3 Część 7

262 21 2
                                    

Tony potrącił mnie ramieniem i poszedł na dół. Nie wiedziałam jak zachować się po jego słowach, jednak postanowiłam obudzić Chrisa. Potrząsnęłam go lekko za ramie, co wystarczyło by otworzył oczy. Przypatrywałam się mu chwilę i już mogłam stwierdzić, że nie jest dobrze.
- Co ty tu robisz? - niektóre rzeczy ma się chyba w genach... Nie chciałam przerabiać tego co z Tonym więc odpowiedziałam inaczej.
- Przyjechałam naprawić błędy - stanął naprzeciwko mnie i spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem. A wręcz takim... obojętnym...
- Długo się zbierałaś... Pięć miesięcy wybierałaś bilet powrotny? Chociaż co ja mówię... - złapał się za głowę - Przecież nawet nie wiem czym się stąd wyrwałaś! - krzyknął i uderzył pięścią w najbliższą ścianę. Postanowiłam nic więcej nie mówić, ponieważ wiedziałam że tylko go to jeszcze bardziej zdenerwuje. A poza tym... już wyszedł z pokoju. Westchnęłam i zeszłam do kuchni. Wszystkie dziesięć miejsc były zajęte. Widocznie Alan z Nathanem niedawno wstali i znaleźli moją kartkę. 
- Mamo! - Alan zsunął się z krzesła, podbiegł i przytulił do moich nóg - Kim są ci panowie? - wszyscy w pomieszczeniu zesztywnieli na moje ,,przezwisko,,. Na szczęście maluch zdawał się tego nie zauważyć.
- Ci panowie są moimi biznesowymi znajomymi - pokazałam za wszystkich prócz moich braci - Natomiast ci, mają mnie za siostrę ale nie wiem czy oni są dla mnie braćmi... - uśmiechnęłam się do niego smutno i pogłaskałam po głowie.
- Co to znaczy? - zrobił dziwną minkę. 
- Znaczy to tyle, że nie wiem czy chcą mnie w rodzinie - patrzyłam na nic nierozumiejącego Alana, dopóki Tony nie uderzył pięścią w stół. Spojrzałam na niego. Wiedziałam, że będą kłopoty - Alan, pójdź z Nathanem do salonu. Poznacie tam moich znajomych, zgoda? - chłopiec niepewnie kiwnął głową i złapał brata za rękę. Zawsze tak robił, gdy się czegoś bał. Po chwili w kuchni zostałam ja i Tony. 
- Kim jest ten gówniarz?! - wstał gwałtownie z krzesła i słychać było dźwięk upadającego drewna - Co on robi w tym domu?! Myślisz, że możesz sobie sprowadzać tu kogoś na jedną noc?! Już się bawisz w dziwkę?! - zabolały mnie jego słowa. 
- Ten ,,gówniarz,, - powtórzyłam jego słowa - to brat tego drugiego chłopaka. A z kolei on, to mój... przyjaciel - za wahałam się na ostatnie słowo. W sumie to nie wiem, kiedy ostatnio mówiłam je na głos... Widziałam, jak Tony zaczął się uspokajać, więc chyba do niego dotarło to co powiedziałam.
- Przecież ty nie masz przyjaciół - może jednak się nie uspokoił... Jednak po chwili, zorientował się co powiedział, bo się wystraszył.
- To prawda, ale nawet ja mogę mieć bliską osobę - nie powiedziałam tego złośliwie. Chciałam mu po prostu pokazać, że mi także może na kimś zależeć. A może po prostu chciałam to sobie udowodnić? Zostawiłam go zdezorientowanego i poszłam do salonu.
- Mama! - Alan jak na zawołanie przytulił się do moich nóg - Dlaczego cię tak długo nie było? - spojrzał na mnie z wyrzutem. Zaśmiałam się na jego słowa i przykucnęłam. Pogłaskałam go jeszcze po głowie i odpowiedziałam.
- Wybacz maluchu. Musiałam porozmawiać z Tonym - na dźwięk jego imienia wystraszył się. W sumie to się mu nie dziwię, bo nie zrobił na Alanie najlepszego wrażenia. Przytulił się do mnie i nie chciał puścić. Wstałam z nim na rękach, a później spojrzałam po innych. Każdy z nich się uśmiechał, na co przekręciłam oczami. Jednak Nathan przyglądał mi się jakoś dziwnie. Tak tajemniczo. 

-  Mamo? - Justin uśmiechnął się do mnie głupio - Hope, nie znałem cię od tej strony - poruszył sugestywnie brwiami. Zmroziłam go wzrokiem, dzięki czemu się poprawił - Znaczy s-szefowo... - spuścił głowę.
- Hope... - spojrzałam łagodnie już na Nialla - Kim oni są? - patrząc na niego, widziałam jak bardzo się zmienił. Jak ściszał głos, jak zakrywał rany na nadgarstkach i jak spuszczał wzrok, gdy tylko spojrzało mu się w oczy. Muszę z nim pogadać o tym jego samo okaleczaniu.
- To jest Alan - pokazałam głową na malucha - A to jego starszy brat, Nathaniel - teraz pokazałam na starszego chłopaka. Wszyscy dopiero po chwili zrozumieli co powiedziałam. Chyba czego innego się spodziewali...
- Czyli, że... - głos Toniego był spokojny. Widocznie podkładał już fakty. Pokręciłam tylko przecząco głową. Nie chciałam mówić na głos, że nie jesteśmy prawdziwą rodziną, bo to byłby szok dla Alana. On w to wieży, więc niech na razie tak zostanie. Mój najstarszy brat chyba zrozumiał co zrobił, bo patrzył na mnie przepraszająco.
- Alan, chcesz iść na zakupy? - chłopiec bardzo się ucieszył. Natomiast jego brat, niekoniecznie - Nathaniel... - spojrzałam na niego znacząco. On tylko coś tam burknął i ociężale podniósł się z kanapy - Jeżeli komuś czegoś potrzeba, to jedzie z nami - po chwili wszyscy wstali. Spojrzałam na George'a niepewna. Jak on to mówi ,,jego czwórka,, nigdy jakoś się nie kłapała na zakupy, a zwłaszcza odzieżowe... Igor, David, Oliver i Justin mogli podjąć się każdego zadania wyznaczonego przeze mnie, prócz zakupów.

Witam wszystkich :p. Przepraszam, że tak późno ale nie zauważyłam, że rozdziały się nie dodały -_-. Mam nadzieję, że się spodoba :***

Potrzeba Ochrony BliskichOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz