2 Część 36

426 29 5
                                    

- Dobrze wiedzieć, że się zgadzasz...
- Jak jeszcze nic nie powiedziałem? - dalej grał, ale zabawa już się skończyła.
- Będę z tobą szczera - spojrzałam na niego poważna, a jemu od razu uśmiech zszedł z twarzy - Nawet gdybyś się nie zgodził, dla mnie to żaden problem. Jednak sprawy się komplikują, bo prezydent przybędzie za jakąś godzinę - wyglądał na zdziwionego i mu się nie dziwię... Reszta nie była lepsza. Poczułam malutkie drgania ziemi, jakby ktoś biegł w naszym kierunku, ale w grupie. Czyli goście przybyli - A teraz wybaczcie, ale obowiązki wzywają - nagle na salę wbiegło trzydziestu mężczyzn. Na samym przodzie grupy, był człowiek, którego chyba nie polubię. Wydzierał się na wszystkie strony, że po co oni tu są? Że jakiś dzieciak ma nimi dowodzić? Mając tego dość, zaczęłam się powoli do niego zbliżać. Przyjął pozycję obronną, ale nic sobie z tego nie robiłam. Z uśmiechem na twarzy, jakbym szła spotkać się z rodzeństwem, co raz bardziej się przybliżałam. Gdy już prawie stykaliśmy klatkami piersiowymi, wyciągnęłam nuż. Oczywiście nikt nie wiedział skąd ja go wzięłam itd. Prawą ręką zamachnęłam się, jakbym chciała podciąć mu gardło. Mimo iż zrobiłam to szybko, nie to było moim celem. W ostatniej chwili uchylił się od podcięcia gardła, lecz jego środek ciężkości był przesunięty do tyłu. Następnie ,,rzuciłam,, się na niego, złapałam na koszulkę by mi nie uciekł i przewróciłam. Może zablokować zamach od przodu, więc postanowiłam trochę bardziej się postarać. Zwinnie przemieściłam się na jego plecy. Nogi miałam przy jego udach, by siedział spokojnie. Można nawet powiedzieć że obwinęłam jego własnymi kończynami. Lewą ręką zakryłam mu oczy, by nic nie widział. Natomiast nóż w prawej, przybliżyłam do jego gardła, oddalonego o parę centymetrów - Uspokój się, albo sama to zrobię - odezwałam się mając dość. Zgrabnie odeszłam od niego i stanęłam przed resztą mężczyzn - Nazywam się Hope Stivans i szczerze to mało mnie obchodzi czy mnie znacie czy nie. Jedynie co musicie robić, to wykonywać moje polecenia. Brak posłuszeństwa będzie karany, ale nie tak miło jak teraz, więc radzę się pilnować - mówiłam to jak najbardziej poważnie, więc efekt był zamierzony. Po chwili podszedł do mnie trener.
- Hope, chciałem ci tylko powiedzieć, że jakby co to ci pomogę. Może niewiele mogę, ale tyle ile zdołam - odwrócił się i zamierzał wracać do klasy. 
- Nie poczekasz nawet na odpowiedź? Gdzie twoje maniery? Nie poznaję cie Fabian... - udałam przerażoną, a on się do mnie odwrócił. Uśmiechnął się delikatnie, co dało mi znak na kontynuowanie - Skoro już się tak zgłaszasz, to przydasz się. Oczywiście nie możemy zostawić naszej klasy na pastwę losu, prawda? - zaśmiał się chwilę, a cała klasa spojrzała na nas z przerażeniem. Rzecz jasna trener się zgodził - Co się tak patrzycie? Myślałam że jesteście klasą sportową, więc mały wysiłek nie powinien być wam straszny... - widziałam jak chłopaki chcieli wyjść na tych ,,fajnych,, ale nie bardzo im to wychodziło - Podzielimy ich na cztery grupy. Na pierwszej godzinie będą się zmierzać z uczniami, a na drugiej ja się wszystkim zajmę. 
- Mi pasuje, ale co mam robić na kolejnej lekcji z tą dzieciarnią? 
- Nic nie będziesz musiał robić - spojrzał na mnie jak na idiotkę - Wszystko tak rozplanuję, że nawet nie będą mogli usiedzieć prosto - uśmiechnęłam się złowieszczo. Nie byliśmy jedyną klasą na sali, ale reszta zdecydowała się oglądać nas z trybunów. I trzeba przyznać, że ułatwiało to sprawę. Grupy nie były równe, ale to szczegół. Pierwszy ,,skład,, grał w koszykówkę, drugi w siatkówkę, trzeci w nogę a czwarty był indywidualny. A mówiąc dokładnie biegi krótkodystansowe. Naszych uczniów podzieliłam w zależności do możliwości różnych dyscyplin, więc ciągle rywalizowali w tym samym. Natomiast mężczyźni chodzili po kolei próbując swoich sił w różnych sportach. Mecze trwały po pięć minut, by się rozgrzali, a nie zmęczyli. Po skończonych meczach od razu przechodzili do kolejnych konkurencji. Oczywiście ja i Fabian także braliśmy w nich udział. Dzięki temu grupy były równe. Dla mnie żadna z konkurencja nie była trudna, ponieważ mam o niebo lepszą kondycję niż osoby tutaj zebrane, a poza tym, uczyłam się tego od dziecka. W koszykówce nikt nie mógł mnie ograć. Gdy tylko dostałam piłkę w swoje ręce, ni było innej możliwości, niż zdobycie punktu. Nikt nie mógł się do mnie zbliżyć prócz jednego chłopaka, ale sam nic nie mógł zdziałać. W siatkówce ścinałam i wystawiałam można powiedzieć perfekcyjnie. Odbiory także nie sprawiały dla mnie problemu. W piłce nożnej nie ważne w jaki sposób posyłałam piłkę do bramki, zawsze wpadała. Czy to z główki, przewrotu a nawet moich małych, osobistych trików. Zaś w biegach krótkodystansowych, po prostu dawałam z siebie wszystko. Może nie mam najdłuższych nóg, ale dla mnie to nie stanowiło problemów. Fabian na mój znak zagwizdał gwizdkiem, a wszyscy zaprzestali rywalizacji. Niektórzy podpierali się o swoich znajomych, a inni po prostu upadali na pupę z przemęczenia. W sumie nikt nie chciał przegrać, więc dawali z siebie wszystko, tak jak można było oczekiwać. Po chwili zabrzmiał dzwonek na przerwę, a dalej nikt się nie ruszał. Można przypuszczać, że jutro niektórzy będą mieć zakwasy, ale no cóż... Gdy oni mieli nawet włosy mokre, ja miałam lekką zadyszkę. Oczywiście ci ludzie do ochrony cywilów jakoś się trzymali na nogach, ale szału nie było... Podeszłam do Fabiana. Opierał się o ścianę, ale zmęczenie było widać.
- Jak tam twoja kondycja staruszku? - spojrzał na mnie 
- Nie najgorzej małolato. Zawsze musisz być złośliwa? 
- Tylko ja taka dla ciebie jestem, więc powinieneś się cieszyć... - udałam smutną 
- Każda inna osoba by się bała do mnie tak powiedzieć - uśmiechnął się chyba na jakieś wspomnienia - Między innymi dlatego lubię cie. Choć muszę przyznać, że nie jestem do tego przyzwyczajony...
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz - ucichłam momentalnie, na co spojrzał na mnie dziwnie. Można powiedzieć, że poczułam jak ktoś zmierza w naszym kierunku. Parę osób, ale ja od początku wiedziałam kto to - Wszyscy na drugi koniec sali! - każdy się na mnie spojrzał - Komuś powtórzyć?! - wyciągnęłam mój wcześniejszy nóż i wszyscy jak najszybciej biegli ku ścianie. Oczywiście osoby z trybun także. Za sobą miałam trzy klasy z ludźmi do ochrony cywili, a przed, obecny problem.

Na dzisiaj to koniec dodawania!
Sorki, że tak późno, ale przed chwilą miałam trening i dodaję w drodzę :p
Do jutra!!! :***

Potrzeba Ochrony BliskichOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz