Część 30

891 57 6
                                    

Hope zasnęła około trzynastej, a jest po osiemnastej. Jakaś godzinę po zaśnięciu dziewczyny, zacząłem rozmowę z Tomem. Chwilę potem, dołączyli się inni. Okazał się spoko, ale ciągle miałem to przeczucie. Niepokojące przeczucie.
- Chris, co jest? - Oliver
- Nie wiem, ale mam przeczucie, że coś się stanie. Nie nam, tylko Hope.
- Wiem, co czujesz. Też mam to przeczucie i nie jest zbyt miłe - Tony
- Czyli jest nas trzech - Niall
- Komuś jeszcze się tak wydaję? - reszta zaprzeczyła. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewaliśmy, więc to było zaskoczenie. Do drzwi poszedł Oliver,a gdy je otworzył, nie wiedział jak się zachować. Wpuścił tą osobę, odsuwając się na bok. Przy wejściu zobaczyłem prezydenta i jego ochroniarzy. Wszyscy byliśmy tak zaskoczeni, że nikt się nawet nie ruszył. Obudziłem się chyba pierwszy, i wzrokiem powędrowałem na to co on. Wpatrywał się w śpiącą brunetkę na moich kolanach.
- Śpij kochanie - rzekł z uśmiechem i radością wymalowaną na twarzy, a następnie pogładził ją po policzku - A wam dziękuję - widząc nasze zdezorientowane dalej mówił - dzięki wam zasnęła i nie obudziła się jak wszedłem do domu. Nawet nie usłyszała jak podjechaliśmy na wjazd. Zawsze miała czujny sen - powiedział wspominając
- I dalej mam - gdy usłyszałem ten głos, miałem ciarki. Wszyscy myśleli że się przesłyszeli, ale spojrzeli na dziewczynę. Na jej twarzy widniał uśmiech - chodzicie jak słonie, a gadacie jak na koncercie, więc się nie dziwcie - powiedziała to tak swobodnie i nawet bez chrypy, więc już jakiś czas nie spała
- Długo nie śpisz curciu?
- Jakiś czas. Która godzina?
- Dochodzi dziewiętnasta - ja
- Więc już czas - podniosła się, i ruszyła w stronę schodów. Zapewne swojego pokoju
- Na co czas? - Oliver
- Ech... nie mogę wam wyjaśnić, o co chodzi, ale mogę wam powiedzieć jedno. Jutro wszystkie wasze niewiadome, zostaną rozwiązane - rzekła wręcz ze smutkiem wielkości titanica. Nie czekając na naszą reakcję, poszła na górę.

Pov. Hope
Nie mogłam tam dłużej zostać, bo by się dopytywali, a nie mogę im powiedzieć. Nie teraz. Poszłam do pokoju, żeby przygotować się na jutro. Muszę być w pełni sił, albo to się nie skończy. Będę sama na jakieś dwieście osób, bo innych pozbędą się ,,znajomi,, Dominica, oraz paru innych moich przyjaciół. Niby kiedyś już im uratowałam życie, ale oni dla mnie robią o wiele więcej. Nawet nie wiedząc o co walczę, chcą mi pomagać z całych sił. Ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Zaraz do nich zadzwonię i poproszę o spotkanie. Wyjaśnię wszystko oraz poproszę o pomoc chłopakom, gdyby mnie zabrakło. Bez namysłu napisałam do nich wiadomości z prośbą. Każdy po chwili odpisał ze zgodą. Teraz tylko czekać.

~~~~~~~~~20 minut później ~~~~~~~~

Martin, Joe i Arthur, ( zdj. w mediach ) pojawili się po piętnastu minutach. Chłopakom w salonie powiedziałam tylko, że to przyjaciele i żeby się nie martwili. Gdy byliśmy w pokoju, przeszli do rzeczy.
- O co chodzi? - Arthur
- Jestem wam wdzięczna, że przez tyle lat chcieliście i pomagać, nawet nie znając mnie czy mojej historii. Dzisiaj się to zmieni. Mam zamiar opowiedzieć wam całą prawdę.
- Czy to przez tą jutrzejszą walką? - Martin
- Dokładnie. Więc zaczynając od początku... Moi rodzice, byli bardzo znani w świecie show biznesu, więc każdy chciał im zaszkodzić. Prowadzili firmę adwokacką, która była wówczas najlepsza. Gdy narodziłam się ja, ktoś mnie porwał. - chciało mi się płakać, ale nie mogłam - Ta osoba zrobiła dokładnie to samo z moimi trzema braćmi - szczęki im opadły - oni zostali podmienieni innym, zamiast zmarłych dzieci, więc nawet ich prawni opiekunowie o tym nie wiedzą. Natomiast mnie, wyrzucili. Znalazł mnie pewien męszczyzna, który się mną zaopiekował. Przed po jego śmiercią,powiedział mi o mojej historii. Zaczęłam uczyć się wszystkiego, dla bezpieczeństwa moich braci. Walk, strzelania, języków itp. Strasznie szybko chłonęłam wiedzę, więc po roku nauk umiałam wszystko. Byłam groźnym przeciwnikiem, dlatego każdy chciał mnie wykończyć. Niedługo po tym, jak dowiedziałam się kto jest moim rodzeństwem, ta informacja wyciekła. Oczywiście zaczęłam ich chronić od razu. Oni głównie skupili się na jednym, bo do dwóch innych nie zdarzyli zdobyć informacji, ponieważ je skasowałam. Moi bracia, do dziś nie wiedzą o niczym. O tym, że jesteśmy rodzeństwem, o pościgu czy choćby o swojej prawdziwej rodzinie.
- Wszystko jesne - Joe
- Nie płacz mała - Martin. Dotknęłam policzka. Był cały mokry, a ja nawet nie wiedziałam że płacze. Chwilę potem, wszyscy mnie przytulili. Każdy z nich był człowiekiem bez uczyć i o lodowatym sercu, ale wobec mnie zawsze je mieli, za co jestem im wdzięczna.
- A więc kim są ci szczęściarze? - powiedział z uśmiechem Arthur
- Wszyscy są w salonie. To Niall, Chris i Tony.
- O boże... - teraz, to prawie zemdleli
- Ale masz rodzinkę... - Martin. Ja się tylko uśmiechnęłam - A kiedy im to wyjaśnisz?
- Jutro jak będę jechać na akcję napiszę im esemesa, w którym będzie wszystko. Ich przeszłość, teraźniejszość i może nawet przyszłość. Mam jeszcze do was prośbę. Czy w razie czego, mogliby się zgłosić do was o pomoc? Jakby mnie zabrakło - z pocieszającymi uśmiechami kiwnęli głowami. Pogadałam jeszcze trochę z chłopakami. Oni wyszli, a ja poszłam spać.

Tak jak obiecałam.
:**

Potrzeba Ochrony BliskichOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz