Katie
Poskoczyłam jak opażona. Całkiem zapomniałam o szatynie. Wciąż siedział na łóżku przypatrując mi się. Uspokoiłam oddech. Wyprostowałam się.- Spoko.- starałam się zabrzmieć przekonująco.
O czym rozmawiali rodzice? Co z tym miał wspólnego Jeremy?- wątpliwości nie opuściły mnie ani na moment.
- Kto namalował obrazy w jadalni?
- Mama.- odparłam bez zastanowienia- Piękne, prawda?
Kiwnął głową.
- Najbardziej lubię ten z lodami.- oznajmiłam przywołując w pamięci kolorowy bochomaz.
Zapanowała cisza przerywana jedynie tykaniem zegara. Złapałam się na odliczaniu sekund. Patrzyłam jak wskazówka powoli przesówa się o kolejną minutę. I kolejną, i kolejną.
Nie wytrzymam tego dłużej.- uznałam.Jeremy
- Zawsze jesteś taki milczący?- spytała z lekkim rozdrażnieniem w głosie Katie.
Wzruszyłem ramionami.
-Jestem, bo nie widzę potrzeby gadania z idiotami. Przez idiotów mam na myśli większość irytujących istot ludzkich.- odparłem w prost.
Blondynka zamrugała zdezorientowana. A czego się spodziewała? Ckliwej bajeczki o nieśmiałym chłopczyku z wielkimi marzeniami, które tylko ona może pomóc spełnić. Niedoczekanie. To nie amerykański film z pięknym happy end'em. Życie nikogo nie oszczędza. Bez wyjątku. Tylko niektórzy są tak głupi, że tego nie dostrzegają.
- Nie wszyscy są idiotami.- zaprotestowała.
- Większość.- sprostowałem.
Nie wiedziałem czemu się z nią sprzeczam. Normalnie siedziałbym cicho i w końcu by się odczepiła jak wszyscy inni. Może zaczynam fiksować?
- Ludzie nie są źli. Gdybyś czasem z kimś pogadał na pewno by...
- Nie patrzyli z pogardą? Nie uważali za dziwaka i odludka? Płonne nadzieje.- byłem rozbawiony jej naiwnością- Idiotka. Naprawdę myślisz, że to zadziała?
- Tak.- powiedziała z przekonaniem.
Zachichotałem. Była jeszcze głupsza niż myślałem.
- Więc, Katie, jeśli to prawda co mówisz wyjaśnij mi dlaczego trwają wojny? Czemu człowiek krzywdzi człowieka? No, czekam. Nie wiesz?- udałem zdziwienie- Odpowiem ci. Bo świat jest okrutny i niesprawiedliwy. Nie ma jednorożców, ani dobrych ludzi. Nie ma nic za darmo. Ale... Co ja gadam.- uśmiechnąłem się wrednie- Taka, lalunia jak ty nigdy tego nie pojmie. Ba! Nawet nie masz co próbować.
Jej oczy odrobinę się zaszkliły. Zacisnęła pięści by powstrzymać łzy. Patrzyłem na to z perfidnym uśmieszkiem jednak w głębi czułem, że trochę przesadziłem.
- A... Ty... Niby... Skąd... To... Wiesz...?- spytała powoli.
Parsknąłem. Skąd? Skąd? Śmiechu warte! Do niej chyba nic nie dociera.
- Domyśl się. Choć może lepiej nie. Przeciążysz sobie jeszcze ten ptasi móżdżek.- zakpiłem.
Wzięła zamach i wymierzyła mi policzek. Zapiekło. Grzywka opadła mi na oczy. Spojrzałem na nią bez wyrazu z pod czarnych kosmyków. Po policzkach Katie popłynęły łzy. Przycisnęła dłoń, którą mnie uderzyła do klatki piersiowej. Dygotała z emocji.
- Jeremy, ja... Przepraszam.- wyjąkała.
Uniosłem dłoń uciszając ją.
- Nie przepraszaj.- w jej szafirowych oczach zabłysła iskierka nadziei- Nie chcę przeprosin od takiej...- zabrakło mi słowa.
Oczy dziewczyny natychmiast przygasły. Nie dokańczając myśli wyszedłem z pokoju zamykając drzwi i przy okazji zabierając plecak. Zszedłem na dół po schodach. Założyłem buty i kurtkę. Ostatni raz zlustrowałem przedpokój. Był nawet ładny. Nacisnąłem klamkę. Chłodne, nocne powietrze owiało mi twarz. Zatrzaskując drzwi wyszedłem z domu Johnsonów. To nie miejsce dla kogoś takiego jak ja. Nigdy nie będzie.
Katie
Gdy tylko Jeremy wyszedł usiadłam na łóżku chowając twarz w dłoniach. Co ja najlepszego zrobiłam? Co we mnie wstąpiło? Zaniosłam się chisterycznym śmiechem. Miał rację. Byłam idiotką. Zakrztusiłam się łzami. Idiotka! Idiotka! Idiotka! Nie chamowałam słonych potoków. Miałam je gdzieś. Niech sobie płyną. Taka idiotka jak ja sobie na to zasłużyła. A jak nie, to jeszcze zdąży. Na przemian śmiałam się i płakałam. Kiedy zabrakło mi łez i tchu uspokoiłam się.Nie, nie jestem głupia. Jeremy nie ma racji. Ludzie nie są idealni, ale traktując ich z pogardą nigdy nie znajdzie sobie... dziewczyny. Trochę zapiekły mnie uszy na tę myśl.
Wstałam, podeszłam do drzwi. Powinnam z nim porozmawiać na spokojnie. Bez gniewu i uniesienia. Spróbuję załagodzić sytuację, ale nie zmienię zdania. Co to, to nie. Jeszcze mu pokaże jak bardzo się myli! Ale nie wszystko na raz. Najpierw muszę go znaleźć.
Pszeszukałam piętro i nic. Trochę zdenerwowana zbiegłam na dół.
- Mamo, gdzie Jeremy?- spytałam widząc ją w salonie.
- Myślałam, że jest z tobą.- odparła zdziwiona.
A co jeśli...? To głupota. On nie mógłby... A może jednak?
- To ja go jeszcze poszukam.- wybiegłam z pokoju.
Zapukałam w drzwi łazienki. Uchyliłam je i ujrzałam puste, ciemne pomieszczenie. Bezowocne okazały się również poszukiwania w sypialni rodziców i jadalni. Szatyna nigdzie nie było.
Pełna najgorszych hipotez wróciłam na górę. Weszłam do pokoju Emily bez pukania. Tylko tam jeszcze nie sprawdzałam. Rudzielec siedział przy biurku rysując. Podeszłam do niej z zamiarem zadania dręczącego mnie pytania. Nie zdąrzyłam otworzyć ust.
- Twój chłopak już sobie poszedł.- powiedziała nie odrywając się od wykonywanej czynności.
Zamarłam.
- Wiesz gdzie?- starałam się przybrać obojętny ton.
- Nie.- odpowiedziała.
- Dzięki.- wyszłam z pokoju siostry.
CZYTASZ
Archowum |ᴏʀɪɢɪɴᴀʟ sᴛᴏʀɪᴇs| ✓
Fanfiction"Porzuciłam go, zapomniałam... Nie miałam siły [...] Teraz wszystko w rękach Archowum." Zbiór niedokończonych, a jednak wartych pamiętania opowieści. 🅿︎🅸︎🆂︎🅰︎🅽︎🅴︎: 2017-2018?