11

3 1 0
                                    

Jeremy
Przeskoczyłem płot, wbiegłem w jakieś zarośla, przeciąłem ulicę, skręciłem w prawo, potem w lewo... Gnałem ile sił w nogach. Adrenalina zrobiła swoje. Bałem się spojrzeć za siebie. Płuca zaczynały mnie boleć. Serce tłukło się w piersi jak oszalałe. Nie widziałem co działo się w około. Jakiś samochód zatrąbił gdy wpadłem mu prawie pod koła. Nie zwróciłem na to uwagi. Biegłem dalej. Pojawiło się więcej latarnii, w oknach świeciły światła. Podparłem się o drzewo kryjąc twarz w dłoniach.

To był błąd. Zobaczyłem krew na opuszkach palców. Zrobiło mi się niedobrze. Pochyliłem się po przodu i zwymiotowałem. Otarłem usta rękawem. Osunąłem się na ziemię opierają plecy o chropowaty pień. Dlaczego muszę mieć tę głupią fobię?

Uderzyłem pięścią w ziemię. Syknąłem czując ból i podniosłem rękę do góry. Wąska, czerwona stróżka kapała z rozciętej o kamień skóry. Zacząłem się trząść. Ktoś coś krzyknął. Nawet nie wiedziałem co. Miałem tylko nadzieję, że nie znalazł mnie jakiś psychol.

Katie
Szłyśmy w ciszy. Brązowooka prowadziła trzymając mnie za rękę. Wstydziłam się swojej reakcji. Rozkleiłam się. Zupełnie, zawaliłam sprawę. To przeze mnie Jeremy uciekł, a potem wciągnęłam w to jeszcze Maggie i rozbeczałam się. Dziewczyna nie skomentowała w żadem sposób moich poszukiwań. Ba, nawet zaproponowała pomoc, a ja się jej tak odwdzięczyłam. Zrzucając wszystko na jej barki.

Zwiesiłam smętnie głowę. Drżałam z zimna, bo choć nie było mrozu zdecydowanie trwała jesień. Za mała kurtka siostry odkrywała połowę przedramienia i nie pozwoliła się zapiąć. Przeklinałam się za włożenie lekkiej piżamy. Miałam gęsią skórkę. Śmieszne, nawet nie pamiętałam kiedy ją zakładałam. Wydawało mi się, że minęły wieki odkąd byłam w domu.

- Katie...- szepnęła moja przyjaciółka.

Podniosłam głowę i omal na nią nie wpadłam.

- Co?- wymamrotałam wciąż płaczliwym tonem.

Wskazała coś, a raczej kogoś palcem. Zachłysnęłam się powietrzem.

Pod drzewem, oparty o nie, siedział poszukiwany tak usilnie szarooki.

- Jeremy!- zawołałam podbiegając.

W tym momencie jego głowa opadła bezwładnie na klatkę piersiową. Przyklękłam przy nim omijając kałużę wymiocin. Chłopak był bledszy niż zwykle, jego czoło pokrywał pot, na policzkach widniały rumieńce wysiłku, takie same jak niedawno ja miałam, i do tego był chyba nieprzytomny. Spojrzałam na Maggie, ale ta już wyciągnęła z kieszeni telefon. Wystukała 112 i najzwięźlej jak potrafiła przedstawiła sytuację. Jej głos lekko zadrżał gdy opisywała stan poszkodowanego. Po chwili rozłączyła się. Posłała mi uspokajające spojrzenie. Widziałam jednak, że stara się nie panikować głównie ze względu na mnie. Znów przyłożyła telefon do ucha.

- Sam? Tu Maggie. Znalazłyśmy zgubę. Jest nieprzytomny, ale chyba nic więcej. Tak, tak zadzwoniłam po karetkę. Powiesz rodzicom żeby się nie martwili? Acha, okej. To pa.- odetchnęła z ulgą.

Uklękła zaraz koło mnie. Sprawdziła puls i oddech. Pokiwała po chwili głową.

- I co?- spytałam niecierpliwie.

- Puls jest szybki, oddech chyba też. Nie znam się na tym.- oznajmiła.

Nie byłam pewna czy odczuwam strach, radość, zdenerwowanie czy wszystko naraz.

Jeremy

Obudziłem się w białym sterylnym pokoju. Wszędzie unosił się zapach środków dezynfekujących. Nienawidziłem szpitali. Były zbyt... białe i sterylne.

Nie bywałem często u lekarza. Po prawdzie chyba nigdy. Kiedy chorowałem siedziałem pod kołdrą i po cichu modliłem żeby ojciec nic ode mnie nie chciał.

Odetchnąłem głęboko uspokajając się. Mój mózg usilnie starał się przetworzyć wszystkie wydarzenia. Zalała mnie fala nieprzyjemnych wspomnień. Potrząsnąłem głową jakby to mogło je odgonić.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu starając się skupić na jego wątpliwie urodziwym wyglądzie.

Białe, bo jakżeby inaczej, metalowe łóżko stało w prawym rogu pomieszczenia naprzeciw okna. W lewym rogu znajdowały się szafki z lekami i fotel dla gości. Drzwi umiejscowiono obok mebla. Koło posłania umieszczono drewnianą, niską szafeczkę, a na niej szklankę wody.

Sięgnąłem po naczynie i szybko opróżniłem. Z zegaru wiszącego nad wejściem dowiedziałem się, że dochodziła jedenasta. Wieczorem oczywiście. Pościel pachniała czystością, łóżko, choć nie jakieś wspaniałe, kusiło bym zamknął oczy i zasnął zapominając o tej całej pokręconej sprawie. Nie dane mi było jednak odpocząć.

Do pokoju weszła młoda pielęgniarka. Ładna, brązowooka kobieta zbliżyła się do mnie z czymś na kształt uśmiechu. Wyglądała na zmęczoną, więc wyszedł trochę słabo.

- Jeremy, tak?- pokiwałem głową- Doktor Colin przyjdzie do ciebie za chwilę. Dobrze się czujesz?- znowu skinąłem.

W gardle mimo wypicia wody czułem suchość. Kobieta podniosła pustą szklankę z szafki.

- Chciałbyś jeszcze wody?- zapytała.

Potaknąłem. Wyszła, a po chwili wróciła z pełnym naczyniem. Jednym chaustem wypiłem całość. Pielęgniarka ziewnęła. Poprawiła poduszkę, na której leżałem. Zapewniła ponownie, że doktor jakiś tam zaraz przyjdzie i zostawiła mnie sam na sam z myślami.

"Pięknie, kolejna fałszywka."- przemknęło mi przez głowę- "Oni wszyscy naprawdę myślą, że uwierzę jak to im nagle na mnie zależy?"

Archowum |ᴏʀɪɢɪɴᴀʟ sᴛᴏʀɪᴇs| ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz