Katie
Razem z Maggie usiadłyśmy na korytarzu. Niezbyt wygodne, białe, plastikowe krzesła ustawiono w równy szereg. Gdy tylko dojechaliśmy do szpitala lekarze zabrali gdzieś Jeremy'ego, a mnie pielęgniarka po chwili przebadała czy się nie przeziębiłam. Widząc opłakany stan mojego ubioru nie mogła powstrzymać się od pytań, ale nie chcąc zapewne być nietaktowna ograniczyła się do podstawowych np. Jak się czuję? Czy coś mnie boli?. Dostałam dżinsy i bluzę. Oba ubrania za duże, ale nie przeszkadzało mi to zbyt. Zawsze lepiej podwinąć rękawy niż marznąć w piżamie.Brunetka szturchnęła mnie w ramię. Posłałam jej niemrawe spojrzenie.
- Co?- wymamrotałam ledwo słyszalnie.
Wskazała gestem okno. Widać z niego było parking, na którym zaparkowała przed chwilą czarna toyota. Z wnętrza wysiadły dwie osoby. Nie mogłam ze swojego obecnego miejsca dostrzec twarzy, ale pewnym było kto zmierza do szpitalnych drzwi.
Zawładnęły mną wątpliwości. "Co powiem mamie? Będzie zła? Zrozumie?"
Jeremy
Tak jak zapewniła pielęgniarka lekarz pojawił się kilka minut po jej wyjściu. Bardzo wysoki i chudy mężczyzna przysunął fotel koło łóżka i usiadł na nim. Jego szare oczy wwiercały się we mnie.- Witaj.- powiedział z wyraźnym akcentem- Opowiesz mi, proszę, co się stało?
Zawachałem się. Jeśli bym powiedział o tych dziwnych wiadomościach, o krwi na ścianie w moim "domu"... No właśnie. Co? Wyśmiałby mnie? Uznał za wariata? Mordercę? Psychola? Wolałem nie ryzykować.
- Nie wiem...- udałem przygnębienie.
- Rozumiem.- pokiwał głową doktor- Dziewczynki, które wezwały pogotowie opowiedziały mi już wszystko co wiedziały jednak wolałbym to usłyszeć z twoich ust. Na pewno nic nie pamiętasz?- spokojny, przyjazny głos stawał się powoli irytujący.
Zaprzeczyłem.
- Jesteś pewny? Całkowicie nic?- dociekał.
"Nie ku*wa, pamiętam wszystko! Jakbym chciał powiedzieć to bym gadał jełopie!"- zacisnąłem zęby by nie wywrzeszczeć mu tego w twarz.
Gdy nic nie odpowiedziałem mężczyzna westchnął z rezygnacją.
- Lucy zabierze Cię teraz do domu. Nia ma sensu trzymać Cię w szpitalu. W razie gdyby wystąpiły jakiekolwiek niepokojące objawy zgłoś jej to natychmiast, dobrze?- zapytał.
- Kim jest Lucy?- byłem ciekaw kim jest ta znajoma lekarza skoro ma mnie gdzieś zabrać.
- Ach, no tak. Pewnie nie wiesz. To imię pani Johnson, mamy Katie. Za niedługo was odbierze.- stwierdził wstając.
"Jak to nas?"
Katie
Widok zmarszczonych brwi i zwężonych gniewnie ust sprawił, że poczułam się okropnie. Uciekłam bez słowa. Pani Rundolph pewnie zadzwoniła do mamy, a ta zamartwiała się o mnie. Miałam wyrzuty sumienia.- Mamo... Przepraszam.- obserwowałam swoje jakże ciekawe stopy.
- Młoda damo...- zaczęła ostro- ... Jeśli jeszcze raz wykręcisz taki numer obiecuję, że nie opuścisz domu przed dwudziestką.- zagroziła- Wiesz jak się zamartwiałam? Gdy Phill zadzwonił, że jesteś w szpitalu omal zawału nie dostałam!
Skinęłam smętnie głową. Czułam się jeszcze gorzej. Niepotrzebnie ją zmartwiłam. Gdybym czasem pomyślała nad konsekwencjami...
Poczułam ciepłe dłonie przyciskające mnie do piersi.
- Nigdy więcej mnie tak nie strasz, zrozumiano?- wtuliłam się w mamę przymykając oczy.
- Obiecuję.- powiedziałam wzmacniając uścisk.
Jeremy
"Jak to nas? Czekaj, czekaj... Czyli Katie też jest w szpitalu? Co jej się stało? Ten morderca ją też..."- pokręciłem gwałtownie głową chcąc odpędzić czarne myśli- "To niemożliwe. Johnson ma odebrać nas, a to oznacza mnie i ją. Doktorek mówił, że jakieś dziewczynki zadzwoniły po karetkę, czyli jedną z nich pewnie była blondi. Tak, to jedyne rozsądne wyjaśnienie."Zwiesiłem nogi z krawędzi materaca. Dotknąłem stopami chłodnej podłogi i wykonałem niepewny krok. Niby leżałem niedługo, ale po ataku hemofobii zazwyczaj miałem zawroty głowy dobre kilka godzin. Podparłem się szybko na ramie łóżka. Bezpieczniej było się od niego na razie nie oddalać. Na kolejną ucieczkę nie miałem po pierwsze szans, a po drugie ochoty. Ledwo trzymając się na nogach nie pobiegłbym daleko. Wizja obserwującego mnie psychopatycznego mordercy też nie zachęcała do tego czynu.
Usiadłem z powrotem. Zegar wybił dwudziestądrugą. Popatrzyłem na swoje dłonie. Niezbyt duże, blade, z czarnym nalotem pod paznokciami i paroma drobnymi, niewidocznymi na pierwszy rzut oka bliznami. Zmyto z nich krew. Jednak strach przed ponownym dotknięciem szkarłatnej cieczy paraliżował mnie gdy tylko przypominałem sobie uczucie lepkości. Kiedy to zaczęło mnie tak przerażać?
Chyba jeszcze gdy byłem całkiem mały. Czerwień oznacza dla mnie ból. To kolor uderzeń, otarć, zadrapań i alkoholu. Wino jest czerwone, a to alkohol. Tyle wystarczyło bym raz na zawsze go znienawidził.
- Jeremy.- popatrzyłem na źródło głosu.
W drzwiach stała ruda kobieta. W jej oczach widać było ulgę. Podszedłem do niej z obojętną miną. Przepuściła mnie i zaprowadziła szerokim korytarzem do holu. Było to jasne pomieszczenie pełne krzeseł. Jedne z drzwi prowadziły do szatni, a drugie na zewnątrz. Jakaś pielęgniarka podała mi kurtkę i plecak. Założyłem nakrycie.
Johnson nie wyglądała na złą. Prędzej uznałbym, że smutną i zmęczoną. Zdziwiła mnie kierując się do drzwi.
- A Katie?- zapytałem.
- Czeka w samochodzie.- jej głos tylko potwierdził moje przypuszczenia- ten dzień dał jej porządnie w kość.
CZYTASZ
Archowum |ᴏʀɪɢɪɴᴀʟ sᴛᴏʀɪᴇs| ✓
Фанфик"Porzuciłam go, zapomniałam... Nie miałam siły [...] Teraz wszystko w rękach Archowum." Zbiór niedokończonych, a jednak wartych pamiętania opowieści. 🅿︎🅸︎🆂︎🅰︎🅽︎🅴︎: 2017-2018?