Zgodnie ze wskazówkami Mili skierował się do ogrodu. Słońce świeciło wciąż wysoko na niebie. Podziwiał malwy, róże i wszelkie inne gatunki kwiatów przemierzając kręte alejki starając się wybierać jak najkrótrzą drogę. Gęsty, prawie namacalny, słodki aromat odurzał powodując przyjemną błogość. Za kwiatami rozciągał się długi i szeroki pas równo skoszonej trawy. Przeszkody w postaci dołów z wodą otoczonych piaskiem i wielu innych wyrastały jak z pod ziemi na drodze Kazacha. Dotarł jednak do swego celu niczym rycerz na białym koniu, mimo przeciwności i kłód rzucanych mu przez los pod nogi gotów ocalić królewnę. Kąciki jego ust mimowolnie zadrgały na tę myśl. Często bawił się z młodszą siostrą w bajki. Odgrywali np. Królewnę Śnieżkę lub Roszpunkę, a że złą królową i czarownicę zawsze grał różowy, pluszowy królik ubrany w kurtkę motocyklową i ciemne okulary to zupełnie inna sprawa.
Drzewa rosły gęsto. Posadzono je w kręgu, w równych odstępach. Na środku powstałej w ten sposób, oddzielonej od reszty świata polanki siedział blondynek. Wyglądał niczym wróżka bez skrzydełek. Światło lśniło złotem na jego włosach. Obejmował zziębniętymi rękami kolana kuląc się w sobie. Była późna wiosna, lecz temperatura w Moskwie nadal nie przekraczała szesnastu stopni. Beka instynktownie zdjął kurtkę, wkroczył na łączkę i zarzucił skórzane okrycie na niepozorne ramiona.
- Chodźmy do domu.- zaproponował.
Nie doczekał się odpowiedzi. Yuri uparcie milczał wpatrzony w dal nieobecnym wzrokiem. Nie popędzał młodszego. Widział na jego policzkach ślady łez. Rękawy bluzy były mokre od ocierania zaczerwienionych, podpuchniętych oczu.
- Mógłbyś... Mógłbyś zapomnieć o tym co się stało?- poprosił zachrypniętym głosikiem zielonooki.
"Ale nie chcę tego zapominać."- pomyślał, lecz zamiast tego odparł:
- Robi się zimno. Chodźmy do domu.
Plisetsky pokiwał nieznacznie głową. Przytrzymując o wiele za dużą kurtkę wstał chwiejnie. Postąpił krok do przodu i wpadł prosto w ramiona Beki. Odepchnął gniewnie szatyna.
- Zostaw mnie.- syknął.
Otabek nawet nie pomyślał żeby posłuchać. Mimo protestów podniósł go jak pannę młodą i zaczął nieść w stronę willi. Lekki chłopak spróbował kopnąć starszego by ten go postawił. Próby spełzły na niczym. Zawstydzony i zarumieniony Yuri przestał się po pewnym czasie wyrywać. Nie miało to i tak większego sensu. W dodatku z niezrozumiałego dla niego powodu czuł się przy Altinie bezpiecznie. Te silne, opiekuńcze ramiona trzymały go bardzo ostrożnie. Jak porcelanową lalkę, którą z łatwością można skruszyć najdrobniejszym wstrząsem czy nieuwagą. Chyba pierwszy raz w życiu żałował, że nie urodził się dziewczyną. Wtedy przyspieszone bicie serca gdy tylko Beka był w pobliżu mógłby zwalić na szczeniackie zauroczenie, ale przecież był chłopakiem. Nie mógł się zakochać w innym mężczyźnie, a już na pewno nie w poznanym dwie godziny wcześniej, starszym o cztery lata, którego tak cholernie chciał w tej chwili pocałować. Szlag!
...
W progu czekała Mila. Od razu podeszła do nich z niepokojem wypisanym na twarzy.
- Co się paniczowi stało?- spytała z troską. Lubiła tego kłopotliwego, denerwującego dzieciaka nawet jeśli cudem jeszcze przez niego nie osiwiała.
- Nic mi nie jest.- burknął blondyn.
Pozwoliła sobie na odetchnięcie z ulgą dopiero kiedy Otabek pokiwał twierdząco głową. Co jak co, ale bardziej w tej kwestii ufała starszemu. Yuri kichnął. Wyrwało to zarówno dziewczynę jak i Altina z odrętwienia. Babicheva przesunęła się w bok robiąc przejście Kazachowi wciąż z zielonookim na rękach. Wyglądało to naprawdę uroczo. Zamknęła drzwi i szybko wyprzedziła chłopców. Zatrzymała ich jeszcze na chwilę.
- Nie może panicz tak długo siedzieć na dworze. Jeszcze się panicz przeziębi.- wypomniała po "matczynemu" przykładając dłoń do bladego jak śnieg czoła. Było gorące tak jak przypuszczała- Zanieś panicza do pokoju. Pójdę po leki i kompresy.- zwróciła się bezpośrednio do ochroniarza.
Jak powiedziała tak też zrobiła. Energicznym krokiem oddaliła się korytarzem w stronę gabinetu lekarskiego*. Plisetsky wtulił się w klatkę piersiową Otabeka. Zaczynała go boleć głowa, gardło, a i skostniałe dłonie dawały o sobie znak.
- Umm... Jak dojść do Twojego pokoju?- zapytał niepewnie Altin speszony gestem chłopaka.
- Dwa razy skręć w prawo, korytarzem prosto, po schodach, w lewo. Drzwi na końcu korytarza.- wyrecytował z pamięci.
Oczy mimo wczesnej pory zaczynały mu się kleić. Wziął głęboki oddech napawając się subtelnym zapachem wody kolońskiej.
Kazach stosując się do jego wskazówek bez problemu trafił pod odpowiednie wejście. Z zewnątrz jasne, nicznym niewyróżniające się drzwi po otwarciu ukazały ogromny pokój. Zwierzęce, kocie wzory przeważały we wnętrzu. Na ciemno-szarych ścianach powieszono plakaty z kotami, ale nie takimi puchatymi, a ryczącymi tygrysami czy gepardami w biegu. Wielkie, dwuosobowe łóżko zasypane pluszakami stało na podwyższeniu pod prawą ścianą. Baldachim spływał na nie z sufitu ażurową kaskadą. Naprzeciw mebla ustawiono biurko zawalone teczkami, kartkami i książkami. Po jego lewej stronie znajdowały się drzwi do garderoby, a obok, z prawej strony łoża te do łazienki. Na przeciw wejścia wielkie okno z widokiem na baseny za domem. Otabek ułożył drobnego rosjanina na materacu i przykrył go kołdrą.
*tak, mają tam taki pokój ;)
CZYTASZ
Archowum |ᴏʀɪɢɪɴᴀʟ sᴛᴏʀɪᴇs| ✓
Fanfiction"Porzuciłam go, zapomniałam... Nie miałam siły [...] Teraz wszystko w rękach Archowum." Zbiór niedokończonych, a jednak wartych pamiętania opowieści. 🅿︎🅸︎🆂︎🅰︎🅽︎🅴︎: 2017-2018?