10

5 1 0
                                    

Katie
-Maggie... Co ty tu...?- zapytałam zdezorientowana.

- Mogłabym zapytać o to samo.- pomogła mi wstać- Szłam do babci pożyczyć blachę do ciasta.- No tak, pomyślałam, jej babcia mieszka niedaleko.- Katie... Co ty masz na sobie?- parsknęła śmiechem.

Zlustrowałam swoje ubranie krytycznym spojrzeniem i zrozumiałam co ją tak bawi. Miałam na nogach kapcie, a na ramionach za małą kurtkę. Przez pomyłkę wzięłam tę Emily. Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. Gorzej być nie mogło. Zachłysnęłam się powietrzem.

- Widziałaś Jeremy'ego?- złapałam brunetkę za ręce.

- Nie. A dlaczego miałabym widzieć?- zdziwiła się.

- Później wyjaśnię.- wyminęłam ją.

Poczułam szarpnięcie i zatrzymałam się. Trzymała mnie za ramię patrząc w oczy.

- Katie, dobrze się czujesz? Jest po dziewiątej. Dlaczego szukasz Ellen'a biegając po ulicy w kapciach?- w głosie dziewczyny brzmiała troska.

- Nie mam czasu tłumaczyć.- chciałam kontynuować poszukiwania.

Widząc jej minę wiedziałam, że nie odpuści. Zbyt dobrze mnie znała.

- Dobra, słuchaj.- uniosła brwi- Muszę go znaleźć i tyle. Obiecuję, że wszystko wyjaśnię. Tylko nie teraz, okej?- postąpiłam krok do przodu.

- Idę z tobą.- oświadczyła- Zadzwonię do brata. Na pewno pomoże.- wyciągnęła smartfon.

Pokiwałam głową. Brat mojej przyjaciółki, Sam, dwudziestoparoletni maniak sportu, niejeden raz pomógł nam w trudnych sytuacjach.

Podczas gdy Maggie rozmawiała rozglądałam się po okolicy. Dzięki latarniom było względnie jasno. W wielu domach paliły się światła. Nie dziwiłam się dlaczego rodzice brunetki puścili ją samą. Nie mieszkała daleko, była zaradna i trenowała karate. Westchnęłam. Chciałabym czasem być nią. Zawsze wiedziała czego chce.

- Przyjedzie za kilka minut. Umówiłam się, że zaczniemy same od Słonecznej, a on skrzyknie paru kumpli.- wyjaśniła.

Kiwnęłam głową z wdzięcznością. Cieszyłam się, że mogę na niej polegać. Posiadanie takiej przyjaciółki to skarb.

Jeremy
Przykucnąłem pod płotem, który tak wiele razy przeskakiwałem. Wyblakła tabliczka przekrzywiła się od mojej wczorajszaj "wizyty". Dyszałem po długim sprincie. Biegłem bez przerwy całą drogę. Zostało niewiele czasu. Rozejrzałem się po okolicy. Jedna latarnia dawała światło pozostawiając resztę w pół-mroku. Zaczynało siąpić. "Raz kozie śmierć."

Przeskoczyłem nad ogrodzeniem. Przemknąłem pod odrapaną ścianę. Żółta, policyjna taśma zagradzała wejście do wnętrza budynku. Usłyszałem czyjś niewyraźny głos z wnętrza kamienicy. Poczułem jak całe moje ciało spina się gotowe do ucieczki. "Co mi odbiło? Dostaję paranoi." Kilka głębszych wdechów. Opierając się o zimną cegłę przestąpiłem próg. Drzwi skrzypnęły, a głos ucichł. Zamarłem w bezruchu.

Raz... Dwa... Trzy... I nic. Cisza. Postawiłem następny krok. Przyspieszone bicie serca odbijało się jak echem po klatce schodowej. Trzymając jedną ręką ściany wspiąłem się na pierwsze piętro. Ciężko było cokolwiek dojrzeć w ciemności. Poczułem wilgoć na dłoni. Oderwałem ją od poodrywanej w większości farby i przybliżyłem do oczu. Potarłem palcami o siebie. Niezidentyfikowana substancja była lepka i gęsta. Powąchałem ją. Zakręciło mi się w głowie. Musiałem oprzeć się o wygiętą, metalową barierkę by nie upaść. Nie raz widziałem krew, choćby po zdarciu kolana czy drobnym rozcięciu. Zawsze przyprawiała mnie o mdłości. Robiło mi się słabo na samą wzmiankę o niej. Jednak teraz objawy hemofobii* były silniejsze niż kiedykolwiek.

W ciemności, z krwią na skórze moja wyobraźnia zaczęła podsuwać najstraszniejsze obrazy. "A co jak czas już minął? Jak to nie był żart i naprawdę zabito tu...?" Ogarnęła mnie panika. Chciałem uciekać. Byle jak najdalej. Rzuciłem się do szaleńczego sprintu w dół. Przestało mnie obchodzić czy ten ktoś mnie usłyszy. Skakałem po dwa schodki byle dalej od szkarłatnej substancji. Nie myślałem jasno.

Z krzykiem wypadłem przed kamienicę. Gnałem na oślep. Czułem się jak małe dziecko. Jak bezbronny smarkacz bojący się potworów z pod łóżka. Mój strach był irracjonalny, a jednak nie potrafiłem go przezwyciężyć. Za każdym razem to samo.

Katie
Słoneczna była długą, lecz niezbyt szeroką drogą osiedlową. Nie wyróżniała się niczym szczególnym. Chodniki po obu stronach ulicy, bloki mieszkalne i przedszkole tworzyły całkowicie zwyczajny obraz. A jednak każdy najlżejszy szelest sprawiał, że błyskawicznie odwracałam się w stronę źródła dźwięku mając nadzieję, że tym razem to jednak szatyn, a nie kot czy spłoszony ptak.

Panicznie biegałam tam i z powrotem sprawdzając po raz dziesiąty cały odcinek kilkunastometrowej drogi. Maggie stała wpatrując się raz we mnie raz w drogę sprawdzając czy Sam nie jedzie.

- Katie, uspokój się!- krzyknęła nie mogąc już wytrzymać- Jeśli Jeremy'ego tu nie ma to nagle się nie pojawi.- patrzyła na moją zaczerwienioną z wysiłku i nerwów twarz z nieukrywanym niepokojem.

- Nie mogę! Ty nic nie rozumiesz!- zatrzymałam się sapiąc.

- Tak, nie rozumiem.- przyznała.

Nasze spojrzenia się spotkały, a ja wiedziałam, że dłużej nie dam rady. Podeszłam do przyjaciółki. Martwiła się o mnie. Bez ostrzeżenia wtuliłam się w nią wybuchając płaczem. Tego dnia wydarzyło się zbyt wiele. Zaskoczona brunetka oddała po chwili uścisk. Nie zadawała pytań. Doskonale wiedziała, że i tak wszystkiego się dowie w swoim czasie. Jej ciepła dłoń pogłaskała mnie po głowie. Pociągnęłam nosem odsówając się. Chwyciła mnie mocno za dłonie.

- Twoja mama wie, że poszłaś go szukać?- spytała.

Pokręciłam delikatnie głową spuszczając wzrok. Maggie westchnęła.

- Wracasz do domu.- oznajmiła głosem nieznoszącym sprzeciwu

- Ale...- zaprotestowałam.

- Posłuchaj uważnie.- ścisnęła moje dłonie- Jestem twoją przyjaciółką i zawsze będę stać za tobą murem, ale nie mogę pozwolić byś zrobiła sobie krzywdę. Rozumiesz? Nie mam pojęcia co się stało i na razie nie chcę wiedzieć. Jednego za to jestem pewna. Nie pozwolę ci nigdzie iść w takim stanie.

Opuściłam głowę uporczywie wpatrując się w niespodziewanie bardzo interesujące kapcie. Puchate, błękitne futerko było ubrudzone w kilku miejscach. Stopy bolały mnie z zimna, podobnie dłonie teraz trzymane przez brunetkę. Co powinnam zrobić?

*lęk przed widokiem krwi.

Archowum |ᴏʀɪɢɪɴᴀʟ sᴛᴏʀɪᴇs| ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz