2 Część 39

472 29 5
                                    

Casper ruszył w moją stronę, więc też to zrobiłam. Miałam trzy noże, czyli jestem w mało ciekawej sytuacji, jeśli on ma pistolet. Gdy się do siebie zbliżyliśmy, Casper strzelił pierwszy raz, a ja rzuciłam nożem. Oboje celowaliśmy w nogi, ale żadne z nas nie trafiło. Od razu po tym zdecydowaliśmy się na walkę wręcz. Atakowaliśmy bez przerwy. Ja mocno dostałam dwa razy w lewą rękę, a jemu uszkodziłam prawą. Jestem nawet pewna, że mu ją złamałam. A dzięki temu, że jest prawo ręczny będzie mu trudniej korzystać z pistoletu. Lecz niestety on też nie próżnował. Ciągle napierał na moją lewą stronę, przez co musiałam ją nadwyrężać. Nie żeby to było coś nowego, ale ból czułam jak zawsze. Nagle spojrzał się w stronę szkoły, co bez zbędnego wahania wykorzystałam. Upadł na plecy i nie zapowiadało się by szybko wstał. Może dlatego, że przystawiłam mu nóż do gardła, albo dlatego, że coś mu pękło.
- Starzejesz się - powiedziałam z małym uśmiechem.
- Muszę się z tobą zgodzić małolato - westchnął zrezygnowany - Ale już na poważnie. Oboje wiemy co się za chwilę wydarzy - miał rację. Dla osoby, która już żyje jakiś czas w naszym świecie jest to oczywiste. Najprostsza i najważniejsza zasada: Zabijaj albo zabiją ciebie - Przed tym muszę ci podziękować. Zapewne wiesz o co mi chodzi, ale chce ci to powiedzieć. Parę lat temu musiałem zostawić mojego brata, ponieważ bałem się o jego bezpieczeństwo. Od tamtej chwili nie widział mnie i możliwe że nawet mnie znienawidził. Później znalazł żonę i był ten okropny wypadek. Ich dzieci zginęły a jego żona się załamała. Ich utrzymanie było na jego głowie, ale w końcu nie dał rady. Chciałem im pomóc finansowo, ale z pewnych przyczyn nie mogłem. Tak więc dziękuję ci za to - uśmiechnął się do mnie szczerze. W jego oczach zobaczyłam łzy, których nie chciał wypuścić, ale one zrobiły u na złość. 
- Fabian Smith ma się dobrze. I na pewno cię nienawidzi. Zapewne domyślił się że miałeś swoje powody, by go opuścić. Gdy mówiłam przy nim o moim rodzeństwie smutno się uśmiechał, więc tego możesz być pewny - prawie niezauważalnie kiwnął głową - Tylko co ja teraz zrobię? Jeśli zobaczy jak zabijam jego brata, to raczej nie da mi szóstki na koniec roku... - udałam zmartwioną i oboje wybuchnęliśmy śmiechem 
- Tym się nie martw - powiedział uspokajając się - zawsze miał słaby wzrok, ale nigdy nie chciał iść do okulisty, więc kiepsko widzi na odległość - spojrzał na mnie poważnie - W zamian za pomoc mam dla ciebie ważną informację. Dowiedziałem się, że dziś po lekcjach twoich braci ktoś ma ich zabić. Zdecydowano o tym dzisiaj rano, więc nic o tym nie wiesz - momentalnie pobladłam i ja to czułam - Wiem jak to jest bać się o jedyne ważne ci osoby, więc powodzenia. Bo nie mogę powiedzieć że będę trzymał kciuki - spłynęła mu ostatnia łza a ja podcięłam mu gardło. Gdy wstałam podbiegła do mnie jakaś trójka chłopaków i zabrali ciało. Za wcześniejszym ustaleniem z nimi, załatwią mu miejsce na cmentarzu. Wszystko będzie wyglądać jak z wypadku samochodowego. Nawet nie zorientowałam się jak podbiegli do mnie znajomi.
- Brawo!... Byłaś świetna!... To było coś!... - słyszałam wiele krzyków, ale nie słuchałam ich. Od razu poszłam w stronę niebieskiego ścigacza, którym przyjechałam dziś do szkoły. Byłam już blisko, ale ktoś złapał mnie za łokieć.
- Co się stało? - Aaron doskonale wiedział, że coś jest nie tak.
- Nie mam czasu. Jedziecie ze mną, czy zostajecie? - wyrwałam rękę i czekałam na ich decyzję. Po chwili Carl, Felix i Brajan postanowili, że nie będą się wtrącać a reszta wręcz na odwrót. Usiadłam na mojego ścigacza i pojechałam do domu się przygotować. Jak zwykle nie zajęło mi to dużo czasu. Weszłam do salonu, a oni za mną.
- Wyjaśnisz nam co się dzieje?! - wrzasnął Matt, a ja miałam ochotę mu przywalić. Bardzo.
- Nie wiem czy pamiętasz, ale jesteście tu z własnej woli, a nie przymuszonej. A niestety to się wiąże z pewną niewiedzą.
- Czyli myślisz, że jesteśmy do niczego?! Że nie możemy ci pomóc?! - wrzasnął na mnie. podeszłam do niego spokojnie. Od razu się uspokoił i opanował, gdy zobaczył moją twarz.
- Po pierwsze nie tym tonem, bo ci palce poucinam - wzdrygnął się - A po drugie, to taka może być prawda - nie wiedział o co chodzi - Widziałeś kiedyś jak kogoś zabito? - znów się przestraszył - Ludzie różnie reagują na takie widoki. Niektórzy mdleją, niektórzy na pozór spokojni są tak przerażeni, że nie mogą się ruszyć. A jeszcze inni mają ochotę się zabić, by już tylko nie przywoływać tych wspomnień. Więc sam zdecyduj, czy chcesz coś o tym wiedzieć - po tej jakże miłej i przesympatycznej rozmowie skierowałam się do swojego pokoju. Przebrałam się, jak zawsze nie spinając włosów.

 Przebrałam się, jak zawsze nie spinając włosów

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wyszłam z pokoju kierując się do mojego biura. Otworzyłam je specjalnym kodem i podeszłam do wielkiej, zabezpieczonej kolejnym szyfrem, szafy. ( zdjęcie w mediach ) Wyjęłam z niej noże i pistolety, które umieściłam w moim ubraniu. Gotowa zeszłam do salonu, wcześniej zamykając mój gabinet. 
- Gotowi? - zapytałam, gdy miałam wszystkich w zasięgu mojego wzroku. Dobrze, że gdy ja poszłam się przygotować, oni także to zrobili. Widząc ich gotowych, poszłam do kuch, a oni oczywiście za mną. 
- Co robisz? - zapytał Alex
- Codziennie muszę brać dwa razy tabletki z witaminami - tak jak rano szybko je połknęłam i schowałam na miejsce - Dwoma samochodami. Jednym prowadzę ja, a drugim Leon. Podzielcie się jak siedzicie i widzimy się zaraz w garażu - na miejscu czekałam na nich przy Lamborghini Estoque. Postanowiłam, że pojedziemy takimi samymi samochodami, bo będziemy mnie się rzucać w oczy - Więc jak? - zapytałam, gdy tylko ich zobaczyłam.
- Ja, Aaron i Gabriel jedziemy z tobą - kiwnęłam i zanim wsiadłam do auta, pokazałam Leonowi czym ma jechać. 

Na dzisiaj to raczej koniec :**

Potrzeba Ochrony BliskichOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz