- Dobra koniec zabawy - wszyscy uważnie mnie słuchali - Idziecie tam, by zatrzymać wszystkich uczniów wewnątrz budynku. Jeżeli któremuś coś się stanie, możecie być pewni, że sama się wami zajmę - ruszyłam w stronę drzwi. Przeszłam obok prezydenta, który patrzył na mnie z troską. Później obok 5 Seconds Of Summer i patrzyli na mnie podobnie, co głowa państwa. Po chwili wszyscy z sali gimnastycznej ruszyli za mną. Wyszłam przed szkołę, ale już sama. Nadjechało parę wozów terenowych, z których wysiedli moi ludzie. 
- Mają pilnować, by nikt nie wyszedł poza budynek szkoły. W razie niebezpieczeństwa bronić uczniów. Najbliższe ulice już są zablokowane, więc nikt nam nie przeszkodzi - powiedziałam, gdy Alan do mnie podszedł.
- A co mają zrobić, jak ty będziesz w niebezpieczeństwie? - usłyszałam pytanie z tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam cały zespół, prezydenta i chyba większość szkoły. 
- Nie wtrącać się i chronić was - patrzyłam przed siebie, tak że nie widzieli mojej twarzy. 
- Co?! Jak to?! Dlaczego?! -Calum się zdenerwował, ale ja dalej stoję jak stałam.
- Czy wy jesteście aż tak głupi? - zamknęłam oczy i głowę zwróciłam ku niebu.
- O czym ty mówisz? - Luke
- Już trochę jesteście w swojej branży, a ciągle nie zdajecie sobie z tego sprawy. Macie miliony fanów na całym świecie. I większość z nich, zrobiłaby wszystko, by choć was dotknąć - zatrzymałam się na chwilę - Więc nie porównujcie się do osoby, która od małego morduje ludzi. O mnie mało kto się przejmuje, a nigdy nie wiadomo, czy to szczere uczucia. Jeśli mi się coś stanie, to niewiele osób będzie mnie opłakiwać. Ja jestem mordercą, a wy gwiazdami świata muzyki. Już widzicie różnicę? - przez jakiś czas nie słyszałam odpowiedzi, więc zapewne nie wiedzą co mi powiedzieć.
- Uważaj na siebie - Alan przytulił mnie i pocałował w czoło opiekuńczo.
W tym czasie moi ludzie już się przygotowali. Usłyszałam rozpędzone auta i byłam pewna, że to Casper. Dwa sportowe samochody zatrzymały się przede mną i mój ,,znajomy,, wysiadł.
- Cześć Kira - podszedł do mnie i się przytulił. Oczywiście to odwzajemniłam, bo nie może za szybko się skapnąć o co chodzi. 
- Hej Casper - powiedziałam smutno. Tak naprawdę nie chcę go zabijać, bo ogólnie jest dobrą osobą, ale popełnił jeden błąd, którego ja mu nie wybaczę. I musi za to ponieść konsekwencje.
- Co jesteś taka smutna?
- Bo obrałeś sobie za cel coś niemożliwego - patrzyłam na niego śmiertelnie poważnie. Przez chwilę zastanawiał się nad moimi słowami, aż w końcu zrozumiał.
- Więc pozwól, że jeszcze raz się przywitam. Miło cie widzieć, Hope - uśmiechnął się lekko w moją stronę, co odwzajemniłam. 
- Już się bałam, że jesteś tak głupi jak mówią... 
- Uznam to za komplement. Tak więc jeśli chcesz mnie zabić, to jedynie pozostaje się nie dać - klasnął w dłonie, a z samochodów wyszło pięciu mężczyzn.
- Serio? Tylko pięciu? - spojrzałam na niego jak na idiotę.
- Wybacz, ale nie spodziewałem się na tym spotkaniu walki na śmierć i życie... Mówiąc szczerze nawet cię nie podejrzewałem.
- Uznam to za komplement - naśladowałam go. W końcu jego pachołki mnie okrążyły i muszę przyznać, że wolniej nie mogli tego zrobić... Najpierw zaatakowali dwaj z tyłu. Nawet nie zastanawiając się obaj chcieli przywalić mi w głowę i ogłuszyć. Schyliłam się przed ciosami i podcięłam im nogi. Czyli oto tym sposobem została trójka podwładnych i błazen główny. ,,Niestety,, mieli noże, których w końcu postanowili użyć. Lecz ich inteligencja i przebiegłość leżą na tym samym poziomie, więc można domyślić się jak to się skończyło - Myślałam, że stać cię na kogoś lepszego...
- Myślałem, że będziesz łagodniejsza...
- Nawet ciotom nie ustępuję, jeśli mają zły cel.
- Mają zły cel, ponieważ ty tak uważasz? - spojrzał na mnie dziwnie, ale widziałam że ta sytuacja lekko go śmieszy.
- Ponieważ chcecie się do mnie dorwać a nie potraficie tego zrobić. Więc wyżywacie się na niewinnych osobach. I dlatego, że jesteście ciotami, ale to szczegół - głupio się uśmiechnęłam, a on zaczął się śmiać. 
- Cóż... Zostałem sam, więc muszę o siebie zadbać - wyjął zza paska pistolet.
- Zaczyna się robić ciekawie - powiedziałam z lekkim uśmiechem na ustach. Bójkę czas zacząć.

Dobry wieczór!!!
Na dzisiaj to dopiero początek!!!
Liczę na gwiazdki i komentarze!!!
:***

Potrzeba Ochrony BliskichOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz