2

2 1 0
                                    

Katie
Wbiegłam zdyszana do sali tuż po dzwonku. Na szczęście nauczycielka jeszcze nie przyszła. Błyskawicznie zajęłam swoje miejsce i rozpakowałam potrzebne podręczniki.

- Hej.- szepnęłam na przywitanie do przyjaciółki.

Maggie miała długie, grube warkocze w kolorze ciemnej czekolady.

- Cześć.- również szeptem odpowiedziała.

Jej brązowe oczy wbijały niecierpliwy wzrok w zegarek.

- Powinien już przyjść.- mruknęła złośliwie.

Doskonale wiedziałam, że nie chodzi tu o nauczycielkę. Mimowolnie zerknęłam przez ramię na pustą ławkę z samego tyłu. Jeremy'ego nie było. Cóż... Nie pierwszy raz się spóźnia. Odwróciłam wzrok z powrotem na tablicę.

Maggie nie przepadała za chłopakiem, a raczej chciała sprawiać wrażenie, że go nie lubi. Przynajmniej tak tłumaczyłam sobie jej oschłe zachowanie względen szatyna. Nie odstawała tym niestety od reszty klasy co uważałam za smutne. Jeremy wydawał mi się miły... Chyba.

Potrząsnęłan nerwowo głową. To nie miejsce i czas na takie rozmyślania. Muszę skupić się na lekcji.

Nauczycielka, pani Hopkins, weszła pospiesznie do klasy. Była młodą kobietą o kręconych, brązowych włosach i miodowych oczach.
Usiadła za biurkiem otwierając dziennik. Przeleciała wzrokiem listę. Uczniowie wstrzymali oddech. W końcu historyczka zatrzymała palec.

- Johnson.- zamarłam- Mogłabyś przypomnieć mi gdzie ostatnio skończyliśmy.

- Rozdział 2, proszę pani.- odparłam z ulgą, że chodziło o taką błachostkę.

- Świetnie, świetnie...- pokiwała głową- Ktoś chętny? Nie? No to może... Ellen.

- Nie ma go.- powiedział głośno Maggie.

Nauczycielka tylko skinęła na znak, że usłyszała i dalej wodziła palcem po dzienniku. Po dłuższej chwili jednak zamknęła go z trzaskiem i kontynuowała lekcję bez przepytywania kogokolwiek. Kamień spadł mi z serca.

Jeremy
Spóźniłem się prawie dwadzieścia minut. Nie chciałem dać tej głupiej, wytapetowanej babie satynsfakcji z postawienia mi kolejnej lufy i posłania na dywanik, więc nawet nie zapukałem. Zamiast tkwić w dusznej budzie usiadłem na ławce przed szkołą i wyjąłem szkicownik oraz ołówek.

Zamknąłem na moment oczy szukając pomysłu. Przyłożyłem grafit do papieru i precyzyjnymi liniami naniosłem na niego szkic. Przedstawiał smukłą, uśmiechniętą kobietę w zwiewnej sukni. Nie wiedziałem co mnie naszło żeby rysować takie bzdety, ale nie potrafiłem się zmusić by zgnieść rysunek. Przywoływałby miłe wspomnienia gdybym je miał.

Odłożyłem zeszyt do plecaka i zacząłem myśleć co zrobię po szkole. Nie miałem zamiaru wracać do kamienicy puki nie będę miał pewności, że Bob, Kevin i Frank czy jak tam się nazywali kumple ojca, wytrzeźwieją. Nawet jeśli za to mnie potem spiorą. Wolałem dostać od trzeźwych i rozeźlonych niż nieobliczalnych, pianych gości.

Nie wiedziałem ile czasu zajęło mi gapienie się w niebo puki nie zadzwonił dzwonek. Niespiesznie wstałem i powlokłem się na kolejną lekcję. Zapowiadał się nawet znośny dzień.

Archowum |ᴏʀɪɢɪɴᴀʟ sᴛᴏʀɪᴇs| ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz