7

2 2 0
                                    

Katie
Zaczęłam od pokazania parteru. Z jadalni przeszłam na korytarz. Wskazywałam na poszczególne pomieszczenia jak w transie, nie wchodząc do nich. Potem po schodach na piętro powtarzając ten sam schemat, aż doszłam do swojego pokoju. Uchyliłam drzwi wchodząc jako pierwsza.

Sypialnia nie była zbyt ogromna. Fioletowe i jasno-szare ściany, okno naprzeciwko drzwi. Drewniane łóżko stało przy kaloryferze po lewej stronie pomieszczenia. Od drzwi oddzielała je obszerna biblioteczka. Po prawej stronie pokoju, w kolejności od okna, postawiono wąski regalik na najróżniejsze drobiazgi, biurko z zagraconym blatem i szafa z lustrem zamiast drzwi. Naprzeciw okna, w płytkiej wnęce znajdowała się szafka na ubrania, które nie mieściły się w szafie. Jej trzy półki był podzielone w połowie tworząc coś na kształt szachownicy. Miała drzwiczki i szufladki; w każdej z siedniu przegródek co innego.

Po podłodze walały się reklamówki i ubrania. Zaczęłam je pospiesznie zbierać w duchu ganiąc się za bałaganiarstwo. Jeremy omiótł pokój spojrzeniem niewyrażającym niczego specjalnego. Ani pozytywnego, ani przeciwnie.

- Szybko sprzątasz.- powiedział cicho patrząc jak chowam reklamówki do torby, a ubrania wynoszę do kosza na pranie stojącego w korytarzu.

Jeremy był miły... Chyba.

Jeremy
Pokój Katie był ogromny. Podobnie cały dom. Jak pałac w porównaniu z moim, ekhem, "domem". Nawet bałagan mi nie przeszkadzał i tak było tam czyściej niż u mnie. Zakłopotanie zielonookiej wprawiło mnie w lekkie rozbawienie. Chciałbym mieć takie kłopoty jak ona. Życie byłoby sto razy mniej skąplikowane. Zastanawiałbym się czy założyć czarny t-shirt, czy szary, a nie czy coś zjem, czy nie.

Usiadłem na fioletowej pościeli kładąc plecak na podłodze. Katie odsunęła sobie krzesło i również usiadła. Kilka razy otwierała usta i natychmiast je zamykała. Nastała niezręczna cisza przerywana jedynie rytmicznym tykaniem zegara.

- To...- zaczęła- Czemu u nas śpisz?- drgnąłem.

Spodziewałem się takiego pytania, ale nie byłem przygotowany na odpowiedź. Co miałbym jej powiedzieć? "Mój ojczulek siedzi." Wywołało by to tylko bezsensowne psełdo-współczucie. Skrajna głupota.

Przyjrzałem się jej zaciekawionej twarzy. Zadarty nosek współgrał z szmaragdowymi oczami. Kolejna fałszywa "ładna buźka". Byłem pewny.

- Digory mi kazał.- mruknąłem od niechcenia.

- Ach, pan Ronald.- uśmiechnęła się- Jest trochę zakręcony, ale bardzo miły.

Acha, akurat. Świrnięty staruch.- chciałem dodać do tej entuzjastycznej wypowiedzi.

Blondynka zamilkła, ale tylko na moment.

- Ile...? No wiesz.- rozłożyła ręce.

Wzruszyłem ramionami. A skąd mam to niby wiedzieć? Jestem wróżka czy jak?

- No to... ten... Chcesz coś do picia?- zapytała.

- Nie, dzięki.- odparłem.

Katie kiwnęła głową. Wyglądała na trochę zawiedzioną. Nie obchodziło mnie to. Niech sobie będzie nawet obrażona. Mam to w nosie.

Katie
Nie potrafiłam nawiązać z chłopakiem dłuższej rozmowy. Zbywał mnie krótkimi odpowiedziami lub gestami. Skoro pan Digory poprosił tatę o opiekę nad Jeremy'm sprawa musiała być poważna. Pewnie biedaczek jest w szoku. Może jego rodzice mieli wypadek i są w szpitalu? Na jego miejscu pewnie bym panikowała i płakała jak nie wiem.

Spojrzałam na zegarek. Dopiero 8:30. Nagle wpadłam na pewien pomysł.

- Jeremy, odrobimy razem lekcje?- spytałam.

- Odrobiłem.- uciął.

- Ale kie...?- ugryzłam się w język. To nie najlepszy czas na takie pytania- Poproszę tatę by nadmuchał materac.- oznajmiłam wstając.

Wyszłam szybko z pokoju zamykając drzwi. Odetchnęłam. Jeszcze nigdy tak trudno nie było mi z kimś rozmawiać. On był inny niż wszyscy. Nie wiem tylko czy to dobrze czy źle. Może ani to, ani to?

Zbiegłam po schodach. Tata stał w kuchni rozmawiając z mamą. Miał zatroskaną minę. Wydawał się poruszony. Schowałam się za drzwiami. Nie powinnam podsłuchiwać, lecz ciekawość wzięła górę. Musiałam wiedzieć o czym mówią. To nie było normalne. Ich zachowanie na to nie wskazywało.

- Biedy chłopiec...- zakryła usta dłonią mama-... Jesteś pewny?- zapytała zduszonym głosem.

- Nie ma wątpliwości.- odparł tata smutno.

- Ale... To jeszcze dziecko. Jak można...?- zawachała się przez chwilę- ... Jak można pozwolić by mieszkał z kimś takim...?

- Nie wiem nawet czy sam sobie zdaje z sprawę z sytuacji. Mógł uznać to za normalne albo... Sam nie wiem. Jest trochę skryty, ale zachowuje się normalnie.- tata spojrzał mamie w oczy- Ronald dzwonił do mnie i prosił o pomoc w sprawie. Muszę wyjechać za kilka minut. Dasz sobie radę?

- Jasne.- uśmiechnęła się pocieszająco- Jedź. Ja tu wszystko ogarnę.

Pobiegłam na górę, wpadłam do pokoju trzaskając drzwiami. Wypuściłam do tej pory wstrzymane powietrze. Tego było zbyt wiele. Zbyt wiele jak na jeden dzień. Zaczęły mnie dręczyć pytania.
O co chodzi? Jakie dowody? Czemu nic nie powiedział?

Potrząsnęłam gwałtownie głową.

Jest jakieś logiczne wytłumaczenie. Coś prostego i oczywistego tylko teraz tego nie dostrzegam. Tak, na pewno!

- Wszystko w pożądku?- spytał znudzony głos.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i jak?

Archowum |ᴏʀɪɢɪɴᴀʟ sᴛᴏʀɪᴇs| ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz