Katie
Odłożyła komórkę na blat stołu. Opadła ciężko na krzesło i ukryła twarz w dłoniach.- Mamo...- wstałam i podeszłam do niej. Ostatnio zachowywała się tak gdy babcia umarła. Miałam bardzo złe przeczucia.
- Co się stało?- starałam się zabrzmieć spokojnie.
Spojrzała na mnie, potem na Emily. To nie był jej wzrok. Przepełniał go smutek. W kącikach jej oczu dostrzegłam łzy. Nie podobało mi się to.
- Co się stało?- ponowiłam pytanie tym razem lekko drżącym głosem.
- Dzwonili z komisariatu. Tata nie...- zakryła twarz dłońmi.
Pierwszy raz w życiu widziałam jak płacze. Stałam skamieniała nie mogąc kiwnąć palcem. Nic do mnie nie docierało. To wszystko tylko koszmar, tak? Zaraz się obudzę i wszystko będzie jak dawniej. To nie mogło się wydarzyć... Prawda?
Bezradnie otwierałam i zamykałam usta. Przez ściśnięte gardło nie zdołałabym nic wykrztusić. Czułam się jak ryba bez wody. Mały rudzielec podbiegł do mamy i wtulił w nią. A ja tylko stałam i patrzyłam tak jakby niewidzialna siła zatrzymała czas. Ciało mnie nie słuchało, mięśnie napinały się spazmatycznie. Jak w transie podeszłam do schodów i potykając się weszłam na górę. Zamknęłam za sobą drzwi do pokoju. Oparłam się o drewno, powoli osunęłam na podłogę i odchyliłam głowę do tyłu. Oddychałam płytko.
Jeremy
Szok. Jedyne słowo opisujące co czułem w tamtej chwili. Szok i niedowierzanie. To czyste szaleństwo! Niemożliwa mara, koszmar, denny dramat jak z opery mydlanej.Nie potrafiłem patrzeć na płacz tej kobiety. Usta wypełniał mi goszko-słony smak. Gdybym wtedy spojrzał w lustro roztrzaskałbym je bez wachania. Nie mógłbym patrzeć na własne odbicie, bo... Mogłem temu zapobiec. Wystarczyłoby trochę odwagi, ale nie. Byłem tchórzem nauczonym od zawsze tylko uciekania i choć ze wszystkich sił starałem się temu zaprzeczyć nie mogłem.
Głupi dzieciak, przerażony bachor, ostatni smarkacz- to właśnie ja. Spóściłem głowę wbijając wzrok w podłogę. Podniosłem się wolno z krzesła i wyszedłem z pokoju.
...
Minęło kilka dni pełnych chłodu i milczenia. Nikt się nie uśmiechał. Ani Katie, ani Emily, ani ja nie poszliśmy do szkoły. Przez większość czasu pilnowała nas opiekunka. Pani Johnson załatwiała formalności związane z pogrzebem. Zaczęła ubierać się na czarno. Kiedy robiłem podobnie nie było to aż tak dołujące, jednak nagła zmiana kolorowych rzeczy na ciemne przyprawiała o depresję.
Unikałem kontaktu z blondynką jak tylko się dało. Jej zwyczajny, denerwujący entuzjazm zastąpiła maska obojętności. Nawet ruda wredota przestała być wkurzająca.
Westchnąłem przeciągle i przewróciłem się na drugi bok. Jasny blask księżyca wdzierał się przez okno oświetlając łóżko, na którym leżałem. Elektroniczny zegarek wskazywał po drugiej w nocy.
Pokój gościnny był... Nijaki. Nie było w nim myśli przewodniej. Niby wszystko tak jak powinno, szafa, lampa pod sufitem, dwuosobowe łóżko i szafka nocna. Ale nie było. Brakowało... Duszy. Czegoś co mówi "to mój pokój". Brakowało charakteru.
Znowu zmieniłem pozycję poprawiając przy okazji poduszkę. Granatowa pościel w gwiazdki pachniała proszkiem do prania. Dwa jaśki i kołdra sprawiały, że czułem się jak król. Zero szczurów, zero pijanych facetów na parterze, zero odrapanych ścian. Mógłbym się przyzwyczaić. Niestety nauczony doświadczeniem wiedziałem, że prędzej czy później wszystko się skiepści. W końcu jak jest zbyt idealnie los rzuca kłody pod nogi i wszystko się chrzami.
Drzwi uchyliły się. Zamknąłem oczy i rozluźniłem mięśnie udając, że śpię. Ktoś niepewnie podszedł bliżej. Materac ugiął się pod ciężarem człowieka. Delikatna dłoń pogładziła moje włosy. Wzdrygnąłem się. Nie lubię dotyku. Ręka cofnęła się, ten ktoś wstał. Nadal nie uchyliłem powiek.
- Śpisz?- szepnął.
Nie odpowiedziałem. Głos zachrypły od płaczu należał do Katie. Płakała? Kiedy? Wyrzuty sumienia zaatakowały ze zdwojoną siłą. Pierwszy raz w życiu miałem ochotę kogoś przytulić z własnej inicjatywy. Usiadłem niespiesznie. Popatrzyłem na twarz dziewczyny. Mokre ślady zdobiły zaczerwienione policzki. Włosy były w nieładzie ułożeniem przypominając rozkopaną na wszystkie strony słomę. Straciły blask.
Okropnie. Wyglądała okropnie. Niczym zagubiony, pobity szczeniaczek szukający pomocy skamląc żałośnie u stóp niewzruszonych ludzi. Los był okrutny. Ludzie byli okrutni. Przeznaczenie nie miało litości. Ludzie nie mieli litości. Ale czy wszyscy? Zaczynałem wątpić.
Zielone, zaszklone i podpuchnięte oczy ukryły się za zasłonką jasnych rzęs. Drżała. Podkulała ramiona.
- Przepraszam... Nie chciałam Cię budzić...
Wycofała się w stronę drzwi. Bez namysłu podbiegłem chwytając jej nadgarstek.
- Czekaj! Katie, ja...- mętlik w głowie wcale nie ułatwiał dobrania słów- ... Przepraszam.- wypaliłem.
Posłała mi pełne zaskoczenia spojrzenie.
- Za co?- zapytała niepewnie.
Za to, że jestem tchórzem, że twój ojciec nie żyje i to przeze mnie... Jak by zareagowała na takie słowa? Znienawidziłaby mnie?
Póściłem jej nadgarstek. Spojrzałem w oczy. Smutne, przepełnione żalem, poczuciem straty, zaskoczone i... Błyszczące od łez, które wylała z mojej winy.
Nie odpowiedziałem. Chłodny, sarkastyczny, wredny dzieciak gdzieś zniknął. Stałem przed nią bez swojej największej broni- ostrych słów. To uczucie było nowe, nieznane. Trochę nieprzyjemne. Mruknąłem coś pod nosem. Katie uniosła brwi.
- Nie powinnaś spać?- powiedziałem bezuczuciowo.
- Może.- przyznała- Tak samo jak ty.- wzruszyła ramionami.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Piszę one-shots na zamówienie. Serdecznie zapraszam!
CZYTASZ
Archowum |ᴏʀɪɢɪɴᴀʟ sᴛᴏʀɪᴇs| ✓
Fanfic"Porzuciłam go, zapomniałam... Nie miałam siły [...] Teraz wszystko w rękach Archowum." Zbiór niedokończonych, a jednak wartych pamiętania opowieści. 🅿︎🅸︎🆂︎🅰︎🅽︎🅴︎: 2017-2018?