27.

21.8K 882 62
                                    

Rozdział 27

-Maddie tylko się nie denerwuj- powiedział wyraźnie Will.

-Jak ja mam się nie denerwować?! Czy ty jesteś normalny?- zaczęłam gwałtownie krzyczeć.

-Postaraj się!- powiedział głośno Will.

-Postaraj się, łatwo Ci mówić! Kto to w ogóle kurwa był?! I dlaczego do nas strzelał!?- pytałam, czekając na dokładne wyjaśnienia.

-Jakby too...- jąkał się mój chłopak.

-Jakby nasi wrogowie- dokończył Zack, który stał nad oszołomioną Sophie.

-Wrogowie?! A skąd wy macie mieć wrogów ?! - wrzeszczałam.

-Tak to już bywa- powiedział ciszej Will.

-Jak bywa?! I skąd ta broń? I co znaczy to jebane Dallas?!

-Dallas to nazwa gangu - powiedział jakiś koleś, stojący na schodach.

-Gangu?- załkała Sophie.

-Tak- odpowiedział opanowany - Jestem Hektor - przedstawił się.

No moje oko miał około trzydzieści lat. Jego włosy były czarne, w tym samym kolorze miał też delikatną brodę i krzaczaste brwi. Ubrany był w czarną koszulkę i niebieskie jeansy.

-Znowu kolejny atak Vagosów? - zapytał, spoglądając na Willa i lekko pobitego Zack'a.

- Niestety, chyba zaczął się całkowicie otwarty konflikt- powiedział mój brat, drapiąc się po karku.

-Więc trzeba będzie skopać im dupy po raz kolejny- mówił chyba ich szef.

-Skopać tyłki? Dobrze usłyszałem? Z największą przyjemnością - powiedział chłopak, schodzący po schodach. O ja pierniczę to był Luke. Ten, który według mojej wcześniejszej opinii nie skrzywdziłby muchy. To on zawsze powtarzał, że nic nie da się rozwiązać bójką. Jak bardzo się co do nich wszystkich myliłam. Teraz okazuje się, że mój chłopak i mój brat należą do jakiegoś popieprzonego gangu! Jak mogłam nie zauważyć, że te ich wyjazdy nie są przypadkowe, że te pobicia to nie wyniki treningów, że wszystko było jednym wielkim kłamstwem.

- Kochanie co się tu dzieje?- powiedziała nagle kobieta, która wyszła z pokoju. Super. Jeszcze dziwki sobie sprowadzają. Co za pojebana sytuacja.

- To moja żona Luna- przedstawił kobietę Hektor. Jednak się myliłam, matko czemu zawsze przypuszczam najgorsze.

Kobieta wysunęła się z pokoju i podeszła do męża. Trzymała się delikatnie za lekko powiększony brzuch. Sophie również zwróciła na to uwagę i bezgłośnie powiedziała, "ona jest w ciąży".

-Czy coś się stało?- zapytała przyjemnym dla uszu głosem.

-Nic wielkiego, co mogłoby Cię niepokoić - odpowiedział mężczyzna i pocałował ją w dłoń. Czy jego pojebało, czy ta kobieta nie wie, że jej mąż jest jakimś walniętym gangsterem.

-Nic wielkiego?!- odezwała się głośno Sophie - Omal nie zginęliśmy!

-No właśnie omal, przy chłopakach nic wam nie groziło. Są najlepsi w tym co robią - powiedział Hektor.

-A co właściwie robią?! - oburzyłam się.

-Sami wam o tym powiedzą- powiedziała kojącym głosem Luna, której brązowe włosy spływały kaskadami po ramionach - a teraz wybaczcie, ale wrócę z mężem do sypialni, w końcu za godzinę nowy rok - uśmiechnęła się i pociągnęła męża do pokoju.

-Zanim znowu zaczniesz wrzeszczeć najpierw pójdziemy do pokoju- powiedział Will i gwałtownie pociągnął mnie z rękę w kierunku schodów.

Gdy byliśmy już w pokoju Will zamknął drzwi na klucz i zaczął rozwiązywać krawat. Natomiast ja rozglądałam się po obszernym pokoju. Ściany były pomalowane na szaro, natomiast meble były białe, minimalistyczne. Usiadłam na dużym łóżku. Materac był twardy, ale wygodny. Wszystko tak idealnie pasowało do Willa.

Wymarzony KłopotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz