[2]

111 9 1
                                    

- Zgoda. Pochyl się.- zamurowało go na chwilę. Zgodziła się? Tak szybko? Nie wierzył, że pójdzie tak łatwo.

Uczynił tak jak prosiła. Schylił się tak by stojąc na palcach dziewczyna była w stanie dosięgnąć ustami jego warg. Patrzył na nią wyczekująco, a ona delikatnie wspięła się na palce, wplotła jedną dłoń w jego długie włosy, drugą oparła na wyrzeźbionym torsie. Wpatrywała się wprost w jego oczy z mieszaniną uczuć tak zawiłą, że nie był w stanie jej rozplątać choćby nie wiadomo jak się starał. Przymknęła lekko oczy nachylając się jeszcze bardziej. Ich usta dzieliły tylko milimetry, a i te znikały z każdą milisekundą. Objął ją delikatnie w tali. Od błękitnowłosej biło przyjemne ciepło mieszając się z jego własnym. Pachniała mieszanką starych książek, słońca i morskiej bryzy. Zaciągnął się tym subtelnym zapachem uzależniającym jak narkotyk. Z tak bliska był w stanie dostrzec każdy szczegół jej wyglądu. Maleńki nosek, jasna, gładziuteńka cera, rumiane policzki. Spod czarnej opaski wymknęło się kilka kosmyków. Jej różowe, piękne usta były coraz bliżej, bliżej i bliżej. Tak blisko jego własnych, że zastanawiał się czy to możliwe by czas na złość specjalnie przedłużał okres czekania, czy wręcz przeciwnie chwila przyjemności minie jak z bicza strzelił i nie pozostawi żadnych wspomnień?

Tak pochłonęło go przyglądanie się twarzy brązowookiej, że całkiem przestał zwracać uwagę na jej dłonie. Szczupłe palce zjechały z jego klatki piersiowej sięgając ku książce. Pozwolił ją sobie odebrać bez przeszkód. Zbyt zachwycały go jej oczy hipnotyzujące swym blaskiem. Drugą dłoń ostrożnie, powoli zsunęła z włosów. Teraz obejmowała jego kark. Zetknęła ich usta na ułamek sekundy. Tyle wystarczyło by Gajeel zamknął oczy. Gwałtownym szarpnięciem pociągnęła czarnowłosego w dół nabijając go na swoje kolano. Zgiął się w pół, a ona nie czekając ani chwili uderzyła go w potylice skutecznie pozbawiając przytomności. Bezwładne ciało upadło na ziemię. Uśmiechnęła się z satysfakcją.

- Zabierzcie go.- mruknęła do dwóch mężczyzn czekających w pobliskim zaułku.

Jet i Droy bez słowa wykonali rozkaz. Przewiesili czerwonookiego między sobą tak by obierał się na ich ramionach. Podążyli za podskakującą wesoło na przedzie Levy. Ta prowadziła ich krętymi uliczkami Magnolii do portu. Mieszkańcy ustępowali im miejsca. Woleli się im nie narażać. Nikt się jej nie sprzeciwiał. Chyba, że chciał zginąć. Wtedy śmiało mógł to zrobić. Chętnie rozładowywała gniew na takich delikwentach.

Doszedł ich słony zapach morza i jego szum jeszcze zanim dotarli na miejsce. Niebieskowłosa rozejrzała się uważnie i skierowała się do doków. Przy pomoście, zacumowany stał żaglowiec. Nosił dumną nazwę "Vega" wymalowaną na dziobie. Spuszczono trap, po którym dziewczyna wraz z towarzyszami weszła na pokład. Od razu zasalutowało jej trzech marynarzy. Skinęła im głową.

- Towar załadowany?- spytała.

- Tak jest!- odparli chórem.

Odwróciła się do Jet'a i Droy'a. Czarnowłosy powoli odzyskiwał przytomność. Statkiem lekko kołysało co przyprawiało go o mdłości. Przeklęta choroba morska! Dziewczyna kucnęła przed nim i ujęła jego twarz w dłonie. Zmusiła go by na nią spojrzał wciąż mętnym wzrokiem.

- Trzeba było oddać mi tę książkę.- uśmiechnęła się złośliwie kręcąc głową- Zabrać pod pokład i zamknąć!- rozkazała- Później do niego zajrzę.

...

Nie był pewny ile trwało to "później", lecz kiedy niebieskowłosa raczyła go odwiedzić był głodny. Nawet bardzo. Od rana oprócz kilku łyków piwa nie miał nic w ustach. Spojrzał na nią ze złością. Zmieniła strój. Miała teraz na sobie luźną, białą koszulę, spodnie z grubym, wysokim pasem, buty do kolan, a na głowie krwisto-czerwony kapelusz z pozłacanym rondem. Zdobiło go fioletowe, pawie pióro. Musiał to przyznać, wyglądała niesamowicie. Szabla u jej boku połyskiwała w inkrustowanej klejnotami pochwie. Czuł gorycz. Dał się wykiwać jakiejś paniusi. Sam był sobie winien, ale... Ucierpiała jego duma i pragnął się odwdzięczyć z nawiązką. Nie miał jednakże możliwości. Został skuty i zamknięty w żelaznej klatce. Była ona duża. Przystosowana zapewne do transportu jakichś sporych zwierząt. Dziewczyna otworzyła klatkę i zbliżyła się niespiesznie do więźnia. Siedział, więc patrzyła na niego z góry. I bardzo się jej to podobało. Nikt nie patrzył na nią z góry. Wszyscy to wiedzieli. Z wyjątkiem niego. Śmiał spojrzeć jej w oczy. Śmiał chcieć pocałować. Śmiał zabrać jej własność. W innym wypadku nie wahałaby się. Kazałaby go zabić albo sama by to zrobiła, ale nie. Wszystko dlatego, że nie wiedział kim jest. Intrygował ją. Chciała nieco rozrywki.

- Chyba naprawdę lepiej byłoby Ci oddać książkę.- wyszczerzył się spoglądając w górę.

- Nie jesteśmy na ty.- ofuknęła go.

Skinął głową potakująco.

- Gajeel Redfox.

- Co?- zdziwiła się.

- Tak się nazywam. Podałbym Ci rękę, ale tak jakby nie mogę, księżniczko.- poruszył kajdanami.

Zakotłowała się ze złości. Nikt nie mógł nazywać jej "księżniczką". Wszyscy o tym wiedzieli. Oprócz niego. Uniosła dłoń, wzięła zamach i z nieprzyjemnym dla ucha plaśnięciem spoliczkowała go. A on tylko podniósł głowę i wyszczerzył się jeszcze szerzej. Prychnęła. Czy on naprawdę nie wiedział kim ona jest? Postanowiła go wspaniałomyślnie oświecić.

- Jestem Levy McGarden.- szyderczy uśmieszek powoli schodził z twarzy chłopaka- Ludzie nazywają mnie Ragnarök, co oznacza wśród nordyckich wierzeń koniec świata. Jestem łowcą smoków, przyszłą królową północnego królestwa, magiem i prawdopodobnie jedyną osobą,której naprawdę, dla własnego dobra nie powinieneś zaczepiać.- teraz to ona uśmiechała się wrednie.

Archowum |ᴏʀɪɢɪɴᴀʟ sᴛᴏʀɪᴇs| ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz