Kitsune zamrugał zdezorientowany. Księżyc zakryła grafitowa, kłębiasta chmura. Zapach mokrej przyrody zmieszany z metalicznym odorem posoki uporczywie wdzierał się do nozdrzy. Spojrzał w bok. Odcięta kończyna leżała w kałuży krwi jak zapamiętał. Zakrył usta dłonią. Jego śniadanie z uporem maniaka walczyło o wydostanie się z żołądka. Wzrok miał zamglony od łez. Tego było po prostu za dużo. Bał się i nie wiedział co zrobić. Był bezradny, samotny, zdany na łaskę... porywaczy. Bo chyba powinien ich tak nazywać, prawda? Brunet dał jasno do zrozumienia, że nie działa sam. Więc z kim? Dla kogo? Odpowiedzi musiały poczekać.
- Nie becz. Nie zabijemy Cię przecież od razu.- obcy głos zwrócił uwagę chłopaka.
Wysoki, niebieskoskóry mężczyzna uśmiechał się pół-gębkiem. Miał ostre, szpiczaste zęby jak u rekina, a jego ciało pokrywała łuska. Na plecach nosił szeroki miecz owinięty ciasno w bandarz. Granatowe włosy sterczały na wszystkie strony. Płaszcz identyczny z tym bruneta pobrudziła świeża krew teraz już zakrzepnięta. Maleńkie, żółte źrenice wpatrywały się w Kitsune z wyraźną wyższością.
- Capisz rybą.- stwierdził pogardliwie szlachcic ocierając gromadzące się w błękitnych oczach łzy. Musiał być silny.
Umięśniona ręka poderwała go za szyję do góry. Stopy od podłoża dzieliło dobre dziesięć centymetrów. Twarz rybo-człowieka wykrzywiła się w gniewnym grymasie. Kitsune zabrakło tchu. Wierzgnął nogami próbując wyswobodzić się z żelaznego chwytu.
- Puść go, Kisame. Pain kazał dostarczyć dzieciaka żywcem.- powiedział spokojnie brunet wychodząc z powozu.
-Tsk.- prychnął Kisame- Masz szczęście, bachorze.
Kitsune grzmotnął twardo o ziemię. Syknął podkulając nogi. Zaboloało. Po co mu było rzucać jakieś głupie uwagi? Zbeształ się w myślach. Powinien bardziej uważać na słowa. Z ulgą odkrył, że nic sobie nie złamał, ani nie skręcił. Chociaż tyle dobrego. Usiadł i rozmasował stłuczone ramię.
- Kim jest Pain? To wasz szef?- spytał. Chyba słyszał kiedyś to imię... A może nie? Nie był pewny.
- Dowiesz się w swoim czasie. Zmywamy się.- zarządził brunet.
Podszedł do chłopaka, ukucnął, a następnie złapał za ręce. Kitsune próbował się wyrywać, ale mężczyzna miał równie mocny chwyt jak Kisame, jeśli nie mocniejszy. Przytrzymując chude nadgarstki jedną ręką sięgnął pod płaszcz i wyciągnął krótki sznur. Związał Kitsune ręce i nogi, a potem mimo protestów podniósł i przerzucił sobie szlachcica przez ramię.
Z początku czerwonowłosy próbował się opierać. Wiercił się, krzyczał, uderzał pięściami w plecy mężczyzny, lecz gdy to nie dawało rezultatu, a Kisame zagroził, że jeżeli się nie przymknie nakarmi nim rybki ucichł. Niebieskoskóry go przerażał. Był silny, nieprzewidywalny i łatwo się wściekał.
![](https://img.wattpad.com/cover/109508648-288-k614926.jpg)
CZYTASZ
Archowum |ᴏʀɪɢɪɴᴀʟ sᴛᴏʀɪᴇs| ✓
Fanfiction"Porzuciłam go, zapomniałam... Nie miałam siły [...] Teraz wszystko w rękach Archowum." Zbiór niedokończonych, a jednak wartych pamiętania opowieści. 🅿︎🅸︎🆂︎🅰︎🅽︎🅴︎: 2017-2018?