54.

18.3K 864 82
                                    









Rozdział 54

Maddie Pov.

Z dnia na dzień jest coraz gorzej i nie mam tu na myśli nudności. Oddałam się raz upojnej nocy Loganowi, zaprzepaszczając tym samym szansę na odbudowanie tego co miałam kiedyś. A co właściwie miałam kiedyś, czego nie mam teraz? Szczęście? prawdziwe uczucie? Logan to wspaniałym mężczyzną, mimo swojego trudnego charakteru wiem, że będzie w stanie zaopiekować się mną i dzieckiem, dając maleństwu szansę na prawdziwy dom. Wizja idealnej rodziny już mnie nie przeraża. Zaakceptowałam to. Młode małżeństwo z dzieckiem w drodze. Ktoś z zewnątrz może pomyśleć, że to prawdziwe szczęście. Szkoda, że to tylko złudzenie. Wspaniały dom ze szczęśliwą rodziną. Mimo wszystko, jestem winna to nie tyle Loganowi co dziecku. To nie tak, że nie chcę tego maleństwa. Chcę. Chcę obdarzyć je miłością i wszystkim tym na co zasługuję. Pragnę mu zapewnić ciepło i bezpieczeństwo, ale również prawdziwego ojca. Mam świadomość, że mogłabym odejść od Logana i zostać z Williamem, ale nie mogę myśleć egoistycznie. Dziecko zasługuje na biologicznego ojca, którym jest Logan. Wiem, że moje uczucie do Williama, które obudziło się po latach nie powinno mieć miejsca, ale za późno. Kocham go całą sobą, od początku go kochałam. Kończąc z nim znajomość złamałam nie tylko jego, ale również swoje serce. Leżę od tamtego czasu całymi dniami na łóżku w pokoju zamknięta przed całym złem świata i pozwalam się ulotnić pojedynczym łzom w poduszkę. Minął tydzień, a ja dalej nieugięcie próbuję wmówić sobie, że to słuszne i postępuję dobrze. Jednak myśl, że odtrąciłam chłopaka dla, którego byłam wszystkim wcale mi nie pomaga. Zostawiłam go tak po prostu. W kącikach oczu zbiera się coraz więcej łez, ale nie przeszkadza mi to. Właśnie zrobiłam coś, co rozbiło mnie wewnątrz na setki malutkich kawałeczków. W środku czuję pustkę, żal i smutek. Spoglądam smętnym i otępiałym wzrokiem w stronę drzwi zza, których dobiega hałas z dołu rozweselonych członków rodziny nie tylko mojej, ale i Logana. Dla taty pewnie to ciężkie, a mimo to stara się z tym uporać i cierpliwie znosi całe gadanie matki, która ostatnio żyje tylko ślubem. Na samą myśl o przygnębionym tacie robi mi się słabo, a w mojej głowie ponownie tworzą się kolejne myśli, dlaczego musi tak być, a nie inaczej. Kiedy przypomnę sobie rozczarowany wyraz twarzy Williama... zawód, ból, żal i niedowierzanie... Znowu zaczynam łkać, tym razem trochę głośniej. Chowam głowę w poduszkę, próbując zagłuszyć płacz, aż słyszę pukanie do drzwi. Powoli podnoszę się do pozycji siedzącej i przecieram ręką czerwoną od płaczu twarz, ścierając z niej mokre ślady po łzach.

- Proszę - wołam słabo, próbując unormować swój oddech.

- Kochanie masz... Co się stało? - do mojego pokoju wchodzi Logan.

- Nic - uśmiecham się słabo - rozbolała mnie trochę głowa, ale wzięłam już tabletki - mruczę, starając się wyglądać na jak najbardziej wiarygodną.

- To pewnie przez nas, na dole panuje ogromny chaos - marszczy brwi i dotyka ręką mojej głowy - Uciszę ich - mówi, całując mnie w czoło - Sophie do ciebie przyszła, ale jeżeli się źle czujesz to moge jej powie...

- Nie - przerywam mu - niech przyjdzie - uśmiecham się słabo. Przez twarz chłopaka przelatuje cień niepewności, ale ostatecznie przytakuje głową i wychodzi z pokoju. Poprawiam się wygodnie na łóżku, kiedy w progu staje Sophie. Dziewczyna nie wygląda najlepiej. Podkrążone smętne oczy i lekko poczochrane włosy. Patrzę na nią jak na kosmitę, gdyż dziewczyna z zawsze idealnie ułożoną fryzurą i delikatnym makijażem na twarzy nie wygląda na zadowoloną.

- Hej - mruczy i kładzie się obok mnie. Przesuwam się na bok, robiąc jej więcej miejsca, po czym widzę jak dziewczyna sięga do torby, z której wyciąga czekoladę.

Wymarzony KłopotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz